|
Strona 1 z 1
|
[ Posty: 3 ] |
|
Z wierszy o Jezusie i o mnie
Autor |
Wiadomość |
memento
Dołączył(a): Pt paź 27, 2006 10:41 Posty: 93
|
 Z wierszy o Jezusie i o mnie
Jestem niechcianym bratem Jezusa
Jestem niechcianym bratem Jezusa
Gdy On nauczał Ja pisałem wiersze
Aniołów wyganiałem płoszyli
moje myśli gubiące pióra
Urywane z parapetów w serce nieba
tam tylko sięgał mój wzrok
Do tej pory nie wiem czy to przez belki czy przez źdźbła
Nie mogłem przebić się przez błękit
Nie byłem na żadnej wieczerzy
Nawet na ostatniej siedziałem w mroku
Ucztując rześkie wieczory z Bogiem
To dlatego wypisano mnie z pism
W echach lasu zostałem rozlany
Niegodne utrwalać coś co umiera
Nie niosłem krzyża
Jestem za słaby nawet na swój
Wolę uciekać za nocami
Gonić przed świtem
Kosztować gwiazd gdy łzy zgęstnieją
Nie niosłem krzyża
Nie powiesiłem się na drzewie
Ja od narodzin w pasji umieram
Tomasz(gdy zgasną światła)
Cierpię na chroniczną bezsenność
To pewne
Szukam ran i nie znajduję
Szukam rysów twarzy w lustrze
Kiedyś były zęby
Przegryzały się nawzajem z ustami
teraz są wyraźniej niż zwykle ich braki
Kiedyś traciłem twarz
Tuszowałem makijażem niedoskonałości
I znowu w taniec
aż przewrócił mnie a upaść nie mogłem
Spadałem tylko i wznosiłem się nie wiedząc o tym
Nie ma już niczego pewnego prócz pożądania
Szukam ran zostały same neurotyczne
Żadnych punktów zaczepienia w pustce
Jestem bezpańskimi śladami na piasku
A dogorywam powoli w poszukiwaniach właściciela
nie chcę być bezpański
Jestem psem bez obroży
Nieswojo się czuję bez łańcucha
Bez wyznaczonych miejsc gdzie można przebywać
Są też noce kiedy śpię
Granica moich snów i zmęczenia
Dzięki niej jeszcze pamiętam że szukam
Letargika
Gdybyś nie był tak perfekcyjnie wykonany z martwego drewna
Do granic czyichś możliwości
Gdybyś się opamiętał chociaż na parę minut trwania
Ale Ty w każdej sekundzie podtrzymujesz letarg
Gdybyś nie był tak precyzyjnie wyciosany z nadmiaru emocji
Może mógłbym
Oczywiście nie od razu
Najpierw zdobywałbyś zaufanie
Potem utrzymywał
Czasami zdradzał żebym nie popadł w kompleksy
Ale tylko przypadkiem(jestem typem dystyngowanego neurotyka)
Może mógłbym Ci opowiedzieć
Jak bezwiednie pożerają mnie tryby maszyny
Tryb dzienny nocny poranny (wieczorny)
Palilibyśmy setkami papierosy do świtu
Rozmawiając o życiu pisząc setki listów z ziemi
Jak umierać z honorem w powolnym uścisku
Nierdzewiejących nigdy od krwi kół żelaznych
Usypiają mi kości mięśnie zawsze napięte
Gdybyś nie był tak perfekcyjnie wykonany z martwego drewna
Może byłbyś doskonały
A tak zostali mi Oni
Sprzedajemy się cesarzowi na sąd
Występujemy w imieniu drżenia rąk
Kłamstw półprawd i niepewności
Zanim dopiję gorzką kawę w oczekiwaniu
Noc nas powiesi za zdradę
Do Tyberiusza
Dobre wieści Tyberiuszu
Dzisiaj wydali mi swojego króla
Choć podejrzewam że oszukują
(taka ich natura, nawet mięśnie i kości oszczędzają)
i przywiedli mi wyschniętego żebraka
Pytam go: Ty żeś król?
A on chyba mając obraz swojej postury
wobec insygniów moich zbrukanych na twarzy
Zaczyna ręce załamywać
Tłum gnuśny wzbiera
Na własnego króla podnoszą pięści!
Krzycząc że tyś ich jedynym władcą
Kłamcy
Wieprze
Ale zapytam jeszcze raz dzisiejszego dnia
Quid est veritas?
Nawet on choć się prawdą zasłaniał
Odpowiedzieć nie potrafił
I gdy gwiazdy pogasną w męczarniach naszych oczu
Palce przegniją od odciskania rysów twarzy
A zjawi się ktoś przywykły do obrzydzenia i mnie osądzi
Znowu spytam o to samo
Choć jestem pewien że spłonę
Na niego przejdzie klątwa
Jemu wykoli resztki snu z oczodołów
Judyta
Nikt tak nie całował jak Judyta
Mówiła: Bóg nie żyje
Szczególnie wieczorami
Zawieszony na czas skrytych myśli
Lecz Ja boję się skrycie że to myśmy go zabili
Że każdy następny pocałunek zdradzał coraz bardziej jego nieistnienie
Poczułem się jeszcze gorzej
Jakbym jej płacił co noc
Przez co dawałem więcej by nie sprawiać przykrości(sobie)
Bardziej martwy Bóg być nie może
Dopiero pewnego poranka
Ujrzałem jak leżymy nieprzytomni
Powieszeni na własnej nagości
Nikt tak nie całował jak Judyta
Nawet gdy była już kompletnie martwa
Rozebrana do śmierci
Ciało i krew
To moje ciało i krew leżą tam
Między oczami patrzącymi jak biegnę
Konsumuj do woli Ja uciekam
W przepoconej koszuli tam leżą moje ciało i krew
W ustach nieruchomych
To moje oczy wycieńczone patrzą jak biegnę
To moje nieruchome usta dotykają beznamiętnie
Moje ściany są moim ciałem
Moje ciało moją krwią
Więc Ja uciekać muszę
Tyle miałem ciała i krwi
Aż nie wiedziałem wieczorami czy jestem
Teraz nawet nie wiem czy biegnę ze strachem
Czy to mój wzrok ucieka po czyichś ścianach
Fetor śmierci
na ulicach w bezpańskim gwiazdozbiorze
Nasze wspólne ciało i krew
Fetowane wieczorami jako wybawienie
Nasze wspólne życie i śmierć
Stoję zawsze parę przecznic dalej od zachodzącego księżyca
Moje ciało i krew zawsze idą
Ja zawsze chcę uciekać
Ale wyzbywam się tak bardzo że nie mam już czym
Dreszcze
Industrialne dreszcze
Z par oczu do pojedynczych między mrugnięciami
przekazywane
Zagubiły Hiobów Tomaszów
Jezusa nawet gubią w mieście
Porosłym ponad drapacze strachem i nadzieją
Tak pewną jak ulotną
Zagubienie to takie uczucie
Chwilowe zdemaskowanie swojego bezruchu
Bycie Abrahamem i Izaakiem jednocześnie
I zawsze nikim ważnym w setkach lamp i ulic
Gorsze jest jedynie odnalezienie
Skandalicznie skandowane z ust skierowanych w ręce młodsze
Szyderstwo i powaga
Toż to tonu ostrza nie zmienia ani rytmu trąb Jerycha
których echo niesie gdzieś nostalgicznie z nicości donikąd
Chowam się więc gdzie popadnie
Najchętniej zaś parę kroków przed
niestreszczalnym pięknem
_________________ The Vampires Are Coming
|
Wt sty 27, 2009 12:30 |
|
|
|
 |
nomines
Dołączył(a): Cz gru 27, 2007 15:17 Posty: 1233 Lokalizacja: Nowy Sącz
|
Bardzo ładne wiersze. Szczególnie ten pierwszy mnie ujął, choć nie rozumiem skąd taki tytuł...
_________________ "Nauka robi 95 kroków. Pozostałe 5 trzeba przejść na klęczkach." Zenon Ziółkowski
http://blog.wiara.pl/nomines/ zapraszam :)
|
Śr sty 28, 2009 19:13 |
|
 |
Asienkka
Dołączył(a): Wt gru 23, 2003 0:41 Posty: 4103
|
memento napisał(a): Empatyzm Wstęp
Stało się. Powiedzieli, że jestem robotem. Moje uczucia to tylko programy. Programy piszą ten tekst. Programy w obawie przed mrokiem, chcącym wedrzeć się z samego serca nocy do pokoju, zasuwają zasłony potęgując jeszcze strach i niemoc. Programy piszą ten tekst i patrzą sobie ze zdziwieniem na dłonie. Rozglądają się szaleńczo po wielkim Krakowie szukając punktów oparcia w najwyższych piętrach i zwracają wzrok na małe drzewko posadzone by zaspokoić podstawowe pragnienia. Zaczęli też pokazywać mi prawdę. Prawdę za prawdą, Boga zaczęli odzierać z szat! Na moich oczach i nie mogłem się sprzeciwić. Zacząłem wtedy uciekać i gonić jednocześnie ocierając się o dusze przodków, ale nigdy nie wnikając w nie. One tylko przyspieszały pęd od prawdy do prawdy, od rozpaczy do szaleństwa, od szaleństwa do szczęścia, od szczęścia do... domu? Dom musi mieć fundamenty to na czym stanąłem w szaleńczej wściekłości waliło się z cała furią na głowę odsłaniając niebo. Dzień za dniem. Zmieniała się pogoda, chmury powracały i oddalały się. Aż w końcu wyszedłem i zacząłem iść spokojnie tam skąd przybyłem, oglądając ślady zniszczenia. Czy istnieje coś pewnego? Ja sam tylko pewny jestem i moje wybory. Wyobraź sobie, że stworzyłeś maszynę. Maszynę myślącą. Stajesz przed nią i pytasz: "Co zrobimy dzisiaj mój przyjacielu? Masz na coś szczególną ochotę?" Maszyna sprawdzi wszystko co do niej wpisałeś i odpowie: "Mam ochotę porozmawiać o Bogu". Usiądziesz z nią wieczorem przy świeczce i zaczniesz rozmawiać, wkładając w tą rozmowę całe ciepło jakie posiadasz i otrzymasz nad ranem odpowiedź: "Dziękuję, teraz już wiem, że Bóg istnieje na 50%, a na 50% Go nie ma". Czy maszyny mogą mieć wolną wolę? Czy mogą mieć emocje? Nie ma takiej możliwości. Nasz charakter kształtuje się wraz z doświadczeniem. Maszyny mogą się uczyć, mogą wyciągać wnioski na podstawie połowicznych danych, ale czy są świadome jaki jest cel? Wyobraź sobie, że maszyna wygra z Tobą w szachy, czy chciała wygrać i cieszy się tym zwycięstwem? Nie, miała tylko takie zadanie. Powiedz do maszyny: "Deszcz rozmazał na mojej twarzy wspomnienia". Nigdy nie dostaniesz odpowiedzi... Podeszli do mnie i rozrysowali moje ciało białą kredą na czarnych tablicach. Powiedziałem, że widzę cień ich skrzydeł smutnie sięgających ziemi. Odpowiedzieli, że kiedyś byli aniołami, ale przystosowali się. Okazało się, że po Ziemi trzeba stawiać pewne kroki, nie wolno lecieć ku chmurom, bo tam nic nie ma prócz pytań. Znaleźli niepodważalne prawdy. Pokazali mi, że nie mam uczuć, to tylko pozostałości po epoce kiedy ludzie musieli reagować na świat. Nie wynikają z mojej woli, ale to ona im podlega. Miałem spytać czy nie lepiej usiąść i czekać aż wahadło odmierzy mój czas i popchnie dalej wielki mechanizm, ale zdałem sobie sprawę, że co bym nie zrobił będzie to tylko nieświadome reakcja przekazana z genami. Zaprotestowałem sobie, gdyż cały czas widziałem te cienie na ziemi, wielkich rozłożystych skrzydeł, które tylko czekają na impuls. Oni brnęli dalej pokazywali, jak zmienia się świat. Nigdy jednak nie widzieli różnicy między zmianą, a rozwojem. Przystosowaniem do świata, a niezłomną wolą by rozrzucić przez okno kwiaty do przypadkowych przechodniów. Obdarzyć ich zerwanym życiem, pięknem arcydzieła, które nawet po śmierci roznosi swój zapach doskonałości.
Panie Darwinie Spotykamy się w piątki i rozmyślamy Najpierw on przychodzi rozrywając wspomnienia Proponuje wódkę i papierosy Później przychodzą następni replikanci Replikujemy się wieczorem do upadłego Przeplatając świat przekleństwami Nieszczerymi uśmiechami i szczerą potrzebą
Przychodzę sam do domu Zmęczony tą nieustającą replikacją myśli I ewolucją poglądów na temat ten sam
Gdy nastaje noc nie mogę zasnąć Boję się że nie przetrwam Że ktoś zmaże moje słowa Jako nieudane zaprzeczenie postępu Że ktoś umrze za daleko Tak że nie będę mógł mu pomóc
Chciałbym tu kończąc przeprosić pana Za wiersze i obrazy Za te niepraktyczne nocne zmazy krwi na oczach Za wybieganie szaleństwem poza czas
Z pogardą zaczęli mnie wskazywać swoimi prostymi palcami. Twierdząc, że już nie muszę wierzyć w Boga. Teraz otrzymałem pewność. Otóż zbadali świat i wyznaczyli jego granice w przestrzeni i czasie. Odnaleźli początek początków, Wielki Wybuch. A gdy spytałem kto go rozpoczął, usłyszałem o wzorach, wykresach i danych. Czy to początek? Czy tylko kolejny ślepy punkt w czasie, nie mogący ogarnąć całości? Gdy już dobiegną do kolejnego muru co powie o nas przyszłe pokolenia? Złożą nas do jednego grobu jak przeciwstawne siły i rozpoczną nową walkę.
Użądliła mnie ta wasza perwersja Ta kolaboracja uczuć nieokiełznanych Chcę tańczyć nagi i pijany I kopać w wasze twarze Za parę lat usłyszę o niezwykłości Nonszalancji Ignorancji wartości Kiedy Ja mam lepsze i nietrwalsze Jak wszechświat zachłyśnięte własną gamą barw Chaos chaos rządzi kto zdąży zmieniać ten spokojem
Poczuj mnie szukaj biegnij Przyjrzyj mi się dobrze przesiąknij Skocz w rozpacz zanurz się po pachy
Tą orgią zakończymy razem płacz Orgią świateł kolorów Za duże oczy za małe serce Wytnij oczy a zrozumiesz siebie Tchnienie Cię dotknie wtedy Niepostrzeżenie I zamieni w grymaśny posąg Postawiony na barowym stoliku
Otwórz drzwi nikt już nie puka Otwórz okna wpuść świeżość A o poranku wyruszy kawaleria Na skraj poznania i dalej w zamysłach A zamysły się rozproszą gdy dojdą do muru Wytnij wtedy oczy i idź dalej Ja już byłem podaję dłoń Prowadź teraz Ty na inne obszary
I głód przyjdzie wielki Nie wyrośnie nic na prawdzie czystej Prócz łez krwistych i kolejnych podróżników Więc bierz w kieszeń chleb i ucztuj A gdy i jego zabraknie Słońce zajdzie zostawiając nas samych Wyciągnę serce i nakarmię Cię po kawałku Twoje zostanie na później Odrośnie w bólu powiększając łaknienie
Ostatni dreszcz przebiegnie przez ciało Sznur pęknie i zwali na ziemię trupa Łamiąc nogi co nie znały drogi Przyjrzyj się przepalonym skrzydłom Spójrz na swe ramiona Przesiąknij gniewem nieludzkim Leć leć na wyzwanie kawalerzystom Trąby Jerycha już brzmią donośnie W tyle lat ile budowali W tyle zaśnie sen o fortecy niezdobytej I żal tylko że w masowym grobie spoczną Ciała pokonanych ślepi wędrownicy i skrzydła Twoje
Możesz sobie wyobrazić jak się czuję? Wierzę, że to potrafisz i to jest twoją siłą. Nie jest potęgą myśl i poglądy na temat świata. Jeśli potrafisz ogarnąć mnie swoją duszą i zaakceptować bez wydawania sądów, bez poczucia wyższości, bez prób tłumaczenia świata na swój sposób jesteś jedyny, który to na Ziemi potrafi. Jesteś człowiekiem.
_________________ Mądremu tłumaczyć nie trzeba, głupi i tak nie zrozumie.
|
Cz sty 29, 2009 11:35 |
|
|
|
|
|
Strona 1 z 1
|
[ Posty: 3 ] |
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|