|
Strona 1 z 1
|
[ Posty: 2 ] |
|
Brak żalu... źle uformowane sumienie?
Autor |
Wiadomość |
*Julka*
zbanowana na stałe
Dołączył(a): N wrz 21, 2008 10:05 Posty: 1111
|
 Brak żalu... źle uformowane sumienie?
No więc, całkiem niezauważalnie grzech odsunął mnie od Boga.
Najlepsze jest to,że jest to dość skrajne: Ja ,która naprawdę byŁam blisko Boga, rozmawiałam z nim,byŁ dla mnie przyjacielem ... nagle po odsunięciu staŁ się odLegŁy. Moja relacja,bliskość z Bogiem osłabła, modlitwa też, znów zaczęŁa być uciążLiwa, a gdy z tego wszystkiego zdaŁam sobie sprawę postanowiŁam ,że to idzie w zŁym kierunku i trzeba to zmienić. I tu dzieje się coś ,co mnie przeraża: do spowiedzi szykowałam się już od niecałego tygodnia , a teraz nawet jeśli w środku to,co jest przykryte grzechem gdzieś na dole mówi " Idź do spowiedzi" to jednak mam wrażenie,że to by byŁo bezowocne skoro ja nawet nie czuję żalu, jestem taka obojętna, przestaŁo mi zaLeżeć.. nie wiem co się ze mną dzieje, w głębi duszy zastanawiam się " co ja robię ?!" a z drugiej mam wrażenie ,że na to wszystko patrzę z drugiej strony nie ja, to nie mój problem, nie zależy mi...
Nie umiem tego zmienić,powstrzymać..
Grzech aż tak głęboko wykorzystał moją złość i żal niekoniecznie w stronę Boga... ale innych ludzi..
Nie potrafię teraz pójść do Boga i szczerze żaŁować, postanawiać poprawę, znów łatać naszą naderwaną relację...
Jak mam to zmienić skoro nawet nie czuję chęci zmiany pomimo iż wszystko to widzę, że idzie w zŁym kierunku i mam tego świadomość ,a jednak ten brak energii, chęci...
|
N gru 07, 2008 11:38 |
|
|
|
 |
jumik
Dołączył(a): Cz maja 03, 2007 9:16 Posty: 3755
|
A może to tzw. noc wiary? Noc wiary, która spotyka każdego wierzącego.
Tak jest ona opisywana:
Noc wiary jest etapem na drodze duchowego rozwoju. Wielcy klasycy myśli religijnej opisują ją jako wejście w ciemność – ciemność, która może przestraszyć i pochłonąć. Doświadczenie to dotyka jednak nie tylko mistyków, ale jest treścią wiary każdego prawdziwie wierzącego. Po raz pierwszy noc wiary pojawia się po tak zwanym pierwszym nawróceniu. Jest ono dziecinne, pełne entuzjazmu. Modlitwa, uczestnictwo we wspólnocie – wszystko to sprawia radość. Wszelkie działania w stronę Boga są natychmiast nagradzane. W końcu jednak przychodzi noc, która przejawia się w tym, że człowiek przestaje odczuwać bliskość Boga. Nagle nie może się modlić, czytać Pisma Świętego, nudzi się na Mszy św., wszystko, co było mu wcześniej tak drogie, przestaje nagle ciekawić. Chciałby iść do kościoła na adorację, ale kiedy usiądzie w ławce i próbuje zwrócić myśl ku Panu Bogu, okazuje się, że nie może się skupić. Ma poczucie, że Bóg go nie słucha i mu nie odpowiada, że odsunął się od niego. Wcześniej Bóg był dla człowieka tym, czym matka podtrzymująca raczkujące dziecko. Teraz człowiek czuje się jak dziecko, od którego matka odsunęła nagle swoje ręce.
(dalsza część: http://www.hallelujah.pl/joomla/index.p ... &Itemid=90 )
Albo może to zwykłe zniechęcenie, zobojętnienie, przygnębienie - coś w rodzaju dłuższej zimowej "depresji".
*Julka* napisał(a): Nie potrafię teraz pójść do Boga i szczerze żaŁować, postanawiać poprawę, znów łatać naszą naderwaną relację...
Gdy będzie się miało męża/żonę, to z pewnością będzie niejedna kłótnia na przestrzeni całego małżeństwa. I one mogę naderwać relacje, mogą być podczas takich kłótni wzajemne zranienia. Ale tak jak w małżeństwie trzeba zrobić wszystko co tylko możliwe, żeby być razem, bo jest się już jednym ciałem do końca życia, tak i tutaj trzeba zrobić wszystko co się da i starać się cały czas, niezależnie jak długo by to trwało, bo dąży się do zjednoczenia z Bogiem. Tak jak pewnie w małżeństwie, tak i w innych bardzo bliskich relacjach (jak ta z Bogiem) trzeba łatać naderwaną relację cały czas.
Mimo, że może to Ty ją naderwałaś, to wiedz, że Bóg będzie czekał cierpliwie dowolnie długo - aż do śmierci - bo nic Go nie zniechęci, nic nie sprawi, że przestanie czekać na nas - nawet najgorszy grzech. On tylko czeka aż przyjdziesz.
A z tym żalem... wydaje mi się (jeśli się mylę, to niech ktoś mnie poprawi), że jeśli człowiek nie może z siebie wydusić żalu emocjonalnego, to wystarczy taki intelektualny, taki że wiesz, że źle robisz (a pisałaś, że widzisz, że idzie to w złym kierunku, więc wiesz) i za to żałować po prostu intelektualnie, niekoniecznie w sposób pełen emocji.
Myślę, że musisz ten stan zobojętnienia po prostu przetrzymać, przetrwać. Być może on jest naturalnym etapem, a może spowodowanym warunkami zewnętrznymi lub wewnętrznymi (grzech), ale myślę, że to jest po prostu okres, aby go przetrwać - żeby kochać Boga ze względu na Niego samego, kochać Go mimo wszystko.
_________________ Piotr Milewski
|
N gru 07, 2008 12:34 |
|
|
|
Strona 1 z 1
|
[ Posty: 2 ] |
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|