Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest So sie 16, 2025 9:37



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 18 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona
 moje " małżenstwo" 
Autor Wiadomość

Dołączył(a): So maja 16, 2009 11:31
Posty: 4
Post moje " małżenstwo"
jestem mama dwojki cudownych dzieci.5 lat temu mój maż,po 11 latach małżeństwa powiedział mi "Nie kocham cie,nic na to nie poradze,przykro mi"...Zakochał sie w innej.Mówi,że to jest własnie ta właściwa miłośc,ta prawdziwa,ze kiedys mnie tez kochał albo tak mu sie przynajmniej wydawało.Nie chce tutaj opisywac całego zbiegu okolicznosci ale w krótkim czasie zostałam bez pracy,bez dachu nad głowa,bez meza z dwójką małych dzieci.Przyjaciele,rodzina bardzo mi wtedy pomogli,znajomi przygarneli.Znalazłam prace,tata kontaktuje sie z dziecmi.Wydawałoby sie,że stanełam na nogi,ze ide do przodu.Ale to tylko pozory.Nie udało mi sie wyleczyc z miłości do meza.Nie wniosłam sprawy o alimenty,o rozwód czy separacje.Widok meza wciaz wywołuje ogromny ból,spotkanie na sali sadowej byłoby dla mnie zbyt trudne.Inni w mojej sytuacji idą do przodu,wchodza w nowe zwiazki,a ja nie potrafie.Próbowałam,myslałam,ze kiedy sie znowu zakocham to przestane sie ciagle oglądać za siebie.nie udawało sie.Zostałam wychowana w tradycyjnej rodzinie katolickiej,wpojono mi,ze ślub bierze sie tylko raz,kazdy nastepny zwiazek,jezeli mąż żyje to grzech.Szybko konczyłam znajomosc i lądowałam w konfesjonale,dalej modląc sie o uratowanie mojego małżeństwa.Modle sie dalej...już tyle lat...Czy to ma sens?A moze Bog "ze wzgledu na zatwardziałość serc" dopuszcza kolejne związki,móze uznał,że to faktycznie ta inna kobieta jest Ta właściwa dla meza,moze własnie ich miłośc wspiera?Moze już powinnam przestać w końcu modlić sie o moje małżenstwo,żeby móc ruszyć do przodu,a nie oglądac sie za siebie?Co na to Bóg?Moźe w kóncu powinnam wniesc sprawe o rozwód a nie czekac az maz sam to zrobi?Mogłabym wtedy starac sie o mieszkanie socjalne,zapewnic dzieciom swój kąt?Maż był zawsze osoba bardzo wierzącą,w młodosci rozwazał wstąpienie do zakonu...I co?Jaki to wszytko ma sens?Co ja mam dalej robic?Tkwie ciągle jedna noga w tym moim fikcyjnym małżenstwie,Ludzac sie ze maz wróci,a druga próbuje zrobic krok do przodu,ale tak stoi sie tylko ciagle w miejscu.Nie rozpamietuje urazów,ran,To poprostu samo boli,kiedy widze meza wracają wspomnienia,świadomosc tego,że nie byłam ta wląsciwą....


So maja 16, 2009 13:41
Zobacz profil
Post 
hmmm....myślę że czasem lepiej jest zacząć żyć dla siebie a nie ciągle oglądać sie za mężem który i tak ma swoje życie. Powiem tak rozwód nie blokuje ci możliwości przyjmowania komuni św. Ja osobiście gdybym sie rozwiódł nie związałbym się drugi raz z nikim. Dalczego ? Bo chce przyjmowac Zbawiciela do serca. Nie bede Cie oceniał ale z tego co wiem kościół coraz bardziej otwiera się na ludzi po rozwodach i takich którzy znaleźli sobie partnera. Idź do osoby duchownej , zaufanej i porozmawiaj o tej sytuacji. Powiedz że juz nie widzisz szans i że dusisz się. Jest to trudna sytuacja bo cierpi osoba która de facto nie jest winna całej sytuacji.


So maja 16, 2009 15:58
Post 
Cytuj:
Tkwie ciągle jedna noga w tym moim fikcyjnym małżenstwie,Ludzac sie ze maz wróci,a druga próbuje zrobic krok do przodu,ale tak stoi sie tylko ciagle w miejscu.Nie rozpamietuje urazów,ran,To poprostu samo boli,kiedy widze meza wracają wspomnienia,świadomosc tego,że nie byłam ta wląsciwą....


Nie ma "tych właściwych" i "tych niewłaściwych". Miłość, zwłaszcza miłość w małżeństwie, musi być pielęgnowana, bo inaczej obumiera i wygasa. Z jednej, drugiej, albo z obydwu stron - tak się czasem po prostu dzieje. A czasem partner, odkrywając na nowo euforyczne, barwne zakochanie w innej osobie, wyrabia w sobie przekonanie, że teraz to jest "ta właściwa".

Ten ból, o którym piszesz - z moich obserwacji wynika, że czas dobrze na niego wpływa i zmienia potem w takie drobne ukłucia. Zawsze będzie się pamiętać o pewnych sprawach - ale można przejść nad tym do porządku dziennego i starać się żyć dalej, aż wszystko, co bolesne, zamknie się w szufladce z napisem "Przeszłość". Do której czasem można wracać, ale którą w każdej chwili można zamknąć i zająć się innymi sprawami.

Cytuj:
Moze już powinnam przestać w końcu modlić sie o moje małżenstwo,żeby móc ruszyć do przodu,a nie oglądac sie za siebie?Co na to Bóg?Moźe w kóncu powinnam wniesc sprawe o rozwód a nie czekac az maz sam to zrobi?Mogłabym wtedy starac sie o mieszkanie socjalne,zapewnic dzieciom swój kąt?


Jeżeli chcesz iść do przodu, to nie widzę innego wyjścia, jak otrząsnąć się i wziąć sprawy w swoje ręce. Od Ciebie zależy, gdzie poszukasz siły, żeby wyrwać się z błędnego koła i zacząć żyć na nowo. Jedno jest pewne: taka sytuacja, w której tkwisz teraz, nie jest zdrowa, i sama doskonale o tym wiesz, skoro rozważasz dokonanie zmian. Nie można czekać, aż los za nas zadecyduje, aż inni podejmą za nas decyzje, albo że Bóg wszystko rozplącze bez naszej inicjatywy.

Cytuj:
Moze już powinnam przestać w końcu modlić sie o moje małżenstwo,żeby móc ruszyć do przodu,a nie oglądac sie za siebie?


Jeśli naprawdę, naprawdę zależy Ci na odzyskaniu męża, to obawiam się, że sama modlitwa nie wystarczy. Nie wiem, jak mocno Twój małżonek się zaangażował w nowy związek - jeśli jednak widzisz jakąś nadzieję i masz wolę walki, to rozmawiaj, próbuj przekonywać. Może da radę? A nawet, jeśli się nie uda, to będziesz miała świadomość, że zrobiłaś wszystko, co w Twojej mocy. Bo bierności zawsze żałuje się bardziej, niż tego, że się próbowało.

Jeśli natomiast nie widzisz już nadziei, a modlitwy są raczej wyrazem takiego cichego pragnienia-marzenia, to chyba lepiej będzie zamknąć rozdział i żyć dalej. Nie modlić się o powrót męża, ale o siłę dla siebie, o wolę rozpoczęcia nowego życia na nowych warunkach. Sama musisz to sobie przemyśleć i rozważyć priorytety.

Cytuj:
Inni w mojej sytuacji idą do przodu,wchodza w nowe zwiazki,a ja nie potrafie.Próbowałam,myslałam,ze kiedy sie znowu zakocham to przestane sie ciagle oglądać za siebie.nie udawało sie.Zostałam wychowana w tradycyjnej rodzinie katolickiej,wpojono mi,ze ślub bierze sie tylko raz,kazdy nastepny zwiazek,jezeli mąż żyje to grzech.Szybko konczyłam znajomosc i lądowałam w konfesjonale,dalej modląc sie o uratowanie mojego małżeństwa.


Wejście w nowy związek nie załatwi sprawy, zwłaszcza jeśli kończy się to u Ciebie wyrzutami sumienia. Nie jestem katoliczką, więc w tej materii wolałabym nic nie pisać, bo Wy macie swoje poglądy na życie rodzinne i miłość. Ale napiszę tylko to: według mnie, nie można chwytać się kogoś w nadziei, że da nam szczęście - jeśli my sami nie do końca jeszcze określiliśmy, czym to szczęście jest dla nas. Chyba podświadomie cały czas widzisz swoje szczęście u boku męża, który odszedł do innej.

Ostatecznie, jeśli chcesz mieć spokojne sumienie, to rozwód świecki możesz uzupełnić rozwodem w KK - choć to długa i niewdzięczna procedura, i nie każdy ma na nią siły. A jeśli pojawi się miłość... ja nie zamykałabym się na nią, jeśli spotkałabym ją gdzieś po drodze. Ale to Twoje życie, Twoja wiara i Twoje sumienie.

Jakkolwiek ułoży się cała sytuacja, w tę czy inną stronę, to życzę Ci dużo siły woli, dużo zdecydowania. Żebyś z tej próby wyszła zwycięsko, jeszcze silniejsza, i żebyś odkrywała w każdej zmianie w swoim życiu coś dobrego. Dużo szczęścia w dalszej Drodze, mami - i powodzenia.


So maja 16, 2009 17:18
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr paź 22, 2008 12:46
Posty: 1207
Post Re: moje " małżenstwo"
mami napisał(a):
Zostałam wychowana w tradycyjnej rodzinie katolickiej,wpojono mi,ze ślub bierze sie tylko raz,kazdy nastepny zwiazek,jezeli mąż żyje to grzech.Szybko konczyłam znajomosc i lądowałam w konfesjonale,dalej modląc sie o uratowanie mojego małżeństwa.Modle sie dalej...już tyle lat...Czy to ma sens?A moze Bog "ze wzgledu na zatwardziałość serc" dopuszcza kolejne związki,móze uznał,że to faktycznie ta inna kobieta jest Ta właściwa dla meza,moze własnie ich miłośc wspiera?Moze już powinnam przestać w końcu modlić sie o moje małżenstwo,żeby móc ruszyć do przodu,a nie oglądac sie za siebie?Co na to Bóg?Moźe w kóncu powinnam wniesc sprawe o rozwód a nie czekac az maz sam to zrobi?Mogłabym wtedy starac sie o mieszkanie socjalne,zapewnic dzieciom swój kąt?Maż był zawsze osoba bardzo wierzącą,w młodosci rozwazał wstąpienie do zakonu...I co?Jaki to wszytko ma sens?Co ja mam dalej robic?Tkwie ciągle jedna noga w tym moim fikcyjnym małżenstwie,Ludzac sie ze maz wróci,a druga próbuje zrobic krok do przodu,ale tak stoi sie tylko ciagle w miejscu.Nie rozpamietuje urazów,ran,To poprostu samo boli,kiedy widze meza wracają wspomnienia,świadomosc tego,że nie byłam ta wląsciwą....


http://www.wsm.bialystok.opoka.org.pl/w ... rtykul=128
http://www.ostatniaszuflada.pl/rzb/t7/r7_17.doc

i skorzystaj ze wsparcia chrzescijanskich psychologów, nie zostawaj sama, zly bedzie probowal dobrac sie do ciebie, bazuje na tej tragedii ale sie nie poddawaj... pamietam w modlitwie...

_________________
.--- . --.. ..- ... // --..-. -.-- .--- . // .- -- . -. __1 Kor 13__
www.teologia.pl www.pro-life.pl
Pro dolorosa Eius passione, miserere nobis et totius mundi. Sanctus Deus,miserere nobis et totius mundi.


So maja 16, 2009 18:25
Zobacz profil WWW
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt sie 05, 2005 12:10
Posty: 1239
Post 
Masz obowiązek dbać o dzieci-żądaj alimentów!


So maja 16, 2009 19:04
Zobacz profil

Dołączył(a): N mar 25, 2007 18:09
Posty: 3852
Post 
mami napisał(a):
jestem mama dwojki cudownych dzieci.5 lat temu mój maż,po 11 latach małżeństwa powiedział mi "Nie kocham cie,nic na to nie poradze,przykro mi"...Zakochał sie w innej.Mówi,że to jest własnie ta właściwa miłośc,ta prawdziwa,ze kiedys mnie tez kochał albo tak mu sie przynajmniej wydawało.Nie chce tutaj opisywac całego zbiegu okolicznosci ale w krótkim czasie zostałam bez pracy,bez dachu nad głowa,bez meza z dwójką małych dzieci.Przyjaciele,rodzina bardzo mi wtedy pomogli,znajomi przygarneli.Znalazłam prace,tata kontaktuje sie z dziecmi.Wydawałoby sie,że stanełam na nogi,ze ide do przodu.Ale to tylko pozory.Nie udało mi sie wyleczyc z miłości do meza.Nie wniosłam sprawy o alimenty,o rozwód czy separacje.Widok meza wciaz wywołuje ogromny ból,spotkanie na sali sadowej byłoby dla mnie zbyt trudne.Inni w mojej sytuacji idą do przodu,wchodza w nowe zwiazki,a ja nie potrafie.Próbowałam,myslałam,ze kiedy sie znowu zakocham to przestane sie ciagle oglądać za siebie.nie udawało sie.Zostałam wychowana w tradycyjnej rodzinie katolickiej,wpojono mi,ze ślub bierze sie tylko raz,kazdy nastepny zwiazek,jezeli mąż żyje to grzech.Szybko konczyłam znajomosc i lądowałam w konfesjonale,dalej modląc sie o uratowanie mojego małżeństwa.Modle sie dalej...już tyle lat...Czy to ma sens?A moze Bog "ze wzgledu na zatwardziałość serc" dopuszcza kolejne związki,móze uznał,że to faktycznie ta inna kobieta jest Ta właściwa dla meza,moze własnie ich miłośc wspiera?Moze już powinnam przestać w końcu modlić sie o moje małżenstwo,żeby móc ruszyć do przodu,a nie oglądac sie za siebie?Co na to Bóg?Moźe w kóncu powinnam wniesc sprawe o rozwód a nie czekac az maz sam to zrobi?Mogłabym wtedy starac sie o mieszkanie socjalne,zapewnic dzieciom swój kąt?Maż był zawsze osoba bardzo wierzącą,w młodosci rozwazał wstąpienie do zakonu...I co?Jaki to wszytko ma sens?Co ja mam dalej robic?Tkwie ciągle jedna noga w tym moim fikcyjnym małżenstwie,Ludzac sie ze maz wróci,a druga próbuje zrobic krok do przodu,ale tak stoi sie tylko ciagle w miejscu.Nie rozpamietuje urazów,ran,To poprostu samo boli,kiedy widze meza wracają wspomnienia,świadomosc tego,że nie byłam ta wląsciwą....
O tak mami , Bóg ci teraz bardzo dużo pomoże , zamiast dbać o rodzinę , dzieci i męża wolałaś uczęszczać do konfesjonału . No to niech ci teraz ksiądz pomoże skoro taki mądry i skoro dawał ci tyle wspaniałych rad . Twojego męża prawdopodobnie znudziło już życie świętojańskie .


So maja 16, 2009 20:49
Zobacz profil
Post 
ale bzdury piszesz....przecież napisała wyrażnie że jej mąż też był bardzo głęboko wierzący a konfesjonał był z innego powodu. Druga sprawa co ma piernik do wiatraka? Jakby nie chodziła do kościoła to mąż by się nie zakochał w innej ?


So maja 16, 2009 21:05

Dołączył(a): Śr kwi 20, 2005 14:22
Posty: 158
Post 
mami,
nie sluchaj tych ktorzy podsuwaja Ci czysto ludzkie, proste rozwiazania. Twoje sumienie podpowiada Ci wlasciwe rozumienie sakramentu malzenstwa. pamietasz przysiege? slubuje Ci milosc, wiernosc i uczciwosc malenska oraz ze Cie nie opuszcze az do smierci. a potem bralas Boga jako swiadka i gwaranta Twoich slow. to ze Twoj maz nie dopelnil przysiegi nie swiadczy o tym,ze Wasze malzenstwo sie skonczylo. Bóg jest wierny, On pamieta Wasze slowa, zna Twoje serce i Twoje pragnienie aby ten zwiazek trwal i wypelnial sie tak, jak byl zamierzony przez Ciebie i przez Boga.
w zyciu chrzescijanskim nie zawsze jest latwo. bywa ze z radosnym sercem wstepujemy na droge malzenstwa z ukochana osoba liczac ze po ludzku szczesliwi dojdziemy razem do bram Nieba a tymczasem spotykaja nas same ciernie i krzyze. zdrady, niezrozumienie, wyobcowanie, rozwod. ale sakrament nie traci swojej mocy nawet mimo tych tragedii!! on nie zostal nam dany po to aby beztrosko przejsc przez zycie ale po to, aby dac nam sile zwlaszcza wtedy,gdy bedzie najtrudniej trwac przy Bogu.
nie przestawaj sie modlic za meza. on nie przestaje byc Twoim mezem i bedzie nim zawsze nawet gdybyscie sie rozwiedli. zwiazek malzenski jest trwaly, wylaczny i nierozerwalny.takim jest ze swej natury, takim jest wedlug Bożego planu. ludzie mylnie twierdza ze gdy sie rozwodza i zwiaza z kims innym, pierwsze malzenstwo traci moc. tak nie jest. nawet gdy dla powaznych przyczyn rozstajemy sie z malzonkiem, slub zlozony przed Bogiem trwa. i to nie jest kara ale swiadczy to o wielkiej mocy i wielkiej wartosci w oczach Boga naszego slowa i naszego pragnienia aby wypelnic obietnice skladana przed nim ukochanej osobie.
mami, Bóg zawsze wysluchuje modlitw choc nie zawsze daje to, o co w nich wprost prosimy. nigdy nuie trafiaja one w proznie nawet gdy wydaje sie ze nie sa wysluchane. byc moze swoimi modlitwami juz teraz ocalilas meza przed utrata Bożej laski, byc moze juz teraz wyprosilas dla niego nawrocenie, ktorego laske otrzyma w wiadomym Bogu czasie. Twoja modlitwa jest najwieszkym darem jaki mozesz mu dac, ufam ze bedzie potrafil go docenic.
po ludzku rozwaz jakie masz szanse na powrot meza- nie chce Ci nic doradzac bo nie bylam nigdy w podobnej sytuacji ale moze jest jakis sposob na szczera rozmowe z nim, na przedstawienie mu propozycji powrotu pod okreslonymi warunkami. kolejna sprawa jest rozwod. Kosciol nie udziela rozwodow a rozwod cywilny nie zrywa mocy sakramentu ktora jestescie zwiazani wiec nawet gdybys przestala byc jego zona w oczach prawa, w Kosciele nadal nia jestes.
piszesz ze rozwod "zalatwilby" kilka spraw materialnych np.mieszkanie. warto rozwazyc za i przeciw tego rozwiazania. jezeli nie masz gdzie mieszkac z dziecmi, to masz prawo do wlasnego kata, masz prawo szukac sposob ktore zapewnia Wam mieszkanie. jesli jedyna szansa jest rozwod a sytuacja jest dla Was naglaca, to mysle ze w spokoju sumienia mozesz rozwazyc takie rozwiazanie. masz prawo ale i obowiazek myslec o sobie i swoich dzieciach.
jest i druga strona. gdyby maz byl rozwiedziony, moglby chciec wziac slub z tamta kobieta. jest to takie troche otwieranie jemu furtki do dalszego pograzenia sie w grzechu. ale mysle ze w sumieniu powinnas rozwazyc ktore z tych dwoch rozwiazan jest dla Ciebie wazniejsze. maz juz i tak wybral, i tak odszedl od Ciebie i zwiazl sie z kims innym a wiec zgrzeszyl. wcale nie musisz czuc sie winna jego grzechu jesli w wyniku rozwodu ktory pomoze Ci poukladac Twoje pilne sprawy on podejmie decyzje o drugim malzenstwie. bo mozna domniemywac, ze zrobilby to sam, nie czekajac az Ty wytoczysz mu sprawe. ale to wszystko zalezy od tego jak Ty widzisz Wasza sytuacje, szczerze i uczciwie.
podobnie jest z alimentami.masz prawo ich zadac, tym bardziej jesli pieniadze sa Ci pilnie potrzebne. obowiazkiem meza jest utrzymywac Wasze dzieci, bez wzgledu na to czy mieszkacie razem czy nie. nie musisz czuc z tego powodu obiekcji bo to jego zwykly obowiazek.
zyj dalej, rob swoje, dbaj o siebie i o dzieci. spojrz realnie czy powrot meza jest mozliwy.jesli nie- nie zyj mysla ze kiedy nastapi choc wielkim ciezarem moze byc zycie samotne. ufaj ze Bóg jest z Toba, zwlaszcza teraz gdy dzwigasz swoj krzyz, On nie odstepuje Cie nawet na krok. bede sie za Ciebie modlic. zycze Ci duzo sil


So maja 16, 2009 21:27
Zobacz profil

Dołączył(a): So maja 16, 2009 11:31
Posty: 4
Post moje "małżeństwo"
Dziekuje za wsparcie,chyba dobrze zrobilam,że w końcu odważyłam sie to z siebie wyrzucic. Bardzo Was prosze o modlitwe za mnie.Czasem dobrze spojrzeć na swoje życie oczami innych.


So maja 16, 2009 21:48
Zobacz profil

Dołączył(a): N mar 25, 2007 18:09
Posty: 3852
Post 
mami nie zadręczaj się , ludzie popełniają błędy , wszyscy robią w życiu błędy , ty również musiałaś zrobić jakiś błąd skoro nie potrafiłaś własnego męża zatrzymać przy sobie . Moim zdaniem , zamiast myśleć jak męża zatrzymać przy sobie , radziłaś się obcych , zamiast słuchać własnego sumienia i postepować zgodnie w własnym sumieniem , kierowałaś się wolą innych , prawdopodobnie słuchałaś ludzi którzy nie mają żadnego doświadczenia małżeńskiego . Ale nie załamuj się , trzeba teraz nauczyć się żyć z własnymi błędami . Musisz zrozumieć że nie ty pierwsza i nie ostatnia zdradzona i pożucona , a twoj niewierny mąż jeszcze tego kiedyś mocno pożałuje . Nie ma co rozpaczać nad rozlanym mlekiem , trzeba myśleć trzeżwo i wziąść się w garść . Jeżeli z rozpaczy nie zamierzasz jeszcze wstąpić do zakonu to poszukaj sobie innego chłopaka ,wyżal mu się niech cię pocieszy :) , a zobaczysz że szybko zapomnisz o tym bydlaku i kiedy znów się pojawi to dasz mu po prostu KOPA !


Pn maja 18, 2009 23:39
Zobacz profil

Dołączył(a): So maja 16, 2009 11:31
Posty: 4
Post 
zonk!...NIGDY WCZESNIEJ,z NIKIM,nie rozmawiałam na temat mojego małżeństwa,ale dziekuje za ten "inny punkt widzenia" i pozdrawiam.


Wt maja 19, 2009 20:54
Zobacz profil
Post 
No cóż jestem pod wrażeniem głupoty niektórych postów...

ale do rzeczy...................

Cytuj:
mami,
nie sluchaj tych ktorzy podsuwaja Ci czysto ludzkie, proste rozwiazania. Twoje sumienie podpowiada Ci wlasciwe rozumienie sakramentu malzenstwa.
pamietasz przysiege? slubuje Ci milosc, wiernosc i uczciwosc malenska oraz ze Cie nie opuszcze az do smierci. a potem bralas Boga jako swiadka i gwaranta Twoich slow. to ze Twoj maz nie dopelnil przysiegi nie swiadczy o tym,ze Wasze malzenstwo sie skonczylo. Bóg jest wierny, On pamieta Wasze slowa, zna Twoje serce i Twoje pragnienie aby ten zwiazek trwal i wypelnial sie tak, jak byl zamierzony przez Ciebie i przez Boga.


To bardzo dobra rada...

wiem że to bardzo trudne, ale każdy niesie swój krzyż...może pytasz dlaczego ja- ale musisz wiedzieć, że choć nie każdego opuścił mąż- to każdy ma jakiś krzyż i też nachodzi go pokusa by go zrzucić...

Może sąsiadki nie opuścił mąż, ale za to jej syn bierze narkotyki, albo rodzic choruje na Alzhaimera...

Żadne cierpienie nie daje nam prawa łamania praw Bożych- a Ci którzy radzą inaczej- zwłaszcza doradzający cudzołóstwo- zmierzają wprost do piekła- nie wiem czy ot będzie jakimś komfortem, ze wpadnę tam razem z nimi... :?


Śr maja 20, 2009 8:36

Dołączył(a): N mar 25, 2007 18:09
Posty: 3852
Post 
mami napisał(a):
Szybko konczyłam znajomosc i lądowałam w konfesjonale,dalej modląc sie o uratowanie mojego małżeństwa.
Mówisz mami , że z nikim nierozmawiałaś o swoim małżeństwie , a ja jednak będe upierał się , że rozmawiałaś , że się żaliłaś , tylko nie tam gdzie trzeba . Nie byłaś zbyt czujna mami , bagatelizowałaś pierwsze symptomy kryzysu małżeńskiego , myślałaś że wystarczy się modlić i ufać Bogu , że Bóg załatwi wszystko za ciebie . A powinnać nie ufać mężowi , śledzić go , być czujna , powinnaś wypytywać go , gdzie był , co robił ? Powinnaś być zazdrosna . Dlaczego nie rozmawiałaś o swoim małżeństwie z jego rodzicami np. ? Powinnaś w pierwszej kolejności poskarżyć się na męża u jego rodziców !!! Tam szukać odpowiedzi , zrozumienia i przebaczenia , tam szukać pojednania , tam szukać nawrócenia męża , a nie w konfesjonale .


Cz maja 21, 2009 19:53
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr paź 22, 2008 12:46
Posty: 1207
Post 
Inny_punkt_widzenia, znasz jakies inne slowo prócz "powinnas", Sakrament Pokuty nie przeszkadza w zyciu czemu sie tak tego czepiasz, cos cie gnebi?

_________________
.--- . --.. ..- ... // --..-. -.-- .--- . // .- -- . -. __1 Kor 13__
www.teologia.pl www.pro-life.pl
Pro dolorosa Eius passione, miserere nobis et totius mundi. Sanctus Deus,miserere nobis et totius mundi.


Pt maja 22, 2009 12:34
Zobacz profil WWW

Dołączył(a): N mar 25, 2007 18:09
Posty: 3852
Post 
AHAWA napisał(a):
Sakrament Pokuty nie przeszkadza w życiu...
A właśnie , że przeszkadza .


Pt maja 22, 2009 21:35
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 18 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL