|
Strona 1 z 1
|
[ Posty: 10 ] |
|
Autor |
Wiadomość |
Killim
Dołączył(a): Śr mar 18, 2009 16:07 Posty: 17
|
 Recenzje płyt muzycznych
To może piszmy tutaj recenzje płyt muzycznych. Co polecacie, co uważacie za porażki?
Zacznę od mojej recenzji.
Sepultura - Chaos A.D
gatunek : thrash metal
rok : 1993
Jedna z moich ulubionych płyt. Kilka bardzo ciekawych utworów, duża melodyjność, dobre riffy, ciekawy, nieirytujący wokal... Uważam tę płytę za szczytowe osiągnięcie Sepy, później było już jak dla mnie gorzej. Ciekawy jest temat płyty : stanowi ona...manifest przeciw złu na świecie.
Podsumujmy - rewelacyjna płyta właściwie bez słabych stron. Ocena to oczywiście 10/10
|
Pt mar 20, 2009 18:50 |
|
|
|
 |
nemo_
Dołączył(a): Pt wrz 05, 2008 18:14 Posty: 68
|
The Cure - Disintegration
gatunek: rock nowofalowy, post punk
rok: 1988
Jeden z najważniejszych rockowych albumów lat 80. Dla fanów The Cure jest mniej więcej tym samym, czym Dark Side of The Moon dla fanów Pink Floyd. Utwory są tu długie, dopracowane pod względem instrumentalnym. Teksty na bardzo wysokim, poetyckim poziomie; przesiąknięte smutkiem, tęsknotą. Delikatny, spokojny wokal, bez żadnych wrzasków i jakiegokolwiek podnoszenia głosu. Dla osób nieobytych z taką muzyką płyta jest bardzo monotonna; dla tych którzy się dobrym rockiem lat 80. interesują, dla wszelkich osób zainteresowanych romantyzmem, smutkiem i mrocznym klimatem w muzyce - arcydzieło.
Ocena: 10/10.
Zainteresowany? Polecam http://drake19.wrzuta.pl/audio/h4dZV0L9ND/ 
|
N kwi 05, 2009 11:47 |
|
 |
nemo_
Dołączył(a): Pt wrz 05, 2008 18:14 Posty: 68
|
sorry za literówkę, Disintegration jest oczywiście z 1989 
|
N kwi 05, 2009 11:48 |
|
|
|
 |
Killim
Dołączył(a): Śr mar 18, 2009 16:07 Posty: 17
|
Testament - Formation of Damnation
gatunek : thrash metal
rok : 2008
Testament to dla mnie prawdziwy paradoks. Wywodzą się z tych samych terenów co Metallica, ale nawet w połowie nie są tak znani. Gdy Meta trzaskała coraz słabsze płytki (przynajmniej dla mnie) Testament grał lepiej i lepiej...Po ponad ośmioletniej przerwie chłopaki powracają, by pokazać, co to prawdziwy thrash. Nowa płyta miażdży. Mamy świetną grę na instrumentach, ciekawe kompozycje, zróżnicowanie. Nie ma tu wrażenia monotonii. Do tego dochodzi ciekawy utwór tytułowy, zahaczający o death metal (głównie wokalem). Dla mnie najlepsza płyta zeszłego roku.
Ocena : 9/10
|
N kwi 05, 2009 13:35 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
 S. Layton, "Dettingen Te Deum"
Handel - 'Dettingen Te Deum', 'Zadok the Priest'
Stephen Layton
The Choir of Trinity Cambridge
The Academy of Ancient Music
Hyperion 2008
Uważam, że ta płyta to kompletna porażka i nieporozumienie. Layton jest twórcą specyficznej koncepcji chóralnej - miękkich, młodzieńczych głosów. W jego chórze nikt nie może mieć powyżej '30. W efekcie ogólny "głos" chóralny jest mało dźwięczny, donośny i dziwnie sztuczny, "plastikowy". Całkowita porażka, jeśli chodzi o chór.
Jeśli chodzi o zespół intrumentów, to gorzej być już nie mogło. Academy of Ancient Music, po odejściu Ch. Hoogwooda, stała się miejscem muzycznych eksperymentów i za Eggara brzmienie instrumentów stało się przytłumione i "plastikowe". Lepiej Layton z Eggarem dobrać się nie mogli...
Teraz słowo o samej interpetacji słynnego, wojennego haendlowskiego "Te Deum". Layton wprowadza trąbki i instrumenty dęte na pierwszy plan, co w połączeniu z "miękkim" i mało donośnym chórem daje okropny, "przygłuszony" efekt. Muzyka jest mało zwiewa, polotna, piękna, przypomina bardziej jakąś "rąbankę" i puste "famfary". Zbyt przesadzona w swej wojowniczości interpetacja "Dettingen Te Deum".
O interpetacji "Zadok the Priest" pisać już nie będe! Kompletna, absolutna porażka!!!!!! 
|
Cz sie 20, 2009 14:09 |
|
|
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Handel, "Coronation anthems"
S. Preston, Choir of Westminster Abbey
The English Consort, T. Pinnock
Archiv Produktion 1985
Jedna z najpiękniejszych płyt, jakie posiadam! Gorąco polecam!
Wystarczy zresztą zajrzeć w "papiery" Prestona, aby wiedzieć, co może sobą prezentować jego płyta i wykonanie. Simon Preston jest jednym z najlepszych dyrygentów muzyki katedralnej, chóralnej, świetnym choir masterem i organistą, byłym mistrzem chóru w tak prestiżowych angielskich kościołach jak "Christ Church" w Oxfordzie czy "Westminster Abbey". To w zupełności wystarczy.
Wykonanie haendlowskich hymnów u Prestona jest naprawdę piękne, polotne, zwiewne, miłe, delikatne ale nie pozbawione patosu oraz swoistej "siły". Instrumenty pod nadzorem Pinnocka są świetnie sharmonizowane z chórem i go nie zagłuszają. Chór natomiast jest świetnie zbilansowany. Wykonanie jest bardzo dokładne i wierne haendlowskiej partyturze. Szczególnie interpetacja "Zadok the Priest jest wprost genialna i znakomita. Gorąco polecam!!!!
|
Cz sie 20, 2009 14:17 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
J.S. Bach, "Christmas Oratorio"
J.E. Gardiner, Monteverdi Choir
Monteverdi Baroque Soloist
Archiv Produktion 1985
Postać J.E. Gardinera jest chyba jeszcze bardziej barwna od postaci Prestona. Nie tylko, że zaczął dyrygować, jako pietnastolatek, ale w wieku 21 lat założył własny zespół i chór i jako fascynat Monteverdiego, jako pierwszą płytę wydał jego słynne "Vespers". Nagranie to, choć w złej jakości, zachowane jest do dzisiaj i chętnie kupowane.
Gardiner jako wielki zwolennik Bacha, nie mógł pominąć i nie wykonać jego chyba najsłynniejszego dzieła religijnego - "Christmas Oratorio". Chór u Gardinera jest bardzo specyficzny. Gardiner za jedno z kryterium piękna w muzyce uznaje męstwo, dlatego ogólny "głos chóru" jest bardzo "męski" (choć chór jest mieszany) oraz donośny. Przypomina mi trochę wojsko, ale za swoje skojarzenia nie odpowiadam. Gardiner wykorzystuje instrumenty z epoki. Chór nie zagłusza instrumentów, a one chóru, dzięki czemu całość jest świetnie zinterpetowana.
Gardinerowi szczególnie dobrze wyszło początkowe "Jauchzet, frohlocket". Nie ma słów, aby opisać piękno oraz radość płynącą z Bożego Narodzenia, tak pięknie ukazaną w tym utworze. Gorąco polecam!!!
|
Cz sie 20, 2009 14:35 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
 "Sadok Kapłan" Roberta Kinga
W 2005 roku firma fonograficzna „Hyperion” wydała płytę Roberta Kinga „Coronation anthems”, czyli hymny koronacyjne, przeznaczone na uroczystość koronacji Króla Jerzego II i jego żony, księżniczki Karoliny.
Trzeba przyznać, że to wydanie było zaskoczeniem w świecie muzycznym. Bowiem wszystkie hymny koronacyjne wydali jak dotąd tylko dwaj dyrygenci – S. Preston i D. Willkoks. Owszem, wielu innych dyrygentów, jak np. John Eliot Gardiner czy S. Layton, wydawali płyty, ale tylko z częścią tych hymnów, przede wszystkim z hymnem pierwszym „Zadok the Priest”.
Robert King zaskoczył wszystkich, ponieważ wybrał wolniejsze tempo, szczególnie do „Zadok the Priest” oraz właściwie zinterpretował – jako pierwszy – porządek hymnów koronacyjnych i odpowiednią chóralną aklamację. Co jeszcze, warte podkreślenia jest to, że King postanowił nagrać hymny w o wiele większej hali jak dotąd, zapewne dla lepszego efektu artystycznego.
W tym miejscu warto się skupić na na interpetacji Roberta Kinga pierwszego i najbardziej znanego anthemu - „Zadok the Priest”. King wybiera wolniejsze tempo, niż się spodziewano oraz dopuszcza głosy kobiece do większej roli w śpiewie. Instrumenty, dotąd najliczniejsze, nade wszystko moc dźwięku skrzypiec oraz trąbka wysunięta na pierwszy plan dają niesamowitą aurę oraz tło dla coraz bardziej potężnych w trakcie wykonywania utworu głosów. Pierwszy fragment utworu, tj. słynne instrumentalne preludium, jest powolne i bardzo spokojne, widać tam moc intrumentów. Potem „wchodzi” cały chór i owa trąbka, co daje niespotykany efekt dźwiękowy. Powolne znowu, monumentalne i jakże podniosłe „Zadok” musiało – jak powiedział King – zrobić piorunujące wrażenie na obecnych podczas koronacji w opactwie. Potem następuje trochę zbyt wolne „And all people rejoice'd”, pełne jednak dramatyzmu oraz chóralnej ekspresji. Brak w tej sekcji „Sadoka Kapłana” finezji czy jakieś delikatności. Finałowe „Amen, Alleluja!”, zwieńcza cały utwór, wyrażając wielką radość i podniosłość wobec koronacyjnej uroczystości.
|
Cz wrz 17, 2009 14:11 |
|
 |
abrakadabra
Dołączył(a): Pt sie 14, 2009 7:14 Posty: 144
|
album: Salisbury
zespół: Uriah Heep
gatunek: rock progresywny/hard rock
rok: 1971
"Salisbury" to drugi album wybitnej rockowej kapeli Uriah Heep, jednak właściwie pierwszy reprezentatywny dla tej grupy. Ich debiutancki krążek "Very 'eavy... very 'umble" osadzony był w czystym hard rocku, "Salisbury" natomiast jest mieszanką kilku gatunków - hard rocka, rocka progresywnego i psychodelicznego. Od tej pory Uriah Heep grali właśnie w takim stylu. "Salisbury" to album przede wszystkim niezwykle zróżnicowany. "Bird of prey" jest utworem hardrockowym, z bardzo interesującym wokalem, często falsetującym. "The park" ma niepowtarzalny klimat, jest bardzo spokojny i cichy, oraz śpiewany wyłącznie falsetem. "Time to live" i "High priestess" to najbardziej typowe hardrockowe utwory na tej płycie. "Lady in black" jest chyba najsłynniejszym dziś przebojem grupy Uriah Heep. Tytułowy utwór, "Salisbury", to wciągająca 16-minutowa progresywna suita, posiadająca znaczące elementy orkiestralne. Dla wielu fanów "Salisbury" jest to najlepszy album zespołu Uriah Heep.
|
Pt wrz 25, 2009 18:58 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
 Paul Mccresh
Paul Mccresh
"Messiah" Archiv Produktion 1999
Gabrieli Consort&Players
Jest to bez wątpienia najlepsze wykonanie "Mesjasza", lepsze nawet od interpetacji Gardinera czy Pinnocka. Zresztą jest to bardzo żywa i "wartka"interpetacja. Żaden chyba zespół chóralny nie dorównuje zespołowi Mccresha. Gorąco polecam!
|
Pt paź 02, 2009 12:54 |
|
|
|
Strona 1 z 1
|
[ Posty: 10 ] |
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|