Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Pn wrz 29, 2025 15:32



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 54 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4  Następna strona
 Gubię się. 
Autor Wiadomość

Dołączył(a): Wt lut 24, 2009 0:35
Posty: 16
Post 
ThinAir napisał(a):
Dla Ciebie Sunka tylko jedna rada i możliwe rozwiązanie, trwanie we wspólnocie Kościoła. Myślę o zaangażowaniu nie tylko w niedzielną Eucharystię i prywatne modlitwy, ale bycie w małej grupie związanej z jakimś ruchem


Bardzo chętnie. Tyle, że nie mam pojęcia z jakim :(

Do tematu - zgłupiałam jeszcze bardziej. Nadal nic nie wiem. Zapytam więc może bardziej czytelnie: Co jest złego, zdaniem Kościoła, w tym, że dziecko poczyna się w szkle a nie w łonie matki? Czy sposób zapłodnienia właśnie? Dlaczego?

W kwestii tych zarodków, co niby nie mają już być zabijane, znaczy nie są - wklejam tekst przemówienia wspomnianej koleżanki z maluchów (najwyżej się zbiesi, cóż, sama wstawiła do Netu, więc chyba użytkownicy tego forum powinni przeczytać), który wywował lawinę owacji, wzruszeń, potwierdzeń i oklasków:

Szanowni Państwo
Nazywam się Anna K., mam dwadzieścia osiem lat i jestem w siódmym tygodniu ciąży uzyskanej drogą In vitro. Nigdy nie poddałam się aborcji, nie prowadziłam rozwiązłego seksualnie życia, nie zachorowałam na żadna z chorób wenerycznych, a antykoncepcję hormonalną stosowałam przez rok przed urodzeniem swojego ośmioletniego dziś syna. Moja niepłodność nie jest konsekwencją ani skutkiem. Jest pechem stanięcia w niewłaściwym szeregu statystycznym, w którym obok mnie stoją trzy miliony Polaków. Stoję tu przed Państwem mając gorzką świadomość tego, jak bardzo poniżające jest dla mnie to, co powiedziałam wyżej. Czy Państwa rozlicza ktoś z Waszego pożycia seksualnego i wyborów prokreacyjnych? Czy musicie stawać przed grupą obcych ludzi, aby przekonać ich, że warto was leczyć?

Jednak jakkolwiek nie rozpatrywać tej niezręcznej sytuacji, jest ona przede wszystkim dla nas upokarzająca. Upokarzające jest tłumaczenie się z realizacji elementarnej potrzeby biologicznej, z której nikt nie rozlicza na przykład pana Konstantego Radziwiłła czy pana Łukasza Abgarowicza, ojców kilkorga dzieci. Wręcz przeciwnie- nikt nie zadaje sobie pytań, czy wymienieni wyżej panowie zasługują na bycie ojcem, czy ich pragnienie przekazania genów nie jest egoizmem, a motywacja rodzicielska jest wystarczająco silna. Jestem przekonana, że podobne pytania obaj panowie odebraliby jako świadectwo bezczelności. Bardzo słusznie. Dlatego nie rozumiem powodu, dla którego dziś niemal cała dorosła populacja Polski zagląda w moje majtki i poczuwa się do ferowania wyroków na temat tego, co w nich znajdzie.

Jakość mojego macierzyństwa różni się od jakości macierzyństwa zony pana senatora Abgarowicza jedynie geografią poczęcia. Dziś w Polsce miernikiem egoizmu jest miejsce spotkania dwóch gamet, męskiej i żeńskiej. W opinii konserwatywnej prasy i części Państwa stałam się egoistką, bo moja komórka jajowa nie spotkała się z plemnikiem mojego męża w zaciszu naszej małżeńskiej alkowy, a na szalce Petriego. Analogicznie: pan Abgarowicz z całą pewnością nie jest egoistą, bo miał możliwość spłodzenia swoich dzieci bez pomocy współczesnej medycyny.
Czyż nie jest absurdem, że lwia część etycznych dylematów powstałych wokół zapłodnienia In vitro sprowadza się w istocie do miejsca, w którym zostało poczęte dziecko? Bo chyba nikt nie ma wątpliwości, że punktem spornym jest tzw. dobro zarodka. Wszyscy wiemy, że proponowane dziś zapłodnienie pozaustrojowe spełnia kryteria etyczne w tym sensie, iż żaden embrion nie jest uśmiercany, odrzucany czy- jak popuszczają wodze makabrycznej fantazji dziennikarze Naszego Dziennika- spuszczany do kanalizacji wraz ze swoimi braciszkami i siostrzyczkami.
A więc skoro problemem nie jest legendarne niszczenie embrionów ani odbieranie komukolwiek szansy na życie, dlaczego ja, osoba chora na niepłodność, słyszę z ust biskupa Stanisława Napierały opinię:

"Innym ogromnie ważnym zagadnieniem, które pojawia się w technologii zapłodnienia In vitro, to uśmiercanie ludzkich zarodków, czyli ludzi w pierwszym stadium ich istnienia. Aby udało się jedno poczęcie In vitro musi po drodze niekiedy zginąć wiele ludzkich embrionów, uznanych dla różnych powodów za nieodpowiednie. Jest to właściwie aborcja, z tym, że selektywna (...). Okazuje się, że środowiska, gdzie przeprowadza się zapłodnienie in vitro nie liczą się ani z moralnością, ani z ludzką godnością"

Te słowa są przede wszystkim kłamstwem. Aby udało się poczęcie In vitro żaden embrion nie musi ginąć. Moja ciąża nie jest okupiona śmiercią żadnego zarodka i nie życzę sobie propagowania treści kłamliwych i obraźliwych dla środowiska ludzi chorych na niepłodność. Nie rozumiem jednak, dlaczego mój rząd milczy w tej sprawie. Czemu żaden z wybranych przeze mnie posłów nie staje w mojej obronie? Co takiego się stało, że ja, obywatelka tego kraju, płacąca podatki, biorąca regularnie udział w wyborach, staję się nagle niewarta ochrony? Czuję się sprzedana przez Państwa, ludzi powołanych do reprezentowania Polaków, w tym również trzech milionów Polaków cierpiących na niepłodność. Sprzedana w imię słupków statystycznych, bo mam pecha nie mieć po swojej stronie Kościoła Katolickiego, nie dysponuję ambonami i nie mogę zdobyć dla Państwa nowych wyborców.
Jeszcze cztery lata temu nie wiedziałam, że problem niepłodności mnie dotknie. Wszystko miało być po bożemu i w technikolorze, niczym z reklamy detergentów, która pokazuje szczęśliwe życie rodzinne. Niepłodność istniała na innym biegunie powieści dramatycznej, my zaś żyliśmy w sielance. Po półtora roku monitorowania owulacji i śledzenia cyklu- a więc tego, co zaleca promowana przez Kościół Katolicki naprotechnologia- zdecydowaliśmy się pójść do kliniki leczenia niepłodności.

To było nasze Waterloo, niepłodność wydawała się piętnem, sama myśl o tym, że ten problem może nas dotyczyć- porażką.
Dostaliśmy diagnozę. Pamiętam jedynie tyle, że staliśmy przy samochodzie i paliliśmy papierosy, choć rzuciliśmy palenie z chwilą podjęcia decyzji o dziecku. Ale w tamtym momencie nic już nie miało sensu, i tak nie mieliśmy szans na naturalne poczęcie.
Nie powiem, że desperowaliśmy i byliśmy załamani. Tego, co dzieje się w duszy niepłodnych ludzi nie da się opisać żadnym przymiotnikiem. To jak powolne obumieranie, przekonywanie się z każdym kolejnym miesiącem, że los z nas szydzi. Nie podjęliśmy leczenia, wierzyłam, że na przekór faktom uda nam się naturalnie zajść w ciążę, Bóg nam pomoże, natura okaże się być łaskawa, wydarzy się cud. Jeszcze udowodnimy medycynie, że to nie ona rozdaje tu karty.
Ale było coraz gorzej. Do frustracji z powodu każdej wiadomości o ciąży w rodzinie i wśród znajomych, doszły kryzysy małżeńskie. Każdy z nich zaczynał się zastrzeżeniem, że w ogóle nie chodzi o problem niepłodności, a o sprawy obiektywne. I każdy kończył się wspólnym płaczem nad brakiem dziecka, bo nasza jałowość tkwiła w nas jak cierń. Brak naszego dziecka był bardziej namacalny niż czyjakolwiek obecność, każdy cykl zaczynaliśmy z nadzieją, a kończyliśmy z rozpaczą. W kwietniu 2008 roku podeszliśmy do pierwszej inseminacji, zakończyła się porażką. Podobnie jak dwie następne. W listopadzie 2008 roku okazało się, że mój zegar biologiczny przyspiesza swój bieg- wygasa mi funkcja czynności jajnikowej. To oznaczało, że wkrótce może nie być dla nas innej możliwości poczęcia biologicznego potomstwa niż skorzystanie z komórki jajowej innej kobiety. W wieku dwudziestu ośmiu lat stanęłam nagle przed wizją menopauzy. Dlaczego? Znów wpadłam w zły szereg statystyczny. Tym samym sytuacja stała się klarowna: albo In vitro, albo bezdzietność. W styczniu 2009 roku podeszliśmy do zabiegu In vitro. Dr. Urszula Dudziak, instruktor Naturalnych Metod Planowania Rodziny i wykładowca na KULu, zadaje retoryczne pytania wyobrażając sobie ten moment:

"Czy rzeczywiście kobieta może się czuć szczęsliwa, gdy jest potraktowana jak klacz zarodowa, gdy jej mąż jest sprowadzony do roli dawcy nasienia, gdy dzieci zamiast ciepła matki dostają płyn hodowlany, szkło probówek i chłod zamrażarki?"

Powinnam się poczuć znieważona Jej ignorancją.
Jednak od dr Dudziak różni mnie to, że nie muszę się zdawać na wytwory chorej fantazji, ja tego momentu doświadczyłam: widziałam na ekranie monitora dwoje moich dzieci, które zostały umieszczone w moim brzuchu. Od tej chwili byłam w ciąży i tak to odczuwałam, choć nie miałam wpływu na to, czy ta ciąża się utrzyma czy nie. Moje dzieci dostały swoją szansę na życie, żaden zarodek nie został uśmiercony. Doceniam jednak zoologiczną wrażliwość dr. Dudziak, dlatego nie będę jej namawiać na In vitro. W zamian za to oczekuję, że poszerzy ona swoją wiedzę merytoryczną i stać ją będzie przynajmniej na przyzwoitość milczenia wobec dramatów, których nie rozumie.

Ale tak, czuję się bardzo szczęśliwa odkąd dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Uświadomiłam sobie wtedy, iż codziennie setki kobiet doświadczają możliwości ujrzenia dwóch kresek na teście ciążowym, jednak tylko dla nielicznych ten widok jest cudem. Noszę swój pozytywny test w torebce, w kieszeni spodni, muszę na niego patrzeć, aby uwierzyć, ze to się stało, że będziemy czteroosobową rodziną. Czekaliśmy na nasz cud cztery lata, moje dziecko jest wymarzone, wyczekane i wymodlone, mimo to słyszę z ust biskupa Pieronka, iż my i nasze dziecko stanowimy realizację idei Frankensteina. Inny duchowny, ksiądz Dariusz Oko, oznajmia publicznie, iż ž"zwykle przy jednym dziecku, które się rodzi, uśmierconych zostaje około dwudziestu zarodków"- ta konstatacja jest tak absurdalna, że trudno ją nawet skomentować. Jeśli ksiądz Oko posiada takie informacje to odpowiednim miejscem do ich przekazania jest prokuratura, a nie fotel w studio telewizyjnym redaktora Lisa. Najdziwniejsze jest jednak to, że nikt nie oponuje, nie unosi się oburzeniem, nie protestuje. Rząd mojego kraju nie ujmuje się za środowiskiem ludzi chorych jakbyśmy nie byli obywatelami tego kraju i nie było nas trzy miliony.

Prowadzi się wobec nas politykę oszczerstw, pomówień i nienawiści. Mirosław Rucki, dziennikarz katolickiego pisma "Miłujcie się" oświadcza publicznie, iż kobietę, która poddała się zapłodnieniu In vitro, nie sposób nazwać matką, tylko "dawczynią komórki". Analogicznie mój mąż nie jest ojcem naszego dziecka, tylko "dawcą spermy". To dzieje się dziś, w środku Europy, w Polsce. Inny człowiek z misją, niejaki ksiądz Leszek prowadzący w Internecie blog, którego głównym celem jest walka z In vitro, pyta dramatycznie:

"A czy dziecko z In vitro nie usłyszy od rodziców: zamówiliśmy cię za kupę forsy to teraz mały nie podskakuj, masz mieć same szóstki w szkole, musisz grac na instrumencie, znać pięć obcych języków, bo my płacimy za twoja naukę i ty musisz... problem w mentalności konsumpcjonistycznej. No właśnie, tylko czy będzie mogło mieć same szóstki, skoro jego organizm jest słabszy niż dziecka powstałego z naturalnego zapłodnienia?"

Istnieje granica, po przekroczeniu której głupota przestaje być zabawna, staje się przerażająca. Tak jak w przypadku księdza Leszka, który wprost i explicite stwierdza, iż dzieci poczęte metodą In vitro są słabsze intelektualnie i fizycznie od dzieci poczętych naturalnie. Mogłabym przedstawić księdzu Leszkowi wyniki badań wrocławskich antropologów, którzy jako jedyni w Polsce przeprowadzili badania porównawcze dzieci poczętych drogą In vitro i dzieci poczętych metodą naturalną. Myślę jednak, że ksiądz Leszek nie byłby zainteresowany informacją, iż nie ma żadnych różnic rozwojowych między tymi grupami. Wszak populizm zawsze sprzedawał się lepiej niż prawda.

Nie mówcie mi, Państwo, że tego nie widzicie. Poprzez swoje milczenie i brak reakcji przyczyniacie się do tego, że niepłodność nadal jest uznawana w Polsce za chorobę wstydliwą. Trudno się temu dziwić, skoro w Naszym Dzienniku czy Gościu Niedzielnym czytam ostrzeżenia, aby "nie brać się na lep rzewnych opowieści niepłodnych par i pamiętać o właściwym problemie: śmierci zarodków". A więc dramat mojego męża i mój zostaje zredukowany do rzewnej opowieści, a na plan pierwszy wybija się śmierć zarodków, która nigdy nie miała miejsca.
Gdzie możemy się obronić? Komu mamy powiedzieć o tym, że codziennie się nas opluwa przy pełnym przyzwoleniu Państwa, naszych reprezentantów w rządzie?

Boli mnie nie nasza choroba- z nią żyję od lat i zdążyłam pogodzić się z faktem, że światem nie rządzi zasada sprawiedliwości. Bolą mnie natomiast tysiące ludzkich historii, z którymi mam styczność, jako osoba aktywnie działająca społecznie. Historia pary, która od trzech lat stara się o dziecko, ale boi się iść do kliniki leczenia niepłodności, bo uważa słowo „niepłodność” za piętno. Historia innej pary, która przez dwa lata bała się wykonać badania nasienia. Kiedy w końcu przeprowadzili badania okazało się, że jedyną szansą na rodzicielstwo biologiczne jest w ich przypadku In vitro. Historia ludzi, którzy zdecydowali się na adopcję, bo nie stać ich było na zapłacenie za inseminację domaciczną, której koszt wynosi około sześciuset złotych.
Takich historii znam tysiące, dzieją się wokół nas. Większość ich bohaterów wmawia otoczeniu, że bezdzietność jest świadomym wyborem. Robią to, bo się boją, bo rozpaczliwie poszukują bezpiecznej tarczy ochronnej, za którą się skryją przed okrucieństwem ludzkiej ignorancji i potrzeby wydawania wyroków.

Rok temu zdecydowałam się wystąpić publicznie w obronie zapłodnienia In vitro. Usłyszałam wówczas, iż nasza niepłodność jest karą za to, iż rozwiodłam się z pierwszym mężem. Matka czworga dzieci zasugerowała mi adopcję. Żadne z jej dzieci nie jest adoptowane. Matka innej czwórki ostrzegła mnie, że Bóg mnie kiedyś pokarze za wybór zapłodnienia In vitro. Na szczęście ona swoją czwórkę poczęła w sypialni, więc może czuć się w pełni bezpieczna.
Byłam zdumiona, skąd w ludziach potrzeba osądzenia i potępienia bez zadania sobie trudu zdobycia elementarnej wiedzy na temat niepłodności. Teraz, gdy czytam słowa biskupa Pieronka, który twierdzi, iż ja i dziesiątki tysięcy Polaków "nabyliśmy swoje dziecko przy ladzie sklepowej w wyniku handlu", nie dziwię się już ignorancji tych dwóch kobiet. Dlaczego miałyby się czuć zobowiązane do empatii, taktu i zdobywania wiedzy, skoro nawet hierarchy polskiego kościoła katolickiego nie stać na podobną uprzejmość? Te kobiety to właśnie społeczne lustro, w którym odbijają się takie opinie jak opinia biskupa Pieronka, biskupa Napierały, dr. Dudziak czy Mirosława Ruckiego.

Rok temu, kiedy obrażono mnie i moją rodzinę, poprzysięgłam sobie, że zachowam informację o naszej chorobie w tajemnicy. Ale to zła droga. My, ludzie niepłodni, nie mamy się czego wstydzić. Niech wstydzą się ci, którzy poczynają swoje dzieci w aktach przemocy i gwałtu, w zamroczeniu alkoholowym, w wyniku zdrad. Dla których poczęte dziecko jest wypadkiem przy pracy, niechcianym odpadem. Ci ludzie, których Kościół Katolicki nie rozlicza z godności poczęcia, bo zakłada ją automatycznie- wszak mieli szczęście począć te dzieci w wymiętej pościeli, a nie na fotelu ginekologicznym.
Dlatego właśnie tutaj przyszłam. Jestem tu, bo czuję się dumna z tego, że razem z mężem przetrwaliśmy okropne, gorzkie cztery lata. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie miłość. Jesteśmy dumni z tego, że nasze dziecko poczęło się z miłości i w miłości. Przyszłam tutaj również dlatego aby dowiedzieć się, co Państwo zamierzacie uczynić w tej sprawie. I dlatego, bo zrozumiałam, że ktoś musi zawalczyć również o Państwa córki, wnuków i siostrzenice. Skoro Państwo nie zamierzacie im ułatwić tej drogi, będą to robili obcy ludzie.


Ona to właśnie twierdzi, iż nie istnieje problem uśmiercania zarodków, albo może raczej przestaje istnieć, bo podobno istnieje już jakaś inna technologia.

_________________
mama czwórki :D
Julia (7), Mateusz (6), Tobiasz (2,5), Faustyna (1,5)


Śr lut 25, 2009 23:39
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt lut 24, 2009 0:35
Posty: 16
Post 
A tu macie panią Annę K. i Jej widzenie naprotechnologii. Przyznacie, że ma dar krasomówstwa. Ona swoje, Kościół swoje a ja głupieję i nie wiem jak mam na to reagować - uznać, że Kościół się myli? :co:


Poniżej wklejam pełen tekst swojego raportu napisanego dla potrzeb Stowarzyszenia na rzecz leczenia niepłodności i wspierania adopcji "Nasz Bocian". Znajdziecie w nim informację o tym, czym NaProTechnologia (ostatnio tak reklamowana ze wszystkich polskich ambon) jest, a czym nie jest.
Poniższy tekst znajduje się w materiałach prasowych Stowarzyszenia i trafił w ręce wszystkich polskich posłów oraz dziennikarzy zajmujących się problematyką in vitro.
Wyrazam zgodę na kopiowanie i cytowanie pod warunkiem podania autorki.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Rzekomy cud naprotechnologii

W ostatnim czasie głośno zrobiło się w Polsce na temat naprotechnologii. Metoda ta nie tylko jest nazywana alternatywą wobec zapłodnienia pozaustrojowego, ale według jej zwolenników posiada imponującą skuteczność. Niektóre źródła mówią nawet o 97% przypadków leczenia zakończonych sukcesem.

Czym jest naprotechnologia?

Naprotechnologia jest powstałą 30 lat temu metodą diagnozowania i leczenia niepłodności, polegającą na prowadzeniu dokładnych obserwacji kobiecego organizmu i tworzeniu na tej podstawie indywidualnych wytycznych dla każdej pary. Opiera się na tzw. modelach płodności Creightona. Jej angielska nazwa, czyli NaProTechnology, to skrót od Natural Procreative Technology (metoda naturalnej prokreacji). Jej wynalazca i prekursor, prof. Thomas Hilgers, postawił tezę, iż większość przypadków niepłodności idiopatycznej (o niewyjaśnionym medycznie podłożu) to w istocie niezdiagnozowane przypadki całkowicie uleczalnej niepłodności. Wraz z prowadzeniem analizy fizjologicznych i biochemicznych procesów zachodzących w organizmie kobiety następuje rozpoznanie problemu. Na tym etapie można zadecydować o włączeniu leczenia hormonalnego lub chirurgicznego oraz ustalić optymalny dla danej pary moment współżycia. Przeciętna długość cyklu metody NaPro (a więc pełnej diagnostyki) trwa 24 miesiące. Oczywiście wielu parom udaje się począć dziecko jeszcze przed upływem 2 lat.
Naprotechnologia jest przy tym metodą całkowicie naturalną, bo opierającą się na codziennych obserwacjach śluzu, temperatury, samopoczucia itd., bezpieczną dla zdrowia pacjentki i dziecka, rzetelną diagnostycznie, przydatną również przy problemie poronień nawykowych i ciąż zagrożonych. Jest przy tym stosunkowo tania, około trzykrotnie tańsza od In Vitro Fertilization (IVF).
Skoro przyszłość rysuje się tak jasno i wydaje się, iż ludzkość wynalazła cudowny lek na jedną z chorób społecznych XXI w., jaką jest niepłodność, dlaczego rozważamy jeszcze refundację in vitro?

Diagnoza nie leczy

Wyobraźmy sobie, iż pewnego dnia budzimy się z silnymi, napadowymi bólami w okolicach prawego żebra. Udajemy się do lekarza, który przeprowadza wywiad, kieruje nas na badania i na tej podstawie wydaje diagnozę: atak kolki wątrobowej. Odtąd musimy przestrzegać diety, jeść powoli, wzbogacić naszą dietę o większą ilość błonnika, dzięki czemu ataki ustaną lub staną się rzadsze. Ustalenie nazwy schorzenia, na jakie cierpimy, jest niezbędnym etapem leczenia, bo umożliwia zastosowanie odpowiedniej terapii.
Teraz zaś wyobraźmy sobie, iż zdiagnozowano u nas ostrą niewydolność wątroby. Po przejściu szczegółowych badań okazuje się, że niewydolność jest tak zaawansowana, iż jedynym ratunkiem dla nas jest przeszczep wątroby. Postawienie właściwej diagnozy ma tu znaczenie fundamentalne, bo warunkuje dalsze postępowanie. Jednak jeśli nie znajdzie się dawca, a lekarze nie wykonają nam przeszczepu, nic nam po diagnozie.
Paradoks oszałamiających statystyk w naprotechnologii polega na tym, iż owa wartość „97%” odnosi się jedynie do trafności diagnozy, co wcale nie przekłada się na 97% ciąż ani poczęć. Jako metoda diagnostyczna bazująca na solennych i precyzyjnych badaniach, naprotechnologia ma po prostu wyższą skuteczność od kilkunastu wizyt u rejonowego ginekologa i zleconych przez niego nierzadko przypadkowych badań. Jednocześnie jednak tak jak internista czy gastrolog są bezradni w obliczu ostrej niewydolności wątroby ze wskazaniem do przeszczepu, tak naprotechnolog nie będzie w stanie sprawić, iż pacjent z ciężką kryptozoospermią (śladowa ilość plemników w ejakulacie) stanie się kiedykolwiek zdolny do poczęcia dziecka metodą naturalną.
Pokuśmy się o następującą analogię. Załóżmy, iż kolka wątrobowa to ten rodzaj niepłodności, który poddaje się leczeniu na drodze farmakologicznej lub chirurgicznej. Niestety, poza kolką mamy też ostrą niewydolność wątroby, której nie da się wyleczyć cudowną dietą i uważnym obserwowaniem własnego ciała. Ratunkiem jest tylko przeszczep. Odpowiednikiem ostrej niewydolności wątroby jest niepłodność, która kwalifikuje do wykonania zabiegu in vitro, będącego zabiegiem ostatniej szansy lub też jedynym możliwym postępowaniem medycznym w danym przypadku.
Do wspomnianego wyżej rodzaju niepłodności ciężkiej będzie się zaliczać m.in. zaburzenie funkcji nabłonka plemnikotwórczego, odpowiadające za ok. 40% przypadków niepłodności męskiej. Zatem, jeśli dana para cierpi na ciężką niepłodność męską, nie jest możliwym ani całkowite ani częściowe wyleczenie takiego rodzaju niepłodności. Dokładnie na tej samej zasadzie, na jakiej nie da się wyleczyć ostrego zapalenia wątroby. W jednym przypadku można wykonać tylko in vitro, w drugim zaś – przeszczep. Nie jest więc prawdą, iż – tak, jak chcą tego zwolennicy naprotechnologii – leczenie niepłodności sprowadza się do usunięcia problemu danej pary i przywrócenia jej zdolności prokreacyjnych. Taka koncepcja jest zachwycająca, ale, niestety, fantastyczna. Tak jak część przypadków niepłodności nie jest uleczalna, tak nie jest uleczalne uszkodzenie i zwłóknienie wątroby. Mimo to w pierwszym przypadku można wykonać zabieg zapłodnienia pozaustrojowego, a w drugim – przeszczepić wątrobę dawcy. Przeszczep przywróci zdrowie pacjentowi, choć nie spowoduje ozdrowienia usuniętej wątroby, in vitro zaś spowoduje zajście w ciążę, choć nie zwiększy ilości plemników w ejakulacie.
Innymi rodzajami niepłodności, którym naprotechnologia nie zaproponuje żadnej skutecznej terapii, są: mechaniczna niepłodność kobieca (brak macicy, jajników, jajowodów, pochwy); nieodwracalne zmiany endometriotyczne; ciężkie uszkodzenia jajowodów i defekty anatomiczne po stronie kobiety oraz mężczyzny.

Naprotechnologia i in vitro
Naprotechnologia nie jest metodą uniwersalną, podobnie jak nie jest taką metodą zapłodnienie in vitro.
Niestety, społeczeństwo jest poddawane systematycznej dezinformacji zarówno w przypadku naprotechnologii, jak i w przypadku in vitro. Dezinformacja ma wielorakie konsekwencje: wywołuje niezdrową atmosferę wokół zabiegu in vitro, który dla wielu par jest jedyną szansą poczęcia dziecka; działa na szkodę samej naprotechnologii, przypisując jej moce sprawcze, których nie posiada; wreszcie wywołuje sztuczny konflikt społeczny, sugerując, iż naprotechnologia jest alternatywą dla in vitro.
W interesie par niepłodnych, a także w interesie społecznym, leży pogłębianie wiedzy w zakresie naprotechnologii przy jednoczesnym i niezależnym wspieraniu metody in vitro. Konfrontowanie tych dwóch metod i nazywanie którejkolwiek z nich alternatywą wobec drugiej, jest działaniem wprowadzającym opinię publiczną w błąd. Rzetelność informacyjna wymaga rozdzielenia in vitro i naprotechnologii jako metod, których obszary zainteresowania i skuteczność w leczeniu niepłodności w większości nie pokrywają się. Niedopuszczalne jest promowanie naprotechnologii kosztem deprecjonowania metod rozrodu wspomaganego. Niedopuszczalne jest przyzwolenie, aby nauka służyła ideologii. Przedstawianie naprotechnologii jako uniwersalnej metody leczenia niepłodności jest w istocie wprowadzaniem w błąd 60% par, którym naprotechnologia nie będzie w stanie pomóc, za to pochłonie ich czas. Znając zaś wpływ wieku kobiety na wskaźniki płodności, można to ujmować w kategoriach „kradzieży” czasu rozrodczego kobiety.

Kilka faktów i mitów o NaProTechnologii

1. Czy naprotechnologia jest szansą na biologiczne potomstwo dla każdej niepłodnej pary?

Nie.
NaProTechnologia jest metodą wykluczającą wszelkie rodzaje rozrodu wspomaganego. Rozród wspomagany jest zaś w zasadzie jedyną drogą dla par z zaawansowaną niepłodnością męską, jedyną drogą dla par z niedrożnością jajowodów, jedyną drogą dla par z zaawansowaną endometriozą oraz dla wielu innych przypadków niepłodności. Szacuje się, iż przypadki niepłodności męskiej to 35-40% przypadków ogólnej niepłodności. Kolejne 25% to przypadki niepłodności, w których występuje jednocześnie zarówno czynnik męski jak i żeński. Zatem dla ok. 60% par cierpiących na niepłodność NaProTechnologia okaże się być nieskuteczną metodą poczęcia, choć może im wydatnie pomóc w uzyskaniu trafnej diagnozy własnego przypadku.

Wracając do przykładu ze schorzeniami wątroby: choć prawidłowa diagnoza jest niezbędna dla skutecznego przebiegu leczenia, to znajomość diagnozy nie oznacza automatycznie wyleczenia. Uzyskanie informacji, iż cierpimy na ostre zapalenie wątroby z kwalifikacją do przeszczepu nie spowoduje ani wyleczenia na drodze diety, ani nie sprawi, iż nasza wątroba się sama uzdrowi.
Wiedza, iż posiadamy niedrożne jajowody nie pomoże nam zajść w ciążę niezależnie od ilości przebytych laparoskopii, zażytych leków i szczegółowych obserwacji, które zaproponuje nam NaProTechnologia. To właśnie zależność, która najczęściej umyka nierzetelnym zwolennikom NaProTechnologii: NaProTechnologia jest jedynie wariantem mającym sens w niektórych przypadkach, a nie panaceum na niepłodność.

2. Skoro NaProTechnologia jest realnie adresowana do ok. 40% niepłodnych par, skąd statystyki mówiące o 97% skuteczności tej metody czy opinie „Dzięki naprotechnologii w ciążę zachodzi nawet 80 proc. leczących się małżeństw /Agnieszka Pietrusińska, pierwszy w Polsce stażysta NaProTechnologii/”?

Choć metoda NaProTechnologii jest znana od 30 lat, na świecie działa tylko kilka klinik naprotechnologicznych. W całej Europie pracuje jedynie dwudziestu lekarzy-trenerów NaProTechnologii, z czego siedmiu jest jeszcze w trakcie szkolenia i nie posiada pełni uprawnień.
Realnie jest to więc trzynastu lekarzy z uprawnieniami na cały kontynent, do czego należy doliczyć kilkudziesięciu stażystów w większości bez wyższego wykształcenia medycznego. Powyższe dane pochodzą z oficjalnej strony Fertility Care and NaProTechnology działającej pod patronatem prof. Hilgersa (www.fertilitycare.net).
Aby uzmysłowić sobie rzeczywisty zasięg metody NaPro dodajmy, iż łączna ilość osób zajmujących się NaProTechnologią w Europie to jedna dziesiąta personelu przeciętnego polskiego szpitala wojewódzkiego. Czyż nie wydaje się dziwne, że metoda tak małego zasięgu jest nazywana w Polsce „alternatywą dla In Vitro”?
Przez trzydzieści lat istnienia metody NaProTechnology (dla porównania: metoda In Vitro Fertilization liczy sobie trzydzieści jeden lat) przyszło na świat dzięki niej około sześciu tysięcy dzieci na całym świecie.

Teraz odwołajmy się na chwilę do historii In Vitro: historia tej metody liczy sobie 31 lat liczonych od momentu pierwszego udanego zapłodnienia pozaustrojowego, które miało miejsce w 1978 roku w Wielkiej Brytanii. Od tamtego czasu na całym świecie powstało kilka tysięcy klinik, a w wyniku stosowania metody IVF narodziło się- jak się szacuje- ok. 1,5 miliona dzieci. W Polsce pierwsze zapłodnienie In vitro miało miejsce w 1987 roku, dokonał go profesor Marian Szamatowicz, zaś w samym roku 2008 przyszło na świat dzięki tej metodzie około dwóch tysięcy polskich dzieci.

Jak wiec widać: roczne statystyki urodzeń dzięki metodzie In vitro w Polsce wynoszą mniej więcej tyle, ile światowe statystyki urodzeń dzięki NaProTechnologii w ciągu dziesięciu lat.

Z tego też powodu spotykamy się z dość swobodnym operowaniem różnymi wielkościami procentowymi w przypadku wyliczania skuteczności NaProTechnologii.
Prawda jest taka, iż leczeniu naprotechnologicznemu poddaje się nieistotna statystycznie ilość par cierpiących na niepłodność. W Irlandii, w której mieści się jedna z europejskich klinik NaProTechnology, w ciągu ostatnich dziesięciu lat leczeniu poddało się zaledwie 1, 5 tysiąca par (na ok. 150 tysięcy cierpiących na niepłodność pacjentów). Ponadto z dużym prawdopodobieństwem można założyć, iż nawet te półtora tysiąca nie było reprezentatywną próbą z racji ograniczeń samej metody.
Tak jak człowiek cierpiący na ostrą niewydolność wątroby z kwalifikacją do przeszczepu nie próbuje się nawet leczyć u dietetyka, tak pary z problemem kryptozoospermii, zaawansowaną endometriozą czy niedrożnością jajowodów, na ogół nie są zainteresowane łagodnymi metodami leczenia niepłodności, bo są to metody całkowicie nieskuteczne w ich przypadku.
Można zatem zaryzykować stwierdzenie, iż do trenerów NaProTechnologii zgłaszają się pary ze wstępnym rozeznaniem co do natury ich problemu, przez co skuteczność leczenia naprotechnologicznego powinna być rozpatrywana w wąskim kontekście niepłodności kwalifikującej się do tego leczenia, a nie niepłodności w ogóle.

3. Czy mała popularność NaProTechnologii wynika stąd, iż w przeciwieństwie do In vitro, nie stoją za nią wpływowe środowiska farmaceutyczne, lekarskie ani lobby producentów specjalistycznego sprzętu medycznego?

Jest to najczęstszy argument, jakim usiłuje się wyjaśnić przepaść pomiędzy popularnością In vitro i NaProTechnologii. Wyjaśnienie tego zagadnienia jest jednak mniej spektakularne i spiskowe.

NaProTechnologia jest metodą wykorzystującą leczenie laparoskopowe, chirurgiczne, farmakologiczne. Lekarze pracujący według metody NaPro potrzebują dokładnie tych samych sprzętów, narzędzi i leków, jakich używają ich koledzy z klinik stosujących metodę In vitro. Przepisują pacjentkom te same leki hormonalne, używają identycznych skalpeli i aparatów ultrasonograficznych.
Zatem z punktu widzenia producenta sprzętu medycznego, firmy farmaceutycznej i dystrybutora narzędzi mikrochirurgicznych, nie ma większej różnicy w handlowej atrakcyjności kliniki NaProTechnologicznej i kliniki leczenia niepłodności. Jedna i druga jest klientem.

Co więcej żadna z klinik NaProTechnologii nie jest kliniką publiczną. Są to kliniki prywatne dokładnie w tym samym stopniu, co przeciętna polska klinika leczenia niepłodności. Tymczasem od pewnego czasu wokół NaProTechnologii narasta atmosfera społecznej misyjności, która ma różnić tę metodę od bezwzględnego nastawienia na zysk, jakie środowiska konserwatywne przypisują klinikom oferującym zabieg in vitro.
W rzeczywistości każda z prywatnych klinik leczenia niepłodności, czy to metodą NaPro, czy dowolną metodą wspomaganego rozrodu, jest formą niepublicznej działalności, która –poza realizacją rozmaitych misji medycznych i etycznych- musi być rentowna.
Czynienie z tego zarzutu wydaje się niedorzeczne.

Dr Phil Boyle, dyrektor irlandzkiej kliniki NaProTechnologii ocenia, iż roczny koszt terapii NaPro oscyluje wokół tysiąca euro, podczas gdy średni koszt jednego zabiegu In vitro wynosi trzy tysiące euro. Różnica cenowa jest naturalnie spora, ale tak czy inaczej koszt ponosi pacjent, który musi zapłacić z własnej kieszeni i czyjakolwiek misyjność nie obniży stawek lekarza.
Mała popularność NaProTechnologii wynika więc po prostu z tego, iż jest to metoda adresowana do ściśle określonego typu pacjentów, których niepłodność jest uleczalna i daje się korygować medycznie.

Pytania, dlaczego NaProTechnologia nie jest popularna, ma alarmująco niską liczbę wykształconych trenerów i lekarzy, nie jest w stanie wylegitymować się wiarygodnymi i miarodajnymi statystykami, należałoby w istocie zadać jej twórcom, profesorowi Hilgersowi i doktorowi Boyle'owi.

4. NAPROTECHNOLOGIA NIE JEST ALTERNATYWĄ DLA ZAPŁODNIENIA IN VITRO

Najczęstszym merytorycznym błędem spotykanym w polskiej prasie jest konfrontowanie In vitro i NaProTechnologii.
Sugeruje to, że obie metody mogą być ze sobą porównywane. W rzeczywistości nic bardziej mylnego.

NaProTechnologia jest holistyczną metodą przywracania płodności małżeńskiej obejmującą zarówno obserwację cyklu, diagnostykę pary, jak i niektóre formy leczenia inwazyjnego oraz nieinwazyjnego. Jest bez wątpienia skuteczna i pomocna w leczeniu wielu rodzajów niepłodności kobiecej oraz tych przypadków niepłodności dwuczynnikowej, w których czynnik kobiecy odgrywa istotniejszą rolę.
Jednocześnie jest bezradna wobec ok. 60% pozostałych przypadków niepłodności.

In Vitro, zwane często zabiegiem „ostatniej szansy” jest zarówno nazwą metody leczenia, jak i nazwą samego zabiegu zapłodnienia pozaustrojowego. Proponuje je się parom, którym współczesna medycyna nie oferuje innej niż IVF możliwości poczęcia dziecka oraz parom, wobec których zastosowane leczenie okazało się nieskuteczne.

Istnieje jeszcze inny aspekt problemu, jakim jest przeciwstawianie NaProTechnologii zapłodnieniu in vitro i sugerowanie, iż NaProTechnologia może być tu traktowana w kategoriach alternatywy.
Przedstawianie NaProTechnologii jako uniwersalnej metody leczenia niepłodności jest w istocie wprowadzaniem w błąd 60% par, którym NaProTechnologia nie będzie w stanie pomóc, za to pochłonie ich czas. Znając zaś wpływ wieku kobiety na wskaźniki płodności, można to ujmować w kategoriach „kradzieży” czasu rozrodczego kobiety.

W interesie par niepłodnych, a także w interesie społecznym, leży pogłębianie wiedzy w zakresie naprotechnologii przy jednoczesnym i niezależnym wspieraniu metody In vitro. Konfrontowanie tych dwóch metod i zwanie którejkolwiek z nich alternatywą wobec drugiej, jest działaniem wprowadzającym opinię publiczną w błąd.

Rzetelność informacyjna wymaga rozdzielenia In Vitro i NaProTechnologii jako metod, których obszary zainteresowania i skuteczność w leczeniu niepłodności w większości nie pokrywają się. Niedopuszczalne jest promowanie NaProTechnologii kosztem deprecjonowania metod rozrodu wspomaganego. Niedopuszczalne jest przyzwolenie, aby nauka służyła ideologii.

_________________
mama czwórki :D
Julia (7), Mateusz (6), Tobiasz (2,5), Faustyna (1,5)


Śr lut 25, 2009 23:45
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr maja 02, 2007 9:41
Posty: 1728
Post 
Sunko, jesli nie ma, jak pisze ta Pani zabijania zarodków to wg mnie wszystko jest ok.

Cytuj:
Tak jak w przypadku księdza Leszka, który wprost i explicite stwierdza, iż dzieci poczęte metodą In vitro są słabsze intelektualnie i fizycznie od dzieci poczętych naturalnie.


Jeśli nie ma dowodów naukowych, to są zwykłe pomowienia i dyskryminacja, a jakoś nie mowi się, że dzieci poczęte w rodzinie z problemami alkoholowymi SĄ słabsze intelektualnie i fizycznie.

Cytuj:
Historia ludzi, którzy zdecydowali się na adopcję, bo nie stać ich było na zapłacenie za inseminację domaciczną, której koszt wynosi około sześciuset złotych.


Nie rozumiem czegoś - skoro nie stać ich na zapłacenie 600 zł to jak chcą wychować dziecko i kto pozwolił na adopcje, wszak wiadomo, że to długa droga, trzeba mieć warunki ku temu itp.

Cytuj:
Niech wstydzą się ci, którzy poczynają swoje dzieci w aktach przemocy i gwałtu, w zamroczeniu alkoholowym, w wyniku zdrad. Dla których poczęte dziecko jest wypadkiem przy pracy, niechcianym odpadem. Ci ludzie, których Kościół Katolicki nie rozlicza z godności poczęcia, bo zakłada ją automatycznie- wszak mieli szczęście począć te dzieci w wymiętej pościeli, a nie na fotelu ginekologicznym.


z tym natomiast zgadzam się w zupełności, ale to już trąci hipokryzją, ewentualnie chowaniem głowy w piasek.

_________________
Za snem tęskniąc pisarz przytula butelkę,
Tak, jakby spirytus mógł mu dodać ducha.
Słowa - kiedyś wielkie - stały się niewielkie;
Choćby wykrzyczanych - mało kto dziś słucha.
/Jacek Kaczmarski/


Cz lut 26, 2009 0:18
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt lut 24, 2009 0:35
Posty: 16
Post 
Owieczka_in_black napisał(a):
Sunko, jesli nie ma, jak pisze ta Pani zabijania zarodków to wg mnie wszystko jest ok.


No, tak, ale czy faktycznie ma rację??? :o

_________________
mama czwórki :D
Julia (7), Mateusz (6), Tobiasz (2,5), Faustyna (1,5)


Cz lut 26, 2009 0:27
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 27, 2008 16:47
Posty: 291
Post 
Przestańcie już wreszcie pisać : Kościół jest zły , zacofany , to średniowiecze itp proszę pisać wprost a nie obłudnie atakować Kościół , który jest tylko strażnikiem i głosicielem słowa Boga . Tylko Boga nie wypada krytykować a Kościół , księży jak najbardziej - żenada. "Nie może mieć Boga za Ojca, kto nie ma Kościoła za Matkę!" - św. Cyprian .
Sunka odpowiedz dlaczego in-vitro jest złe już dawno padła .
Bardziej kłamliwego artykułu na temat naprotechnologi trudno znaleźć w sieci , no i oczywiście ta sama bzdura powtarzana o in- vitro jako "metodzie leczenia".
Cytuj:
uznać, że Kościół się myli
uznaj , że Bóg się myli a Ty wiesz lepiej . Po za tym widzę , że z opiniami racjonalistów jesteś dość dobrze zapoznana a ze stanowiskiem kościoła w ogóle .

Papież stwierdził, że zamrażanie embrionów, ich selekcja, diagnoza przedwszczepienna, badania z użyciem komórek macierzystych zarodka oraz usiłowanie klonowania człowieka wraz ze sztucznym zapłodnieniem pozaustrojowym łamią granicę ustanowioną dla ochrony ludzkiej godności. Dodał, że gdy istoty ludzkie w najsłabszym i najbardziej bezbronnym stadium swego istnienia są selekcjonowane, porzucane, zabijane lub wykorzystywane jako materiał biologiczny, traktowane nie jako ktoś, ale jako coś, mamy do czynienia z zakwestionowaniem koncepcji godności człowieka.
Benedykt XVI zaznaczył, że Kościół docenia i wspiera postęp nauk biomedycznych, które otwierają nowe możliwości terapeutyczne, jak stosowanie somatycznych komórek macierzystych albo leczenie bezpłodności czy chorób genetycznych. Równocześnie jednak – podkreślił papież – Kościół czuje się w obowiązku oświecania sumień, tak by postęp naukowy rzeczywiście odbywał się w poszanowaniu każdej osoby ludzkiej stworzonej na obraz Boga.
Benedykt XVI powtórzył to, co o sztucznym zapłodnieniu Kościół mówi od lat. Jan Paweł II w encyklice „Evangelium vitae” (1995) napisał: „Różne techniki sztucznej reprodukcji, które wydają się służyć życiu i często stosowane są z tą intencją, w rzeczywistości stwarzają możliwość nowych zamachów na życie. Są one nie do przyjęcia z punktu widzenia moralnego, ponieważ oddzielają prokreację od prawdziwie ludzkiego kontekstu aktu małżeńskiego
W zeszłym roku kardynał Alfonso Lopez Trujillo, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Rodziny, w dokumencie „Rodzina i rozrodczość ludzka” stwierdził: „Istota ludzka ma prawo być zrodzona, a nie wyprodukowana, (...) w akcie ludzkim w pełnym znaczeniu tego słowa. Przekazywanie życia staje się kwestią nauki i techników. Ci ostatni marzą wręcz o tym, by produkować życie, i to życie doskonałej jakości”.

_________________
http://www.youtube.com/user/kanaplook
In hoc signo vinces


Cz lut 26, 2009 10:01
Zobacz profil

Dołączył(a): Pt paź 31, 2008 15:18
Posty: 272
Post 
kosciół to nie Bóg... mylić sie może...

_________________
Proszę o obcję "edytuj"
mój analfabetyzm utrudnia mi życie...
przepraszam za błędy...


Cz lut 26, 2009 10:13
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr gru 24, 2008 9:04
Posty: 106
Post 
Witam,

No,no widze że temat odżył po interwencji moderatora.

Owieczka: dokładnie, jeśli nie ma zabijania zarodków to jest to jak jak najardziej ok, ale wielu osobom takze to sie nie podoba. Problemem jest zweryfikowanie tego co tutaj zostało napisane.

Sunka: jedno mnie przeraża, ataki na kobiety które są bezpłodne i wmawianie im że to kara Boska, że to ich wina. Zrozumienie i współczucie godne katolika, nie ma co. O handlu przy kasie czy stwierdzeniu o słabszej inteligencji dzieci z invitro nie wspominając. Żenua

Ale ciekawy jest fragment o poczęciach 'naturalnych' podczas przemocy, zdrad itd. Czyli nie ważne jak byleby w macicy (przepraszam za sformułowanie) A tyle jest gadania o miłości, przepraszam a gdzie tu miłość?

kanap: Co do napro, dlaczego kłamliwy? Jakiś dowód czy tak sobie oczerniasz. To samo mogę sobie powiedzieć o tych linkach co mi dałeś ale nie znam się tyle by wyciagać takie fachowe wnioski jak Ty.


Cz lut 26, 2009 10:25
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 27, 2008 16:47
Posty: 291
Post 
worek napisał(a):
kosciół to nie Bóg... mylić sie może...


"Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi Mną gardzi, lecz kto Mną gardzi, gardzi Tym, który mnie posłał " (Łk 10,14)

"Gdy Jezus ukazał się swoim uczniom i spożył z nimi śniadanie, rzekł do Szymona Piotra: Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci? Odpowiedział Mu: Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham. Rzekł do niego: Paś baranki moje. I znowu, po raz drugi, powiedział do niego: Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie? Odparł Mu: Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham. Rzekł do niego: Paś owce moje. Powiedział mu po raz trzeci: Szymonie, synu Jana, czy kochasz Mnie? Zasmucił się Piotr, że mu po raz trzeci powiedział: Czy kochasz Mnie? I rzekł do Niego: Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham. Rzekł do niego Jezus: Paś owce moje. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci: Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz. To powiedział, aby zaznaczyć, jaką śmiercią uwielbi Boga. A wypowiedziawszy to rzekł do niego: Pójdź za Mną! " (J 21,15-19).

_________________
http://www.youtube.com/user/kanaplook
In hoc signo vinces


Cz lut 26, 2009 11:44
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz maja 03, 2007 9:16
Posty: 3755
Post 
Jeśli nie ma zabijania zarodków, to dalej jest to złe.

_________________
Piotr Milewski


Cz lut 26, 2009 11:47
Zobacz profil WWW

Dołączył(a): Cz lut 12, 2009 13:29
Posty: 459
Post 
jumik napisał(a):
Jeśli nie ma zabijania zarodków, to dalej jest to złe.


Proszę uzasadnić

_________________
Uczę o wielkich rzeczach i stromą idę drogą, rwąc religijne więzy i kłam zadając bogom.
Lukrecjusz


Cz lut 26, 2009 11:50
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 27, 2008 16:47
Posty: 291
Post 
teatime napisał(a):
Proszę uzasadnić

Dokładnie tak samo zachowywali się faryzeusze w NT nad człowiekiem uzdrowionym przez Jezusa . Najpierw poprosili go o opowiedzenie całej historii uzdrowienia , później porozmawiali z jego rodzicami i znów przystąpili z prośbą do uzdrowionego o relację z uzdrowienia.Człowiek zapytał w prost : "Już wam powiedziałem i nie usłyszeliście? Dlaczego jeszcze raz chcecie słuchać? Czy i wy chcecie zostać Jego uczniami? " (Jan 9,1-41)

już to było ale :
istoty ludzkie w najsłabszym i najbardziej bezbronnym stadium swego istnienia są selekcjonowane, porzucane, zabijane lub wykorzystywane jako materiał biologiczny, traktowane nie jako ktoś, ale jako coś, mamy do czynienia z zakwestionowaniem koncepcji godności człowieka.
oczywiście to jest tylko jeden z powodów oprócz zabijania zarodków , którego nie da się uniknąć z jednego prostego powodu nie można ich przechowywać w nieskończoność i kiedyś muszą zostać zniszczone .

_________________
http://www.youtube.com/user/kanaplook
In hoc signo vinces


Cz lut 26, 2009 12:19
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz maja 03, 2007 9:16
Posty: 3755
Post 
Jako katolik słucham Jezusa, który mówi przez głos Kościoła. Wierzę w to.

_________________
Piotr Milewski


Cz lut 26, 2009 12:21
Zobacz profil WWW

Dołączył(a): Cz lut 12, 2009 13:29
Posty: 459
Post 
Co za hipokrytyzm :-D

Człowiek sparaliżowany, robiący pod siebie, gdy prosi, błaga o szybszą, mniej męczącą śmierć i gdy mu się tego odmawia - to nie jest zakwestionowanie godności cżłowieka.

Kilka komórek w probówce, już jest


Kościół to ma pomysły - współcześni sofiści ;)

_________________
Uczę o wielkich rzeczach i stromą idę drogą, rwąc religijne więzy i kłam zadając bogom.
Lukrecjusz


Cz lut 26, 2009 12:24
Zobacz profil
Moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt sty 04, 2008 22:22
Posty: 5619
Post 
Przypominam o zasadach pisowni słownictwa religijnego!

_________________
Η αληθεια ελευθερωσει υμας...
Veritas liberabit vos...
Prawda was wyzwoli...
(J 8, 32b)


Cz lut 26, 2009 12:43
Zobacz profil

Dołączył(a): Pt paź 31, 2008 15:18
Posty: 272
Post 
szumi napisał(a):
Przypominam o zasadach pisowni słownictwa religijnego!


czy to dlatego usunełeś mój post... ??

Cytuj:
Jako katolik słucham Jezusa, który mówi przez głos Kościoła. Wierzę w to.


Kościół tworzą ludzie a ludzie są omylni i mimo swoich najlepszych intencji nie zawszę mają rację...

_________________
Proszę o obcję "edytuj"
mój analfabetyzm utrudnia mi życie...
przepraszam za błędy...


Cz lut 26, 2009 13:08
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 54 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL