Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Wt sie 05, 2025 5:11



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 40 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3
 Muzyka - niekompatybilna z Wielkim Postem? 
Autor Wiadomość
Post 
Ja bym mógł więcej powiedzieć w tym temacie, bo sam miałem takie chore problemy.


Pt mar 13, 2009 21:55

Dołączył(a): Wt lis 23, 2004 16:10
Posty: 552
Post 
Cytuj:
Zaczęłam się zastanawiać, czy takie postanowienie ma w ogóle sens, czy nie lepiej byłoby popracować nad jakąś moją wadą, zamiast zakzaywać sobie muzyki, bo to chyba jst tylko takie utrudnianie sobie życia, a niespecjalnie służy rozwojowi duchowemu.


Najlepiej zacząć od odpowiedzi na pytanie po co jest nam potrzebny Wielki Post?

Przede wszystkim po to, by nam pomóc. Nasz post nie jest potrzebny Bogu. On jest za to potrzebny nam. I dlatego właśnie Kościół, z woli Bożej go ustanowił. Bardzo często o Wielkim Poście myślimy błędnie, w kategoriach jurydycznych - "oto poszczę, robię coś co Bóg nakazał. Bóg będzie zatem zadowolony, że robię, co On każe i za to moje postępowanie zostanę przez Niego nagrodzony.". Postrzegamy zatem post jako coś, co jest nakazane i co trzeba robić, niejako w prezencie dla Boga, żeby potem od niego dostać nagrodę. Tak jednak absolutnie nie jest! Post jest narzędziem, które miłosierny Bóg nam dał, by nam pomóc walczyć z grzechem.

Teraz z kolei odpowiedzmy sobie na pytanie, jak się zbawić? Odpowiedź jest prosta, żeby się zbawić, trzeba oczyścić się z grzechu. Od tego mamy sakrament spowiedzi, ale jeszcze lepiej jest działać profilaktycznie i starać się grzechu w ogóle nie popełnić. Jest to bardzo trudne. Mimo wszystko, pomimo starań, ciągle grzeszymy. Dlaczego grzeszymy? Grzeszymy, ponieważ jesteśmy kuszeni przez demony, które niewidoczne dla nasz oczu, są wokół nas i nas nieustannie kuszą. Mówią nam "zrób to i to, popełnij ten czyn". Robią to specjalnie, wiedzą bowiem doskonale, iż takie właśnie uczynki do których nas kuszą oddalają człowieka od Boga i zbliżają do nich. Dlaczego zatem ulegamy ich podszeptom? Ponieważ są bardzo sprytne. Kuszą człowieka, obiecując mu jakąś przyjemność - "uczyń to i to, a przeżyjesz jakąś przyjemność, Twoje ciało poczuje rozkosz". Lubimy przeżywać rozkosz, lubimy przyjemności, dlatego chętnie słuchamy tych podszeptów i czynimy to, do czego nas owe demony kuszą. Uczynimy dany czyn i faktycznie, nasze ciało przeżywa jakąś chwilkę rozkoszy i przyjemności.

Jeżeli wnikliwie przyjrzymy się sami sobie i przeanalizujemy nasze wnętrze, to zauważymy, iż jest tak rzeczywiście. Czynimy grzechy w pogoni za rozkoszą. Im bardziej zatem nasze ciało jest przyzwyczajone do przeżywania rozkoszy, tym chętniej ulegnie kolejnej pokusie. A rozpieścić własne ciało we współczesnym świecie jest bardzo łatwo. Jest tyle różnych rzeczy, które dostarczają człowiekowi przyjemności, iż bardzo łatwo i szybko nasze ciało przyzwyczaja się do rozkoszy. Takiemu człowiekowi jest bardzo trudno pokonac pokuse. No bo skoro rozpieszczone ciało pragnie wciąż nowych doznań i przyjemności, a tu przychodzi pokusa, która obiecuje kolejna przyjemność, to tym chętniej jej ulegamy. No i popełniamy grzech, a każdy grzech oddala nas od Boga.

Po co zatem jest nam potrzebny post? Otóż po to, by móc skuteczniej walczyć z pokusą i dzięki temu uniknąć grzechu. Post jest okresem, w którym rezygnujemy z tego wszystkiego, co sprawia nam przyjemność, lub ewentualnie mocno się w tym ograniczamy. Można powiedziec, iż w tym właśnie czasie hartujemy nasze ciało. Odzwyczajamy je od rozkoszy. Uczymy się panowania nad samym sobą. Jeśli zahartujemy nasze ciało, to gdy potem przyjdzie pokusa, to będzie nam łatwiej ją odrzucić. No bo skoro moje ciało nie jest rozpieszczone, to pokusa, która namawia do grzechu, w zamian za kolejne przeżycie przyjemności, nie jest dla mnie czymś koniecznym. Moje ciało jest zahartowane i odwykłe od przyjemności, po cóż więc mi ten uczynek, do którego mnie namawia demon? Że przezyje przyjemność z niego? I cóż z tego, skoro moje ciało może się obyć bez przyjemności. I oto dzieki temu odrzucam pokusę i nie popełniam grzechu, który by mnie oddalił od Boga.

Post jest zatem narzędziem, dzięki któremu hartujemy nasze ciała i ćwiczymy silną wolę. Wszystko to po to, byśmy mogli skuteczniej walczyć z grzechem.

Post to nie tylko nie jedzenie mięsa. Zwraca się na to tak dużą uwagę, ponieważ, jak zauwazyli ci którzy całe zycie poświęcili na walkę z grzechem (Ojcowie Pustyni), mięso ma jakąś zadziwiającą właściwość oddziaływania na człowieka. W niepojęty sposób, nawet dla tych, którzy aż tak bardzo za nim nie przepadają, oddziaływuje wewnętrznie na człowieka i przyzwyczają jego ciało do rozkoszy. Opórcz mięsa jednakże powinniśmy w poście unikac wszystkiego tego, co sprawia nam przyjemność.

Dlatego właśnie Twój pomysł, by w poście ograniczyć się w słuchaniu muzyki, którą bardzo lubisz, jest jak najbardziej słuszny. Podpowiada Ci to jakiś wewnetrzny głos, głos Twego serca. Nie na darmo Ojcowie Kościoła nazywają sumienie głosem Boga w człowieku. Szatan, wiedząć, iż to przynosi Ci korzyść stara sie Ci w tym przeszkodzić. Przy tym, trzeba pamiętać, iż demony mają doświadczenie kilku tysięcy lat w kuszeniu człowieka, są bardzo inteligentne i wiedzą jak go podejść, jak go oszukać. Demony nie kuszą wprost, mówiąc jedynie "nie słuchaj muzyki". Robią to bardzo sprytnie, bo podają racjonalen zdawałoby się argumenty przeciwko temu - "nie słuchaj muzyki, przecież nie o to w poście chodzi, są wazniejsze spraw, jak walka z własnymi wadami, itd.". Zło bardzo często podaje się za dobro, by człowieka oszukać. To bardzo sprytna intryga. Piszą o tym Ojcowie Pustyni, zwłaszcza polecam dzieła Ewagriusza z Pontu. Człowiek słysząc od demony takie racjonalne argumenty przyzna im rację, iz wysłucha tej myśli i tak właśnie zrobi. To trochę tak jak w wojsku. Skoro nie mogę pokonac przeciwnika, bo ma bardzo silną formację obronną. To najpierw zniszczę podstępnie tą formację, a potem już bezbronnego będe móg zaatakować i zwyciężę. Nie daj się pokusie i walcz!!!!

To, co w tej chwili odczuwasz to walka duchowa. Na tym polega istota chrześcijaństwa. Na duchowej walce. Nie daj się tej podstępnej myśli i trzymaj się tego postanowienia! Walka z namiętnościami jest bardzo trudna i człowiek sam o własnych siłach nie dałby jej rady, ale pamiętaj, że masz modlitwę i przede wszystkim Eucharystie. Dzieki temu nasze własne siły zostają wzmocnione przez Boga i przez to mamy dość siły by walczyć. Powodzenia!

_________________
http://www.ksiega-starcow.blogspot.com
http://www.orthphoto.net


Cz kwi 02, 2009 12:21
Zobacz profil
Post 
Cytuj:
Odpowiedź jest prosta, żeby się zbawić, trzeba oczyścić się z grzechu


Dlatego właśnie odłączam się od katolicyzmu. Rozwój duchowy człowieka jest sprowadzany do nie czynienia grzechów. Nieprawdą jest, że człowiek będzie zawsze popełniał grzechy i potrzebował chodzić do spowiedzi. Niestety tego wam nikt nie powie w kościele czy na katechezie. Do nie popełniania grzechów(to moja teoria) potrzebne jest tylko zrozumienie. Tak, zrozumienie istoty grzechu, ta mądrość, której wielu brakuje. Pojęcie kompletnego bezsensu grzechu. Jaki sens grzeszyć, jeśli Bóg, który jest wszechwiedzący, mówi, że to nie ma sensu? Czy my rozumiemy Boga, wierzymy w Niego i Jego wielką mądrość, jeśli popełniamy grzech ciężki? I czy człowiek musi się ciągle zadręczać, "kurczę, znów byłem niemiły dla babci, muszę znów iść do spowiedzi", czy człowiek jest tak ułomny, że nie potrafi na własną rękę walczyć z małymi słabościami i ciągle ulega im? Według KK właśnie tak jest, człowiek jest istotą strasznie ułomną i musi żałować i polecać się Bogu, żeby mógł w końcu przestać przeklinać na swojego brata. Tu nie ma nic do zastanowienia, grzeszymy i idziemy się wyspowiadać. Jak taki automat, który ciągle może czyścić swoje konto z błędów, by móc je znów popełnić i znów się wyczyścić. A wystarczy tylko zrozumieć, pojąć istotę rzeczy, Rzeczywistość. Lecz niestety zawsze pozostanie świadomość, że nasze konto można ciągle i ciągle czyścić.
Dobra, koniec tych bredni. Najważniejsze jest to, że dzieląc świat na dobro i zło, poświęcając swoje życie duchowe na wyrzekanie się grzechu, tracimy życie. W tym nie ma żadnego rozwoju. Według mnie człowiek sam może przestać grzeszyć, ale nie zrobi tego wtedy, gdy uwierzy, że człowiek jest ułomny i potrzebuje spowiedzi czy czegokolwiek innego z zewnątrz do zaprzestania grzeszenia. Trzeba pojąć, że nie należy się ani wyrzekać grzechu, ani nie przywiązywać. Jeśli człowiek się czegoś wyrzeka, to jest to tylko inna forma przywiązania. Całymi siłami i wszystkimi myślami starasz się przekonać, że coś jest złe, i że już nigdy tego czegoś nie zrobisz, a i tak nie wychodzi. Ciągle masz to w świadomości, przed sobą. I po co? Czy właśnie tak ma wyglądać życie? Od spowiedzi do spowiedzi?

Nie wiem, może to słaba gadka, ale zawsze chodzi o to, żeby sprowokować do myślenia i do zmian.


Cz kwi 02, 2009 14:22
Post 
Czy tak ma wyglądać życie? Kościół nie interesuje się szczęściem. Na pierwszym miejscu jest Bóg, ale tak naprawdę to nie jest Bóg. W rzeczywistości pierwsze miejsce zajmują wszelkie działania, które mają nas rzekomo uczynić świętymi. Ciągle modlimy się, chodzi na dodatkowe nabożeństwa, czytamy codziennie Pismo Święte. Czy jakikolwiek wysiłek może nas uczynić świętymi? Czy świętość jest osiągalna przez taką pracę? Czy jest z nią jak z ćwiczeniami nad kondycją fizyczną, by w końcu stać się wielkim sportowcem?
Kłamstwo. Nic to nie da, żaden wysiłek nie uczyni nas świętymi. Nie tędy droga do świętości. Nie taką nienaturalną drogą.
Na pierwszym miejscu powinno być szczęście. Nie Bóg, nie przykazania, nie modlitwa. Jeśli Bóg, jakikolwiek, istnieje, to krzyczy z całych sił:"Najważniejsze jest twoje szczęście, nie Ja! Po co ci Ja, skoro nie będziesz szczęśliwy? Po co ci życie jeśli nie będziesz szczęśliwy?". Nie miłość jest najważniejsza, a szczęście. Co ci z miłości gdy nie jesteś szczęśliwy? Są związki, gdzie ludzie kochają się kosztem swojego szczęścia. Bo przecież miłość jest najważniejsza, prawda ??

Kiedyś może pojmiecie, że prawdziwe życie to nieporównywalnie więcej niż to, które wiedziecie. Nie potraficie sobie nawet wyobrazić, jak można żyć szczęśliwiej i pełniej, w zgodzie ze swoim umysłem i sumieniem. Nie ma tam miłości ze strachu przed śmiercią wieczną, nie ma złych i dobrych, nie ma nietolerancji, gdy ktoś prezentuje inne poglądy. Nie ma też tolerancji pobłażliwej, takiej, gdzie myślimy"I tak to ja mam rację i ja się zbawię, a niestety ty nie." Nie ma w ogóle takiego sposobu myślenia, takich ram, w które wszystko wciskamy. Człowiek jest wolny od dosłownie wszystkiego, a jednocześnie kocha wszystko i współczuje cierpiącym.
"Po owocach ich poznacie". Jakie są owoce waszego życia ze swoją wiarą, swoją religią i przekonaniami? Jak długo można się oszukiwać?


Cz kwi 02, 2009 18:07
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr mar 18, 2009 19:20
Posty: 111
Post 
Kori ma rację. Niektórzy wyobrażają sobie drogę do świętości jako czas bezkresnego umartwienia i rezygnacji z wszelkich uciech.
Czytając posty niektórych użytkowników odnoszę wrażenie, że według nich święty to ktoś kto jest cały czas ponury, unika wszystkiego co sprawia mu przyjemność i zadaje sobie celowo cierpienie bo ma go to zbliżyć do Boga, a tak naprawdę zamyka go to w klatce pozorów i sprawia, że ten ktoś zamiast budować relację z Jezusem coraz bardziej oddala się od niego, będąc zajętym coraz to kolejnych wymyślaniem praktyk ascetycznych zapominając o zwyczajnej modlitwie.
Wielki Post to czas w którym mamy odmawiać sobie doczesnych przyjemności, ale trzeba robić to z głową. Czasami wystarczy drobne wyrzeczenie, które w miarę trwania urośnie do wielkiej ofiary. Gdy słyszymy jak małe dziecko mówi: "W Poście nie będę jadł słodyczy" mówimy: "A cóż to takiego, nic trudnego...". Ale tak naprawdę dla tego dziecka jest to nie lada wyzwanie, gdy wchodząc do sklepu widzi czekoladę... z resztą i nam, nieco starszym też było by ciężko odmówić sobie tej małej przyjemności, a przecież słodycze to nie jest coś co działa jakoś specjalnie na nasz organizm i możemy bez tego normalnie funkcjonować. Całkiem inaczej sprawa ma się z muzyką, która pozwala się wyciszyć czy naładować akumulatory po ciężkim dniu. Całkowita z niej rezygnacja wydaje mi się bezsensowna, szczególnie dla osoby która jest w niej zakochana i żyję z nią na co dzień.
Podsumowując:
Wyrzeczenie wielkopostne powinno być odmówieniem sobie przyjemności, która nie zmienia nic specjalnego w naszym życiu lub rezygnacją z czegoś co jest dla nas szkodliwe, ale nie tylko przez okres Postu, ale na całe życie ;)


Cz kwi 02, 2009 19:21
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr mar 18, 2009 19:20
Posty: 111
Post 
Głupio sformułowałem ostatni akapit... Miałem na myśli, że powinniśmy rezygnować z czegoś co polubiliśmy i sprawia nam to przyjemność, ale tak naprawdę możemy się bez tego obejść. Pozdrawiam ;)


Cz kwi 02, 2009 19:25
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt lis 23, 2004 16:10
Posty: 552
Post 
Cytuj:
Kiedyś może pojmiecie, że prawdziwe życie to nieporównywalnie więcej niż to, które wiedziecie. Nie potraficie sobie nawet wyobrazić, jak można żyć szczęśliwiej i pełniej


Apostoł Paweł powiedział "ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, to przygotował Bóg tym, którzy go miłują". Celem ludzkiego życia jest szczęście. Zgadzam się z tym. Z tym, że to wszystko, co jest w tym świecie, który mnie otacza daje mi szczęście, ale krótkotrwałe. Przezywam jakąś przyjemność, jakieś szczęście, ale to szybko mija. Może mieć różną intensywność. Większą, lub mniejszą, ale zawsze mija. A potem człowiek zostaje nieszczęśliwy, że owo poczucie szczęścia się skończyło. Pragnie znów je przeżyć, więc znowu szuka czegoś, co mu je da. Znowu przeżywa chwilkę przyjemności, mija to i znowu szuka czegoś nowego. I tak w kółko. To trochę tak jakby człowiek wiecznie spragniony prosił pic. Pije i pije, ale wciąż odczuwa pragnienie. Pójdę do kina, pobawię się na imprezie, pośmieję się z przyjaciółmi, przeczytam książkę, pogram na komputerze, itd. To wszystko dostarcza nam szczęście. Nasze życie jest nieustanną gonitwą za przyjemnością, za szczęściem. Pragniemy je przezywac, wciąż szukamy nowych doznań. Nigdy jednak nie zostajemy "zaspokojeni" w pełni. To wszystko, co nas otacza daje nam szczęście, ale ono mija.

Jedynym ratunkiem na wyjście z tego kręgu bez końca jest Bóg. Nie ma większego szczęścia niż życie z Bogiem. To tak jakbysmy sobie wyobrazili coś, co tu na ziemi mogłoby nas maksymalnie uszczęściliwić. I gdybyśmy teraz to podnieśli do miliardowej potęgi, to byłoby to jedynie ziarenko pisanku na pustyni, albo kropla wody w oceanie, w porównaniu do szczęścia jakie człowiek może odczuwac żyjąc z Bogiem. Bardzo dobrze ujął to apostoł Paweł, którego zacytowałem na początku swego posta. Poczucie szczęścia i przyjemności jakie człowiek odczuwa w obecności Boga jest po prostu niewyobrażalnie gigantyczne. Absolutnie nic nie może się z tym równać. Co więcej jest to uczucie szczęścia, które nie mija. Ono będzie trwać wiecznie, bez końca. Nie tak jak to wszystko, co nas otacza w tym świecie, a od czego odczuwamy jakieś drobne szczęście, a co dość szybko przemija. To tak jakby spragniony, napił się w końcu wody i ugasił raz na zawsze pragnienie. Nie na darmo Chrystus powiedział do Samarytanki - "Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskającej ku życiu wiecznemu".

Ponieważ jak sam piszesz na pierwszym miejscu powinno być szczeście, a najwiekszym szczęściem dla człowieka jest życie z Bogiem, więc w interesie człowieka jest dążyć do tego najwiekszego dla niego szczęścia, czyli dążyć do Boga. Bóg to dobro. Podobne łączy się z podobnym. Tak więc, żebysmy mogli przyjść do Boga, powinnismy w swoim sercu mieć dobro, a wykorzenić stamtąd zło, bo zło oddala od Boga i popycha w ręce szatana, gdzie jest nieustanne cierpienie i nieszczęście. Dlatego właśnie walczymy z grzechem. Albo poprzez spowiedź, gdy już rzech popełnimy, albo poprzez post i modlitwę, by nie dac się mu skusić i go nie popełnić. Dzięki temu wyrzucimy z serca zło, a zakorzenimy tam dobro, dzięki czemu zbliżymy się do Boga i będziemy odczuwać, z niczym nie porównywalne, szczęście życia z Nim.

_________________
http://www.ksiega-starcow.blogspot.com
http://www.orthphoto.net


Cz kwi 02, 2009 19:32
Zobacz profil
Post 
I tutaj się różnimy, kolego Nektariuszu. Nie mówię o szczęściu po śmierci, mówię o trwałym szczęściu tutaj. Trwałym, głębokim, odczuwanym w każdym momencie. Ty piszesz o przyjemnościach: przyjaciołach, muzyce, książce, grach. Ja piszę o innym szczęściu, które nie potrzebuje niczego. Wielu ludzi myśli, że np."Jeśli nie będę z tobą, nie będę szczęśliwy". "Jeśli nie zdobędę wykształcenia, nie będę szczęśliwy". Ja dobrze wiem, o czym piszesz. Też miałem podobne poglądy, aż pojąłem, że się myliłem i żyłem mając klapki na oczach. Z twojego postu wynika, że człowiek na Ziemi jest ciągle "spragniony", a szczęście trwałe jest tylko z Bogiem w niebie. Natomiast później piszesz, że największym szczęściem człowieka(na Ziemi) jest życie z Bogiem, które jest możliwe, gdy wykorzenimy zło. Przepraszam, że zadaję osobiste pytania, ale czy Ty odczuwasz jakieś szczególne szczęście w takim stanie? Jesteś nim przepełniony czy też ciągle myślisz o tym, że jesteś szczęśliwy? Czy przyjmując komunię św. odczuwasz szczęście? Jakieś konkretne wypełnienie siebie? Czy też sobie je wmawiasz?

"Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskającej ku życiu wiecznemu"
Czyż to nie oznacza, że słuchając nauk Jezusa i kierując się nimi jesteśmy szczęśliwi już teraz?Czyż ta woda nie powinna wytryskiwać z nas stale już teraz? Tak, byśmy już nic nie musieli więcej robić, tzn.pić więcej tej wody? A przecież sam piszesz o teraźniejszym życiu jako czymś, przez co trzeba przejść, a szczęścia jako takiego nie ma, tylko wątpliwe przyjemności.

Uważaj na interpretację moich słów, ja nie jestem już w sumie katolikiem.


Cz kwi 02, 2009 20:03

Dołączył(a): Wt lis 23, 2004 16:10
Posty: 552
Post 
Cytuj:
Nie mówię o szczęściu po śmierci, mówię o trwałym szczęściu tutaj. Trwałym, głębokim, odczuwanym w każdym momencie.


To nie jest tak, że poczucie szczęścia życia z Bogiem jest możliwe dopiero po śmierci. Owszem, jego pełnia będzie po śmierci, ale już tu na ziemi, ten kto się oczyścił z grzechu i zbliżył do Boga, odczuwa w swoim sercu szczęście życia z Bogiem. I nie jest to uczucie w ziemskim tego słowa znaczeniu. Jest to uczucie tak niesamowitego szczęścia, że nie da się tego opisać słowami. Nie da się tego wyrazić w ziemskich kategoriach, bo po prostu brakuje słów. Sam znam takich ludzi, którym udało się tak oczyścić serce z grzechu, iż nieustannie wypełnia je obecność Boga.

Cytuj:
Przepraszam, że zadaję osobiste pytania, ale czy Ty odczuwasz jakieś szczególne szczęście w takim stanie? Jesteś nim przepełniony czy też ciągle myślisz o tym, że jesteś szczęśliwy? Czy przyjmując komunię św. odczuwasz szczęście? Jakieś konkretne wypełnienie siebie? Czy też sobie je wmawiasz?


W życiu człowieka zdarza się tak, iż Bóg chcąc go nawrócić na droge zbawienia, przychodzi niejako sam do niego. Żyje sobie człowiek swoim zyciem i nagle ni stąd ni zowąd, "coś" do niego przychodzi i zawraca go na drogę wiary. Zaczyna ciągnąć człowieka do Boga. W teologii prawosławnej nazywa się to Łaską Bożą. Łaska Boża to obecność Boga. W języku cerkiewno-słowiańskim jest taki fajny termin - błagodat'. Błago - Łaska, oraz dat' - dawać (dar). Bóg pojawia się na jakiś czas w sercu człowieka. Można powiedzieć, iż ofiarowuje się mu w darze. Zbliża się do niego, chociaż człowiek sobie na to nie zasłużył. Taki akt wielkiej Bożej miłości. Obecność Boga wypełnia serce człowieka. Po jakimś czasie ten stan mija. Można powiedzieć, iż Bóg się odsuwa. Teraz żeby Łaska Boża powróciła trzeba nad tym pracować. Trzeba oczyścić serce z grzechu, by mogła tam zamieszkać. Człowiek wtedy sobie uświadamia własną nicosc. Uświadamia sobie jak bardzo jest niewolnikiem grzechu, jak bardzo jest zdominowany przez własne namiętności. Zaczyna się ciężka i mozolna walka z grzechem, walka z pokusami. Wszystko po to, by oczyścić serce z wszelkiego zła, by Łaska Boża mogła znowu tam zamieszkać. Jest o tyle "łatwiej", iż człowiek wie do czego dąży. Pamięta bowiem ten krótki czas, gdy Bóg ofiarował się mu w darze i zblizył do niego. Po prostu pamięta się tamto uczucie. Pamięta się te poczucie niesamowitego szczęścia i się pragnie, by ono wróciło. To dodaje sił w walce z grzechem.

Odpowiadając na Twoje pytanie, to miałem taki moment w życiu, kiedy przyszła do mnie Łaska Boża. Pamiętam do dziś tamto uczucie. Tego nie da się wyrazić słowami. Pamiętam, że nawet stojąc na zwykłym nabożeństwie moje serce było tak mocno poruszone, czułem się tak szczęśliwy wewnętrznie, że nie mogłem powstrzymać łez, które same płynęły z oczu. Dlatego teraz żaden na przykład ateista nie wmówi mi swoimi racjonalnymi argumentami, że Bóg nie istnieje. Może sobie pogadać, a ja i tak będę wiedział swoje, bo miałem taki moment w życiu kiedy doświadczyłem jego obecności. I naprawdę to uczucie szczęścia nie było szczęściem w ziemskim tego słowa znaczeniu. Było to po prostu poczucie niesamowitej, nieopisanej szczęśliwości. Jeśli to była tylko taka maleńka namiastka, to jakaż musi być pełnia? Nie było to bynajmniej wmawianie sobie czegokolwiek, czy szczególne chcenie. Wiem na czym polega różnica. Było to autentyczne i realne uczucie nieziemskiej szczęśliwości.

Cytuj:
Uważaj na interpretację moich słów, ja nie jestem już w sumie katolikiem.


No cóż, ja ani nigdy nie byłem, ani nie jestem teraz katolikiem. Jestem prawosławny. To wszystko o czym wyżej napisałem wynika z prawosławnej duchowości.

Cytuj:
Czyż to nie oznacza, że słuchając nauk Jezusa i kierując się nimi jesteśmy szczęśliwi już teraz?Czyż ta woda nie powinna wytryskiwać z nas stale już teraz? Tak, byśmy już nic nie musieli więcej robić, tzn.pić więcej tej wody?


Ależ tak! Wypełnianie tego o czym pisałem w swoich postach, prowadzenie tej duchowej walki i dążenie do zbliżenia się z Bogiem, to właśnie słuchanie nauk Chrystusa. Dzięki temu już tu na ziemi możemy częściowo zaznać nieziemskiego szczęścia życia z Bogiem, w miarę jak będziemy oczyszczali swoje serce z grzechu. Żeby jednak Bóg pojawił się w naszym sercu, żeby przyszło do nas to uczucie niesamowitego szczęścia, to najpierw musimy wyplenić grzech z naszego wnętrza. Zaś pełnia szczęścia przyjdzie w życiu przyszłym.

_________________
http://www.ksiega-starcow.blogspot.com
http://www.orthphoto.net


Cz kwi 02, 2009 23:27
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 05, 2009 12:57
Posty: 61
Post 
Jesli chce w Wielkim Poscie posluchac muzyki rozrywkowej to slucham jej przez sluchawki, by uszanowac w ten sposob czas Postu. Na glos i bez sluchawek slucham tylko piosenek i muzyki chrzescijanskiej. Dopiero, gdy Wielki Post sie zakonczy to slucham muzyki rozrywkowej bez uzycia sluchawek. W ten sposob nikogo nie gorsze i szanuje Post.

Za wyjatek tez uwazam uwielbianie Chrystusa tancem, ale nie biore udzialu w zabawach hucznych i nie tancze przy muzyce innej niz chrzescijanska, by nie zgrzeszyc.


So sie 15, 2009 15:45
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 40 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL