|
Strona 1 z 1
|
[ Posty: 4 ] |
|
strach przed Bogiem i mysli oskarżające
| Autor |
Wiadomość |
|
moyra
Dołączył(a): N gru 07, 2008 16:16 Posty: 2
|
 strach przed Bogiem i mysli oskarżające
Witam.
Właśnie w tej chwili zmagam się z dość sporą i nieprzyjemną walką wewnątrz mnie. Czuję gniew, rozdrażnienie, smutek, łzy na policzkach. Chodzi o to, że znów jestem w sytuacji kiedy musze podjąć decyzję : pójść do kościóła czy dokończyć sprawy, które bezpośrednio dotyczą ważnych części mego życia. Wiem, że wiara jest też czymś ważnym. Dlatego ciężko mi wybrać. Część osób pewnie by powiedziała z oburzeniem: "Jak to, nie wiesz co wybrać? Bóg powinien być na 1!!! miejscu!!!" Spotkałam się też i z takimi odpowiedziami na mój problem. Tak szczerze...to tylko pogłębia mój strach przed Bogiem. Cżęsto mam już dość tego co czuję w tej chwili. Od kilku lat zmagam się z obrazem Boga jako patologicznego ojca, który za nieposłuszeństwo każe i jak chcę żeby wszystko było dobrze muszę być posłuszna, bo baty dostanę. Kilka lat temu wyrzekłam się wiary, bo już nie mogłam przezwyciężyć tego uczucia. Kiedy to jestem atakowana wewnętrznie, że jestem głupia, bo znów zawaliłam, że zawiodłam Boga, że czuje się On mną rozczarowany, że mnie ukarze. Wtedy też przeważnie coś się waliło... i widzałam w tym właśnie tę karę... Boję się Boga. Do tego zawsze byłam wychowywana, że chodzenie do kościoła i inne sprawy kościelnę to obowiazek. Jak poszłam na studia wtedy wszystko się zaczęło. Kiedy rodzice dowiadywali się że nie byłam w kościele, albo że nie pojdę, zaraz wygłaszali mi kazanie. Były sytuacje kiedy ze łzami w oczach jechałam na 21 do kościoła w mrozie, żeby tylko dali mi spokój. Byłam przez jakiś czas we wspólnocie ewangelizacyjno modlitewnej. Jestem po kursie Nowe Życie z Bogiem. Byłam w grupce pokursowej. Zrezygnowałam... Zaczęłam odczuwać to jako przymus. Może to też za sprawą niektórych ludzi będących tam. Znów musiałam wybierać... Grupka albo zajęcia... Nie podobało mi się. A potem teksty " A może jednak" "wiesz to Bóg powinien być najważniejszy" i inne w podobnym stylu. Kiedy musiałam odwołać moje przybycie na czuwanie, spotkanie modlitewne, zaraz ktoś się znalazł, kto znów mówił, że a może jednak, dobrze mi to zrobi, Bóg najważniejszy. Czułam się wtedy rozerwana... Wiedząc też że jeśli pójdę, będę mieć ciżko potem z czasem aby wszystko zrobić na uczelni. W wielu przypadkach szłam, bo nie mogłam znieść tego atakowania wewnętrznego. Potem musiałąm zarywać noce, a na trych spotkaniach źle się czułam bo nie mogłam wyłączyć się z rzucia rzeczywistego. Ciągle myślałam tylko o tym co powinnam zrobić i w jakim czasie aby się wyrobić. Wtedy kiedy wyrzekłam się wiary... było mi nawet dobrze, żadnych ataków, nic, wszytsko ustało. Nie miałam problemu z wyborem, kościół czy projekt. Wcześneij nie byłam pewna nawet istnienia Boga, który i tak zresztą nawet gdyby istniał jawiłby się jako kat stojący nade mną. Po tym czasie przyszło nawrócenie, ale chyba jeszcze nie do końca pełne. Wróciłam do kościoła. Teraz mogę pwoiedzieć BÓG ISTNIEJE, nie wiem jak to udowodnić...po prostu mam takie przeświadczenie że On jest, ot tak po prostu, ale... No właśnie ale... strach przed Bogiem pozostał... Staram się w to nie wierzyć, ale ciągle potykam się o to. Znów jestem atakowana. Jeśli nie pojdę do kościoła z natłoku obowiązkjów, albo nie pójde na czuwanie, spotkanie, jestem po prostu atakowana. Że jestem głupia, że zawiodłam Boga, że czuje sie On mną rozczarowany, że mnie ukarze. Wiem że to mogą być podstępne myśli. Ale łatwo powiedzieć "nie daj się im" skoro one są takie realne i naprawdę silne. Kiedy idę dla świętego spokoju aby je uciszyć to i tak to nic nei daje...przesiedzę godzinę w kościele czy tam na czuwaniu i co... ze łzami w oczach, gniewem w sercu, z rozdartą koncentracją i z myślami co jeszcze mam do zrobienia żeby choć na trochę się spać położyć. Nie mam z kim porozmawiać o tym. Byłam u księży. Ci co byli pomocni.... byli z innego miasta... a jedno spotkanie to za mało uważam. A ci na miejscu wyrobili tylko u mnie niechęć przed jakąkolwiek rozmową i spowiedzią. Z osobami ze wspólnoty nie wiem jak rozmawiać, tcyh co znam dobrze są przeświadczeni że Bóg na 1 miejscu i nie ma nic innego ważniejszego. Nie wiem co robić. W tej chwili przezwyciężyłam się na tyle, że rzucam wszystko i jadę do kościoła. Nie wiem nawet czy do drzwi dotrę ale jadę. Nie wiem jak sobie juz radzić z tym co się dzieje wewnątrz mnie. To zaczyna być coraz to silniejsze. Piszę to wszystko z nadzieją, że jednak może ktoś się odezwie z podobnym problemem i podzieli się tym jak sobei z tym radzi. Bo po prostu nie wiem co mam robić... Pozdrawiam.
Ps. Dodam że chciałabym wierzyć prawdziwie, nie z przymusu, ale z wewnętrznej potrzeby. Czuję tę potrzebę wiary, wiem że jest Bóg. Ale jestem chyba za słaba. Te ataki wewnętrzne zaczynają mnie znów oddalać po trochu, gdyż udeżają w najczulsze miejsca.
|
| N gru 07, 2008 18:02 |
|
|
|
 |
|
Rafal Marcin Pius
Dołączył(a): Pn gru 01, 2008 18:19 Posty: 28
|
Uważaj, bo to, co piszesz, to wstępne objawy nerwicy..
Od fałszywego obrazu Boga i poczucia winy naprawdę można dostać nerwicy..
Jak chcesz, to chętnie pogadam z Tobą o tym na GG, bo sam miałem kiedyś podobne objawy. Mój nr 2155101
Pokażę Ci fajny tekst, który znalazłem na pewnym forum:
Nigdy nie uwierzymy:
w Boga, który czyha, by przyłapać Człowieka gorącym uczynku;
w Boga, który potępia dobra materialne Naszej codzienności;
w Boga, który w swoim sadomasochizmie kocha cierpienie;
w Boga, który zapala czerwone światło, gdy Człowiek się cieszy;
w Boga, któremu zależy na tym, by bać się Jego Sprawiedliwości;
w Boga, który nie pozwala Ludziom traktować się, jak Brata;
w Boga, którym można manipulować jak dobrotliwym Dziaduniem;
w Boga, którego przypadkiem odnaleźć można na loterii i kuponie Lotto;
w Boga, który jako Sędzia feruje wyroki trzymając w ręku liczydło,
w Boga, który nie jest zdolny do uśmiechu nad pomyłką Człowieka;
w Boga, który bawi się w potępianie, moralizowanie, osądzanie;
w Boga, który wysyła Ludzi za życia ziemskiego do piekła;
w Boga, który wymaga egzaminu życia zdanego na 100 procent;
w Boga, którego można w pełni wyjaśnić filozoficznymi wywodami;
w Boga, który nie rozumie, że Dzieci zawsze się brudzą i są zapominalskie;
w Boga, który wymaga, by Człowiek Wierzący przestał być ludzki;
w Boga, którego tylko dojrzały, dobrze urządzony Gospodarz potrafi przyjąć;
w Boga, którego wymyślają Teolodzy siedzący w wieżach z kości słoniowej;
w Boga, który mówi w gniewie: „zapłacisz mi za to; nigdy Ci tego nie daruję”;
w Boga, który nie reaguje na dotkliwe problemy i cierpienia wszystkich Ludzi;
w Boga, którego Uczniowie odwrócili się od pracy na rzecz tego świata;
w Boga, który nie wychodzi na zewnątrz, by spotkać Osobę, która Go opuściła;
w Boga, który w surowym tonie potępienia zła nigdy nie płakał z Człowiekiem;
w Boga, który nie jest Światłem, jakiego brakuje w życiu zatwardziałych Ludzi;
w Boga, który woli bezkompromisową Czystość od pięknej i prawdziwej Miłości;
w Boga, którego nie ma tam, gdzie Ludzie darzą się szacunkiem i Miłością;
w Boga, w którym nie ma Tajemnicy i który nie jest większy od Nas samych;
w Boga, który chcąc uszczęśliwić, daje Szczęście oddzielone od ludzkiej natury;
w Boga, który nie posiada ciepła słońca ogrzewającego wszystko, co dotknie;
w Boga, który nie potrafi uwieść Miłością ludzkiego serca;
w Boga, który nie stał się Człowiekiem ze wszystkimi tego konsekwencjami;
w Boga, w którym nie możemy złożyć Nadziei;
NIGDY NIE UWIERZYMY W TAKIEGO BOGA!
_________________ W niebie znajdziesz wszystkie wady prócz pychy..
W piekle znajdziesz wszystkie cnoty prócz pokory..
|
| N gru 07, 2008 18:49 |
|
 |
|
kawa
Dołączył(a): So cze 14, 2003 20:13 Posty: 377
|
Idąc na studia myślałam, że od razu zaangażuję się w jakąś grupę duszpasterską. Wcześniej byłam we wspólnocie modlitewnej, poświęcałam temu mnóstwo czasu i energii- to był mój styl życia. Studencka rzeczywistość okazala się jednak nieco inna- nie potrafilam zaaklimatyzować się w żadnym DA. Na moim wydziale podstawowym sposobem spędzania wolnego czasu jest picie alkoholu, a ja potrzebowałam znajomych, więc wkrótce znalazłam grupę kumpli od kieliszka. Potem dal o sobie znać nieprzepracowany kryzys wiary z czasów liceum. Powiedziałam sobie, że Boga nie ma i z dnia na dzień zakończyłam wszystkie praktyki religijne. Trwało to kilka miesięcy, dotarłam do takiej paranoi, że wychodząc na miasto omijałam wszystkie kościoły po drodze, bo nie mogłam znieść ich widoku (w centrum Krakowa to nie lada wyczyn  ).
Potem, dzięki przyjacielowi (chyba nie tyle jego namowom, co modlitwie) wybrałam się na rekolekcje. Zaczęłam powoli wracać. Może nawet nie wracać, co na nowo szukać Boga. Nie tego, który jest wrednym legalistą, który odnotowuje każde wykroczenie i rozlicza z przykazań jak z regulaminu. Raczej Tego, który nas zna- czyli dokładnie wie, że grzeszymy, że mniej lub bardziej celowo oddalamy się od Niego, ale jednak nas kocha. Jest taki niesamowity fragment u Ozeasza (Oz 11, 7-9)- Bóg mówi w nim, że mimo że odchodzimy i nie doceniamy Jego miłości, On decyduje się stłamsić w sobie gniew. Popatrz- z tego wynika, że Bóg nie jest nami rozczarowany. Rozczarowanie przychodzi wtedy, kiedy spodziewaliśmy się czegoś lepszego, a nie wyszło. Bóg wie, że sobie bez niego nie poradzimy, nie zraża się kiedy upadamy tylko czeka na powrót (jak w przypowieści o synu marnotrawnym- czeka, żeby znowu stać się Ojcem, a nie wygłosić wykład o moralności i Dekalogu).
Piszesz, że stresuje Cię wybór między spotkaniami modlitewnymi a obowiązkami studenckimi. A przecież wcale nie musisz na te spotkania chodzić, nie od tego zależy Twoja wiara. One mają nam pomagać, a nie rozbijać nas. Obowiązkiem wynikającym z przykazań jest tylko niedzielna Eucharystia. Na nią da się wygospodarować czas nawet w sesji (choć czasami wydaje się, że nie- nie raz miałam z tym problem).
Wiara i pójście za Bogiem musi być Twoją decyzją, wolnym wyborem. Jesteś dorosła- nie wierzysz dla Rodziców czy przyjaciół! Rodzice mogą Cię wspierać w Twoich wyborach, ale nie mogą Ci ich narzucać, nie pozwalaj im na to. Męża też Ci wybiorą? Naprawdę, możesz im odmawiać- z szacunkiem i kulturą, ale odmawiać. Podobnie jest z przyjaciółmi- nie mogą Tobą manipulować. Nie pozwól im na wygłaszanie tez, że albo pójdziesz na czuwanie, albo coś nie tak jest z Twoją wiarą. Nie mają prawa do wysnuwania takich osądów! Jeżeli nie przestaną wywierać na Ciebie presji, pomyśl nad zmianą środowiska. (Szkoda, że nie napisałaś, gdzie studiujesz...).
Pomysł ze znalezieniem księdza, który pomógłby Ci ogarnąć te problemy jest niezły. Może jednak napisz, skąd jesteś, to spróbujemy Ci kogoś polecić, albo podpowiemy jakąś sensowną grupę nie mającą manipulatorskich zapędów?
Pozdrawiam, A.
|
| N gru 07, 2008 21:19 |
|
|
|
 |
|
moyra
Dołączył(a): N gru 07, 2008 16:16 Posty: 2
|
Studiuję we Wrocławiu, właściwie to już jestem przy samej końcówce studiowania.
Co do duszpasterstw... próbowałam w kilku. W jednym ok 2 lat byłam. Pewnie byłabym tam jeszcze, gdyby nie to co zaczęło się dziać tam. Szukałam miejsca, gdzie nie ma czegoś w rodzaju duszpasterz i jego spółka(czyt. pupile), dlatego po 4 latach tułania się po duszpasterstwach, odpuściłam sobie. Ta wspólnota, którą zahaczyłam, jest dobra. Tak mi się wydaje. Na początku bycia tam, byłam często, czułam się dobrze. Potem przyszedł natłok obowiązków, zajęcia pokrywajace się ze spotkaniami. Nie dawałam sobie ze wszystkim rady, wspólnota zaczęła mi trochę ciążyć. Tak jak już wspominałam, usłyszałam trochę rzeczy. Przybiły mnie trochę, gdyż ciężko być na spotkaniach z przymusu. Do tego mam taką naturę, jeśli chodzi o wiarę... Gdzie jest przymus, tam mnie nie ma. Dałam więc wspólnotę na wstrzymanie. Taka przerwa. Teraz ciągle słyszę, że im dłużej się nie jest na spotkaniach tym trudniej wrócić. Wiem, jestem tego świadoma. Ale teraz nie czuję wewnętrznej potrzeby iśc tam dopóki pewnych spraw z wiarą nie naprawię. Nie szukam wiary na siłę. Ledwo co wyszłam z nocy i zaczynam na nowo ją budować. Ataki wewnętrzne powróciły. Kiedyś wychodząc na niedzielną Eucharystię, nawet nie dochodziłam do kościoła. Czasem się zdarzało, że tuż przy drzwiach będąc, nie wchodziłam do środka. Może to wyda się głupie, ale to co się dzieje, nie wychodzi tylko z wewnątrz mnie. Te wszystkie myśli wypowiadane w mojej głowie w 90% nie pochodzą ode mnie. Kiedyś ktoś stwierdził, że mi chyba na zdrowie umysłowe padło. Ktoś inny wytłumaczył, że tak jest, gdy ten Zły ubiera swoje słowa w nasze myśli i działą na zasadzie oskarżenia, że wymierza tak by trafić w ten najsłabszy punkt. Obłąkane to wszystko  GŁUPIO mi nawet o tym pisać.
Ta walka wewnętrzna była naprawdę potężna przed moim porzuceniem wiary. Będąc w kościele, czułam się jak ktoś kto ogląda rybki w akwarium, albo będąc w kinie na niemym filmie. Teraz jest mneijsza, ale i tak wymierza w najsłabsze i bezbronne punkty. Jeden ksiądz mnie wyśmiał. Stwierdził, że walka wewnętrzna nie istnieje.
Rodzice po tych kilku latach moich zmagań, wreszcie zrozumieli że nie jest mi z tym łatwo. Nie mieli już do mnie pretensji, że na Boże Narodzenie nie poszłam do Komunii. Byłam wtedy też u księdza. Rozmowa była krótka. Zostałam pozostawiona wręcz z niewypowiedzianymi myślami. Rodzice widzieli w jakim stanie wróciłam wtedy. Zaakceptowali to i teraz wspierają jak mogą, bez zbędnych pytań, słów. Tak czy inczej nie mówię im wszystkiego. Przyjaciele... Kiedyś ktoś bliski (tak mi się wydawało) mi powiedział, że nie będzie rozmawiał ze mną na temat wiary bo to jego prywatna sprawa. Inni zachwalali Boga, a jednocześnie robili rzeczy, które temu zaprzeczały. Inni są na rozdrożu, a jeszcze inni wybrali inną wiarę lub zrezygnowali z kościoła.
Co do nerwicy... Umysłowo jestem 100% zdrowa. Tak mi mówi każdy psycholog, do którego zajdę. Tak też i mi sie wydaje. Byłam też u księdza, mającego dużo wspólnego z psychologią i też to potwierdził. Na ciele to do 100% mam dalekooo. Ale żyję, bo chcę żyć i walczę z tymi wszystkimi chorobami.
Rafale... tekst mi naprawdę pomógł, podniósł na duchu w pewnym sensie. Dziękuję!
|
| N gru 07, 2008 23:08 |
|
|
|
Strona 1 z 1
|
[ Posty: 4 ] |
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|