Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Pt sie 15, 2025 2:31



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 59 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4  Następna strona
 Dlaczego (nie) wierzycie w Boga? 
Autor Wiadomość
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz wrz 25, 2008 21:42
Posty: 16060
Post 
Cytuj:
nawet gdyby kiedyś udało się wykluczyć cierpienie


Cierpienie dałoby się wykluczyć już teraz. Niestety, kosztem człowieczeństwa. I w tym cały problem.

_________________
I rzekłem: «Ach, Panie Boże, przecież nie umiem mówić, bo jestem młodzieńcem!» Pan zaś odpowiedział mi: «Nie mów: "Jestem młodzieńcem", gdyż pójdziesz, do kogokolwiek cię poślę, i będziesz mówił, cokolwiek tobie polecę. (Jr 1, 6-8)


Wt maja 19, 2009 13:25
Zobacz profil
Moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt sty 04, 2008 22:22
Posty: 5619
Post 
Przypominam na jakim forum jesteśmy! Szanujemy gospodarzy, bo to świadczy o naszej kulturze.Post obrażający ludzi wierzących został usunięty.

_________________
Η αληθεια ελευθερωσει υμας...
Veritas liberabit vos...
Prawda was wyzwoli...
(J 8, 32b)


Wt maja 19, 2009 16:26
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt mar 31, 2009 4:54
Posty: 1993
Post 
Nie wiem co Wy tak z tym cierpieniem. Po prostu się zdarza i tyle. Świat jest jaki jest. Jeden choruje i umiera w mękach drugi źle się prowadzi i żyje do setki. Komuś dziecko wpadnie pod auto drugi ma pięcioro zdrowych. Oczywiście że takie nieszczęścia to za każdym razem tragedia dla jednostki.
Ale takie rzeczy po prostu się zdarzają. Dlaczego jednemu a nie drugiemu ? Ślepy traf. Przy takiej ilości ludzi zawsze na kogoś musi trafić cierpienie a na kogoś innego radość. Normalna sprawa. Na razie miałem trochę szczęścia ale jak mnie trafi jakaś tragedia (oby nie) to trudno. Będę sobie próbował jakoś z tym poradzić.


Wt maja 19, 2009 17:17
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt mar 17, 2009 18:36
Posty: 2041
Post 
wychowałam się w rodzinie katolickiej w której przeszłam przez różne kolejne etapy i zawirowania:)
od bardzo emocjonalnego podejścia do wiary w Boga
poprzez nastoletni bunt i rozmaite jego odsłony:)
przez dostrzeganie u bliskiej mi osoby pewnego fałszu- po pierwsze głoszenia zasad nie specjalnie wpływających na zwykłe codzienne relacje z ludźmi, po drugie pewnego "fanatyzmu" którego nigdy nie akceptowałam
przez dostrzeżenie pewnego dnia u mojej własnej Mamy głebokiej, autentycznej wiary w Boga, kształtującej jej życie, objawiającej się w codziennym bezinteresownym, takim poprostu "nie wiadomo dlaczego" pomaganiu innym ludziom- małym ludziom bo chorym dzieciom- bez zbednego wygłaszania ocen i morałów:) i pomyślałam sobie kiedyś "cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych..."
aż do teraz. Bo teraz wiem że mam małą wiedzę w dziedzinie religii, że często piszecie tu wiele rzeczy i ja nie mam pojęcia o czym mówicie :oops: - i moze powinnam wiele poczytac- ale nie mam czasu- że pewnie bardzo bardzo czesto błądze ale
ale codziennie towarzyszę ludziom w chorobie i umieraniu. I pomimo to nie powiem że wierzę dlatego bo wiara mi w tym pomaga- pomaga mi ale nie dlatego wierzę:) Wierze bo Bóg dał mi wszystko pomimo że na nic nie zasługiwałam, bo uporządkował moje życie pomimo że Go o to nawet nie prosiłam, bo postawił mnie do pionu i pokazał mi gdzie mam stac i co robic.
Potem przeszedł bardzo blisko mnie , zrobił cos niemożliwego- kiedys wam opowiadałam- uzdrowił bliską mi osobe- uzdrowił nagle, zupełnie i niewytłumaczalnie. Jeśli kiedykolwiek miałam wątpliwosci co do Jego istanienia to po tym co się wtedy stało- już nigdy:)

_________________
Ania


Wt maja 19, 2009 20:49
Zobacz profil
Post 
Witam,

W moim przypadku droga do ateizmu rozpoczęła się w okresie dojrzewania.
Trzeba tu wspomnieć, że przez cały okres dzieciństwa byłem bardzo zagorzałym katolikiem. Kościelny lektor, ministrant, z którego dumna była cała rodzina. Modlitwy 3 razy dziennie, Msza święta tuż przed nauką w szkole. Z czasem moja silna wiara zmieniła się. Początkowo było to tylko zerwanie z ministranstwem, jednak zacząłem mieć wątpliwości. Czy rzeczywiście bóg istnieje? A nawet jeśli, to dlaczegóż nie miałby to być bóg w wersji muzułmańskiej lub hinduskiej? Dopiero wtedy też dostrzegłem, że bóg nie pomaga nam, nie przenika życia, a pismo święte mogli równie dobrze napisać ludzie obdarzeni urojeniami, lub chcący sławy i uwielbienia w tym, co głoszą. Zresztą to było dwa tysiące lat temu i od tego czasu wiele się zmieniło. Mam przecież alternatywę, którą jest światopogląd naukowy. Zacząłem coraz bardziej interesować się osiągnięciami dzisiejszej oświaty i zauważyłem, że podważa ona wszystko, co boskie. Zaprzestałem modlenia się i chodzenia do Kościoła. Trochę mi było wstyd tego, co myślę, bo nie znałem nikogo innego o takich poglądach, a wszyscy wokół uznawali istnienie cudownego Bóstwa. Wtedy trafiłem na fora ateistyczne i przekonałem się, że nie jestem sam, a inni ludzie, podobnie jak ja, nie wierzą wersji kościelnej. Z zapałem rzuciłem się do różnych dyskusji o Bogu, przeczytałem kilkanaście książek zarówno katolickich, jak i świeckich. Dziś otwarcie śmieję się z tego, co kiedyś robiłem i jakim byłem naiwnym dzieckiem. Cieszę się, że nareszcie otworzyłem się na świat, sam kreuję swoje poglądy i poddaje pod wątpliwość zdanie innych, a nie bronię racji narzuconych mi przez klechów, z którymi się nie zgadzam. Nareszcie jestem wolny i czuję się z tym wspaniale.


Śr maja 20, 2009 7:10
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn maja 18, 2009 17:57
Posty: 29
Post 
Rilianus - Do czasu :).

Ta pewność cię kiedyś zawiedzie. Sam zobaczysz.

Też tak kiedyś myślałem i byłem nastawiony (przeszedłem również przez ateizm). Myślałem, że postępem i nauką da się Boga zanegować, wyśmiać i sprowadzić do zabobonu. Porzuciłem to myślenie, kiedy mój Ojciec był bliski śmierci (zaawansowana sepsa i zapalenie otrzewnej - prawie śmierć). Wtedy, kiedy lekarz mówił, że trzeba się przygotować na najgorsze, olałem wszystko co wcześniej mówiłem o Bogu (nie ma go, to bajki etc.) i rzuciłem się autentycznie w domu na ziemię, wyjąc i modląc się gorąco do Boga, aby go uleczył i zachował od śmierci. Takiej wiary nigdy jeszcze nie miałem. A jak się to skończyło? Od następnego dnia wszystko się odwróciło i Ojciec zaczął w zastraszającym tempie zdrowieć. Brzmi to może infantylnie i być może zbyt cudownie, ale tak to właśnie było. Sam nie wiem jak to się stało, że byłem wstanie porzucić wszystko co wcześniej wygadywałem. Fakty i brak wcześniejszego, błogiego stanu, sam mnie sprowadził do poziomu wiary. Zdarza się to też wielu ateistom na łożu śmierci, gdzie wzywają księdza i chcą uwierzyć w Boga - ze strachu.

A ja poza tym, nie chcę sobie pluć w brodę po śmierci, że miałem Boga obok, a w niego nie wierzyłem.

Nauka nie może podważać istnienia Boga. Nauka może jedynie podważyć i zanegować to w co ludzie "kiedyś" wierzyli (płaska ziemia, niebo w chmurach etc.), a nie samą nieskończoną istotę. To, że ludzie kiedyś wierzyli, iż Jezus poleciał w obłoki, nie znaczy, że tak naprawdę było. Nauka to zanegowała, ale nie zmienia to niczego w kwestii samego lotu Chrystusa do nieba.

Jestem jak najbardziej za rozwojem nauki i za tym, aby odkrywać jak ten wszechświat został stworzony. Tylko Boga tym nie zanegujesz, bo zawsze będziesz się zastanawiać "co było wcześniej".

Do myślenia dają mi także świadectwa ateistów, którzy po zobaczeniu z Ojcem Pio, nawracali się.

W każdym razie, szanuję wszystkich ludzi, którzy są moralni, niezależnie od ich wierzeń i przekonań. Mam szacunek po prostu do człowieka. Są katolicy, którzy katują swoje żony/mężów, a w niedzielę idą do Kościoła i udają, że wszystko jest w porządku, a są ateiści, którzy po prostu miłują ludzi. Można miło się posprzeczać i wymienić poglądy przy ognisku, ale w pracach codziennych i tak będę współpracował z ateistami czy ludźmi z innym przekonaniem.

Tak samo nie mam nic do Imamów czy innych kapłanów, a na księdza-pedofila patrzę po prostu z odrazą i nie chcę go znać.

_________________
„Nie mam srebra ani złota - powiedział Piotr - ale co mam, to ci daję: W imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka, chodź! I ująwszy go za prawą rękę, podniósł go. A on natychmiast odzyskał władzę w nogach i stopach.” Dz3,6-7


Śr maja 20, 2009 12:46
Zobacz profil
Post 
Cytuj:
Ta pewność cię kiedyś zawiedzie. Sam zobaczysz.


Hmm, nie powiedziałbym. Widzisz, ja reprezentuję inny typ człowieka niż ty. Ateizm dał mi wolność i obudził we mnie te części umysłu, które przez cały okres dzieciństwa pozostawały w ukryciu. Dostrzegłem potęgę nauki. Stałem się zapalonym czytelnikiem, propagatorem oświaty. Nareszcie stałem się człowiekiem wartościowym i pewnym siebie. Nigdy nie chciałbym wrócić do czasów, gdy byłem zaślepiony Kościołem.

Cytuj:
Wtedy, kiedy lekarz mówił, że trzeba się przygotować na najgorsze, olałem wszystko co wcześniej mówiłem o Bogu (nie ma go, to bajki etc.) i rzuciłem się autentycznie w domu na ziemię, wyjąc i modląc się gorąco do Boga, aby go uleczył i zachował od śmierci.


Widzisz ty rzuciłeś się do modlitwy, natomiast ja nigdy bym tego nie zrobił. Owszem szukałbym przyczyn tej choroby, wypytywał lekarzy, wypożyczył kilkanaście książek o tym schorzeniu z pobliskiej biblioteki, ale nigdy modlił. Wyznaję zasadę, że problem nie rozwiąże się sam i trzeba pomóc, jak się może. A wiedza pomaga.


Cytuj:
Od następnego dnia wszystko się odwróciło i Ojciec zaczął w zastraszającym tempie zdrowieć. Brzmi to może infantylnie i być może zbyt cudownie, ale tak to właśnie było.


A ja w takim przypadku ucieszyłbym się, że obawy lekarza nie sprawdziły się. Wspierałbym ojca w powrocie do zdrowia, postarał się znaleźć przyczyny choroby i w miarę możliwości postarać się o ich wyeliminowanie( chociaż w tym wypadku byłoby o to ciężko).


Cytuj:
Zdarza się to też wielu ateistom na łożu śmierci, gdzie wzywają księdza i chcą uwierzyć w Boga - ze strachu.


Marni z nich ateiści. Chociaż trochę ich rozumiem, nie wiadomo jak się kto zachowa w ostatnich chwilach życia.


Cytuj:
A ja poza tym, nie chcę sobie pluć w brodę po śmierci, że miałem Boga obok, a w niego nie wierzyłem.


Tu się nie zgodzimy. Uważam, że po śmierci nie będziesz żałował, bo Ciebie zwyczajnie nie będzie, co oznacza zarówno brak uczuć.



Cytuj:
Nauka nie może podważać istnienia Boga. Nauka może jedynie podważyć i zanegować to w co ludzie "kiedyś" wierzyli (płaska ziemia, niebo w chmurach etc.), a nie samą nieskończoną istotę. To, że ludzie kiedyś wierzyli, iż Jezus poleciał w obłoki, nie znaczy, że tak naprawdę było. Nauka to zanegowała, ale nie zmienia to niczego w kwestii samego lotu Chrystusa do nieba.



Jeżeli nie mam ku czemuś wyraźnych przesłanek, to w to nie wierzę. Równie dobrze mógłbym uwierzyć sąsiadce, którą wczoraj w nocy odwiedzili Marsjanie. Nie mogę tego podważyć, ponieważ w nocy zwyczajnie śpię, jak i inni mieszkańcy osiedla. Być może to się stało, nie wiem, ale jest to mało prawdopodobne. Mnie potrzebne są twarde dowody, a nie przekaz słowny, czy stara księga.





Cytuj:
Jestem jak najbardziej za rozwojem nauki i za tym, aby odkrywać jak ten wszechświat został stworzony. Tylko Boga tym nie zanegujesz, bo zawsze będziesz się zastanawiać "co było wcześniej".



A może nic nie było wcześniej? Może materia po prostu była, jest i będzie? Poza tym wyraźnie widać tu ramy ludzkiego umysłu.Kiedy coś widzimy, uznajemy że ktoś musiał to stworzyć. Wtedy jest nam łatwiej. Błąd! To, że miód wytworzyły pszczoły, nie oznacza że Wszechświat musiał stworzyć Bóg, lub inna istota rozumna, o niebywałej inteligencji i wszechmocy. Nam ludziom zawsze ciężko będzie pojąć, że coś powstało, ot tak.



Cytuj:
Do myślenia dają mi także świadectwa ateistów, którzy po zobaczeniu z Ojcem Pio, nawracali się.


Może oni uważali się za ateistów, jednak ja tak nie myślę. Byli co najwyżej słabymi agnostykami, którym wystarczyło kilka dziwnych przypadków do uwierzenia.


Cytuj:
W każdym razie, szanuję wszystkich ludzi, którzy są moralni, niezależnie od ich wierzeń i przekonań. Mam szacunek po prostu do człowieka. Są katolicy, którzy katują swoje żony/mężów, a w niedzielę idą do Kościoła i udają, że wszystko jest w porządku, a są ateiści, którzy po prostu miłują ludzi. Można miło się posprzeczać i wymienić poglądy przy ognisku, ale w pracach codziennych i tak będę współpracował z ateistami czy ludźmi z innym przekonaniem.


Tak jak i ja. To, że jestem ateistą nie oznacza również upodobania do komunizmu, czy faszyzmu, jak stereotypowo sądzi pewna część naszego społeczeństwa. Nie powinniśmy moralnie osądzać ludzi, po ich przekonaniach. To nasze czyny decydują o naszej moralności.


Śr maja 20, 2009 21:32
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz wrz 25, 2008 21:42
Posty: 16060
Post 
Cytuj:
Hmm, nie powiedziałbym. Widzisz, ja reprezentuję inny typ człowieka niż ty. Ateizm dał mi wolność i obudził we mnie te części umysłu, które przez cały okres dzieciństwa pozostawały w ukryciu. Dostrzegłem potęgę nauki. Stałem się zapalonym czytelnikiem, propagatorem oświaty. Nareszcie stałem się człowiekiem wartościowym i pewnym siebie.


Zapewniam, że nie potrzeba być " innym typem człowieka ", by dostrzegać potęgę nauki, wolności, być zapalonym czytelnikiem ( ja np. nie przypominam sobie, kiedy ostatni raz zdarzyło mi się nie być w trakcie czytania jakiejś książki ) i propagatorem oświaty.

_________________
I rzekłem: «Ach, Panie Boże, przecież nie umiem mówić, bo jestem młodzieńcem!» Pan zaś odpowiedział mi: «Nie mów: "Jestem młodzieńcem", gdyż pójdziesz, do kogokolwiek cię poślę, i będziesz mówił, cokolwiek tobie polecę. (Jr 1, 6-8)


Cz maja 21, 2009 8:56
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn maja 04, 2009 6:10
Posty: 179
Post 
Co do twojego podpisu, Johny99, to nie jest to prawda. Widzisz, istnieją jeszcze inne opcje niż Bóg. Jeśli ktoś jest całe życie wierzącym chrześcijaninem, a okaże się, że jego Boga nie ma, to zmarnował swoje istnienie, jej duchową, najpraktyczniejszą i najważniejszą część. Jeśli po śmierci nic nie ma, to można przyjąć, że nic nie stracił. Ale, sorry, są jeszcze inne scenariusze. Przykładowo, może się okazać, że filozofia buddyzmu głosi prawdę. Reinkarnacja istnieje. W takim przypadku zmarnowałeś aktualne istnienie, gdyż na ogół, z tego co wiem, religia chrześcijańska nie daje możliwości rozwoju, który przybliżyłby cię do Oświecenia.


Cz maja 21, 2009 14:49
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz lut 12, 2009 17:36
Posty: 229
Post 
@Ścianka

Bardzo poniekąd racja. W buddyzmie nie jest aż tak bardzo istotne oświecenie, bo przeżywając co życie oświecenie mniej się nauczysz niż w każdym życiu coś innego. Przede wszystkim aby się czegoś nauczyć każde życie powinno być inne. Nie wspominając że osiągnąć oświecenie można tylko przez doświadczenia. A takim doświadczeniem może być życie w zakonie, albo ateisty itd. Poza tym w buddyzmie też jest przecież Bóg :) Ale nie zmienia to faktu że podpis Johny99 ma to trzecie wyjście - reinkarnację :)


Pt maja 22, 2009 12:43
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn maja 18, 2009 17:57
Posty: 29
Post 
Rilianus napisał(a):
Hmm, nie powiedziałbym. Widzisz, ja reprezentuję inny typ człowieka niż ty. Ateizm dał mi wolność i obudził we mnie te części umysłu, które przez cały okres dzieciństwa pozostawały w ukryciu. Dostrzegłem potęgę nauki. Stałem się zapalonym czytelnikiem, propagatorem oświaty. Nareszcie stałem się człowiekiem wartościowym i pewnym siebie. Nigdy nie chciałbym wrócić do czasów, gdy byłem zaślepiony Kościołem.

Nie wmawiaj mi, że Kościół zabrania Ci zajmować się nauką. To czy będziesz zaślepiony czyimś gadaniem - zależy wyłącznie od Ciebie.

Być może fakt, że nie zajmowałeś się nauką, wynikało po prostu z racji młodego wieku, a nie z "zaślepienia"?

Rilianus napisał(a):
Widzisz ty rzuciłeś się do modlitwy, natomiast ja nigdy bym tego nie zrobił. Owszem szukałbym przyczyn tej choroby, wypytywał lekarzy, wypożyczył kilkanaście książek o tym schorzeniu z pobliskiej biblioteki, ale nigdy modlił. Wyznaję zasadę, że problem nie rozwiąże się sam i trzeba pomóc, jak się może. A wiedza pomaga.

Sprawdź najpierw co to jest "Sepsa" i zapalenie otrzewnej po wylaniu się wyrostka :).

Poza tym, ja jako człowiek nauki i religii, zrobiłem wszystko w podobny sposób, który opisałeś. Tylko widzisz, nauka nauką, ale ja wolę jeszcze pokładać nadzieję w Bogu. Lekarz robi co może, ale to organizm chorego musi walczyć. I o to właśnie prosiłem.

Kiedy twój bliski umiera, nie masz sił stać z boku i liczyć na to, że lekarze sami coś zrobią. Liczysz na to, że Bóg Ci pomoże. Dlatego się gorąco modliłem.

Rilianus napisał(a):
A ja w takim przypadku ucieszyłbym się, że obawy lekarza nie sprawdziły się. Wspierałbym ojca w powrocie do zdrowia, postarał się znaleźć przyczyny choroby i w miarę możliwości postarać się o ich wyeliminowanie( chociaż w tym wypadku byłoby o to ciężko).

No i to jest jedyne co może człowiek zrobić. A więc w zasadzie po prostu czekać. Ale nie potrafimy czekać, jeżeli bliski cierpi. Chcemy, aby jak najszybciej wyzdrowiał, przez co prosimy Boga.

Nie miałem wyjścia, musiałem się do niego zwrócić.

Rilianus napisał(a):
Marni z nich ateiści. Chociaż trochę ich rozumiem, nie wiadomo jak się kto zachowa w ostatnich chwilach życia.

Dobrze, że to powiedziałeś, bo już chciałem Ci wytknąć, że sam nie wiesz jak się zachowasz ;). Mój charakter jest taki, że nie potrafiłbym całe życie uważać, że Boga nie ma, a potem pod koniec go prosić o wybaczenie. Zaleciałoby to ogromną hipokryzją. Nie potrafiłbym się z tym pogodzić.

Rilianus napisał(a):
Tu się nie zgodzimy. Uważam, że po śmierci nie będziesz żałował, bo Ciebie zwyczajnie nie będzie, co oznacza zarówno brak uczuć.

Tutaj nie mogę ani się zgodzić, ani zaprzeczyć, bo tylko wierzę w tej kwestii.

Nie mogę powiedzieć, że COŚ WIEM.

Rilianus napisał(a):
Jeżeli nie mam ku czemuś wyraźnych przesłanek, to w to nie wierzę. Równie dobrze mógłbym uwierzyć sąsiadce, którą wczoraj w nocy odwiedzili Marsjanie. Nie mogę tego podważyć, ponieważ w nocy zwyczajnie śpię, jak i inni mieszkańcy osiedla. Być może to się stało, nie wiem, ale jest to mało prawdopodobne. Mnie potrzebne są twarde dowody, a nie przekaz słowny, czy stara księga.

Zdefiniujmy "twarde dowody"? Wiesz, jak człowiek się uprze, to nie uwierzyłby nawet, gdyby sam Bóg mu się objawił. Powiedziałby, że to halucynacje. W Piśmie Świętym jest wiele przykładów ludzi, którzy widzieli cuda, objawienia etc. a i tak nie wierzyli. A to byli ludzie prości.

Nawet gdyby ktoś nagrał na kamerę objawienia Maryjne, część ludzi by powiedziała, że to fotomontaż i tak dalej.

Nawet "taniec słońca" w Fatimie kilkadziesiąt lat temu, ludzie przypisują zbiorowej halucynacji. A warto dodać, że widziało to ponad 100 tysięcy ludzi.

Rilianus napisał(a):
A może nic nie było wcześniej? Może materia po prostu była, jest i będzie? Poza tym wyraźnie widać tu ramy ludzkiego umysłu.Kiedy coś widzimy, uznajemy że ktoś musiał to stworzyć. Wtedy jest nam łatwiej. Błąd! To, że miód wytworzyły pszczoły, nie oznacza że Wszechświat musiał stworzyć Bóg, lub inna istota rozumna, o niebywałej inteligencji i wszechmocy. Nam ludziom zawsze ciężko będzie pojąć, że coś powstało, ot tak.

Parę dni temu, jeden z bardzo lubianych przeze mnie użytkowników tego forum, Johny99, napisał:

Cytuj:
Ateiści nie potrafią zrozumieć, jak Bóg może nie mieć przyczyny. Ciekawe, że z Wybuchem nie mają już tych problemów.


Zastanów się nad tym :).

Rilianus napisał(a):
Może oni uważali się za ateistów, jednak ja tak nie myślę. Byli co najwyżej słabymi agnostykami, którym wystarczyło kilka dziwnych przypadków do uwierzenia.

Nie nam to osądzać :).

Ktoś, kto mówi "Ojcze, nie wierzę w Boga", raczej jest ateistą.

Rilianus napisał(a):
Tak jak i ja. To, że jestem ateistą nie oznacza również upodobania do komunizmu, czy faszyzmu, jak stereotypowo sądzi pewna część naszego społeczeństwa. Nie powinniśmy moralnie osądzać ludzi, po ich przekonaniach. To nasze czyny decydują o naszej moralności.


Otóż to. Polskie społeczeństwo jest w tych kwestiach zacofane, to fakt. Tak bardzo, że są wstanie pomylić "satanistę" z "ateistą".

_________________
„Nie mam srebra ani złota - powiedział Piotr - ale co mam, to ci daję: W imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka, chodź! I ująwszy go za prawą rękę, podniósł go. A on natychmiast odzyskał władzę w nogach i stopach.” Dz3,6-7


Pt maja 22, 2009 13:09
Zobacz profil
Post 
Fidelis napisał(a):
Nie wmawiaj mi, że Kościół zabrania Ci zajmować się nauką. To czy będziesz zaślepiony czyimś gadaniem - zależy wyłącznie od Ciebie.

Być może fakt, że nie zajmowałeś się nauką, wynikało po prostu z racji młodego wieku, a nie z "zaślepienia"?



Nie próbuję Ci tego wmówić. Owszem pozwala zajmować się nauką, ale w sposób, którego nie mogę zaakceptować. Widzisz ja mocno wiąże się z rożnymi zgrupowaniami i przestrzegam zasad w nich obowiązujących. Tak też było z Kościołem i jego oficjalne stanowisko wobec świata stawało się także i moim światopoglądem. Dlatego widząc artykuły naukowe w internecie i prasie stawiałem je przez pryzmat podejścia Kościoła. Nie przyjmowałem do wiadomości innych, futurystycznych poglądów. Katolicyzm nie zabrania nauki, ale w moim przekonaniu mocno ją ogranicza i wstrzymuje rozwój(Nie będę już tutaj wspominał o hordach Kreacjonistów). Uwierz mi moje podejście do nauki w okresie dzieciństwa nie wynikało z racji młodego wieku, ale ze stanowiska Katolicyzmu. Gdybym każdego wieczoru nie klękał do modlitwy i bez zastrzeżeń słuchał Kleru, o wiele wcześniej zainteresowałbym się oświatą.

Fidelis napisał(a):
Poza tym, ja jako człowiek nauki i religii, zrobiłem wszystko w podobny sposób, który opisałeś. Tylko widzisz, nauka nauką, ale ja wolę jeszcze pokładać nadzieję w Bogu. Lekarz robi co może, ale to organizm chorego musi walczyć. I o to właśnie prosiłem.


Ja natomiast pokładam nadzieję w możliwościach lekarza i organizmie chorego. W niczym więcej. Trzeba sobie po prostu uświadomić, że nikt ani nic nam nie pomoże. Nie mówię, iż jest to łatwe. Ale taka jest rzeczywistość i trzeba się z tym pogodzić.


Fidelis napisał(a):
Kiedy twój bliski umiera, nie masz sił stać z boku i liczyć na to, że lekarze sami coś zrobią. Liczysz na to, że Bóg Ci pomoże. Dlatego się gorąco modliłem.



Wiem, to jest trudne. W jednym momencie twoje życie traci sens i chcesz zwrócić się do kogoś o pomoc. Ale dla mnie jest to bezcelowe, bo kogoś takiego nie ma. Jak już wyżej napisałem- taka jest rzeczywistość i trzeba się z tym pogodzić. Dlatego staram się jak najlepiej przeżyć swoje życie, nie umierać za garstkę współczesnej arystokracji i na łożu śmierci cieszyć się, że coś osiągnąłem.

Fidelis napisał(a):
Dobrze, że to powiedziałeś, bo już chciałem Ci wytknąć, że sam nie wiesz jak się zachowasz Mruga 2. Mój charakter jest taki, że nie potrafiłbym całe życie uważać, że Boga nie ma, a potem pod koniec go prosić o wybaczenie. Zaleciałoby to ogromną hipokryzją. Nie potrafiłbym się z tym pogodzić.


Tutaj jesteśmy zgodni. Nie potrzebuję na łożu śmierci przebaczenia od istoty, której przez całe życie nie uznawałem. To nie jest tak, że ja dopuszczam możliwość istnienia Boga- ja to po prostu niemalże "wiem" i praktycznie nic nie jest w stanie tego zmienić

Fidelis napisał(a):
Zdefiniujmy "twarde dowody"? Wiesz, jak człowiek się uprze, to nie uwierzyłby nawet, gdyby sam Bóg mu się objawił. Powiedziałby, że to halucynacje. W Piśmie Świętym jest wiele przykładów ludzi, którzy widzieli cuda, objawienia etc. a i tak nie wierzyli. A to byli ludzie prości.

Nawet gdyby ktoś nagrał na kamerę objawienia Maryjne, część ludzi by powiedziała, że to fotomontaż i tak dalej.


Masz rację. Tak więc jedyny sposób na to, aby ateiści w Boga uwierzyli, to jego przybycie na ziemię i zamieszkanie wśród nas. Oczywiście każdego dnia musiałby dokonywać wielu niemożliwych cudów,a każde takie zjawisko musiałoby być dokładnie zbadane, by nikt nie miał wątpliwości, co do uczciwości tych występków. Jak widać, wymagania są duże :lol:

Fidelis napisał(a):
Nawet "taniec słońca" w Fatimie kilkadziesiąt lat temu, ludzie przypisują zbiorowej halucynacji. A warto dodać, że widziało to ponad 100 tysięcy ludzi.


A teraz przemyśl, jakie konsekwencje dla naszego układu słonecznego miałby ten "taniec słońca". Jeżeli wyciągniesz odpowiednie wnioski, to zgodzisz się z naszym stanowiskiem.

Fidelis napisał(a):
Parę dni temu, jeden z bardzo lubianych przeze mnie użytkowników tego forum, Johny99, napisał:

Cytuj:
Ateiści nie potrafią zrozumieć, jak Bóg może nie mieć przyczyny. Ciekawe, że z Wybuchem nie mają już tych problemów.


Zastanów się nad tym :).


Ciężko jest zrozumieć, jak tak inteligenta, wszechmocna istota powstała bez przyczyny i do tego posiadała ludzkie cechy. Co innego z Wielkim Wybuchem, który był prostą reakcją, a tylko w wyniku szczęśliwych zbiegów okoliczności powstało to, co możemy obserwować dzisiaj.


Fidelis napisał(a):
Nie nam to osądzać :).

Ktoś, kto mówi "Ojcze, nie wierzę w Boga", raczej jest ateistą.



To są ateiści tylko z definicji. Znam kilku takich ludzi, którzy uważają iż nie wierzą w Boga, a tak naprawdę to zagubieni wierzący. Wracają po kilku dniach do Kościoła i myślą, że byli prawdziwymi ateistami. Takim wystarczy mały impuls, ażeby dawne wierzenia powróciły.

Fidelis napisał(a):
Otóż to. Polskie społeczeństwo jest w tych kwestiach zacofane, to fakt. Tak bardzo, że są wstanie pomylić "satanistę" z "ateistą".


Co niestety bardzo utrudnia życie ;/ Miejmy nadzieję, że za kilka lat to się zmieni.


Zasady pisowni słownictwa religijnego obowiązują! szumi


Pt maja 22, 2009 21:46
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz wrz 25, 2008 21:42
Posty: 16060
Post 
Cytuj:
Przykładowo, może się okazać, że filozofia buddyzmu głosi prawdę. Reinkarnacja istnieje. W takim przypadku zmarnowałeś aktualne istnienie, gdyż na ogół, z tego co wiem, religia chrześcijańska nie daje możliwości rozwoju, który przybliżyłby cię do Oświecenia.


Jeżeli rozumiemy to aż tak handlarsko, to i tak bardziej się " opłaca " być chrześcijaninem. Jeżeli jest reinkarnacja, to może zmarnowałem aktualne istnienie, ale nie ma się czym martwić - i tak dostanę następną szansę, aż do Oświecenia. Jeżeli natomiast rację ma chrześcijaństwo, to nie ma żadnego innego istnienia, i nikt nie dostaje drugiej szansy. Lepiej więc pozostać chrześcijaninem ;)

Co do " twardych dowodów " - ciekawi mnie, jak ateiści godzą samodzielne myslenie z twardymi dowodami. Życie oparte wyłącznie na twardych dowodach wyklucza jakiekolwiek samodzielne myślenie. Jeżeli mam twarde dowody na to, że obok mnie leży zeszyt, to nie ma tu już miejsca na żadne " samodzielne myślenie " - nie mogę wymyślić nic ponad to, że obok mnie leży zeszyt, cokolwiek innego bym wymyslił było by samooszustwem i urojeniem. Tam gdzie są twarde dowody, tam nie ma już żadnego myślenia. Tylko wiara nieoparta na twardych dowodach umożliwia myślenie.

_________________
I rzekłem: «Ach, Panie Boże, przecież nie umiem mówić, bo jestem młodzieńcem!» Pan zaś odpowiedział mi: «Nie mów: "Jestem młodzieńcem", gdyż pójdziesz, do kogokolwiek cię poślę, i będziesz mówił, cokolwiek tobie polecę. (Jr 1, 6-8)


So maja 23, 2009 10:20
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn maja 04, 2009 6:10
Posty: 179
Post 
To podobnie jak z wiarą i religią chrześcijańską. Mamy twarde dowody: dogmaty, autorytet Kościoła, nieomylność papieża, szczególnie w sprawach moralności. Tu też jest mało miejsca na samodzielne myślenie. Mamy narzucony pewien światopogląd, pewne stałe, których nie weryfikujemy. Patrzymy tylko z jednego punktu widzenia. Nikt z wierzących nie zastanawia się: "Jak to możliwe, że Adam i Ewa zgrzeszyli?", "Czy to jest prawdziwa natura Boga, ta, której uczy nas Kościół?". Zamiast pytać:"Jaka jest prawda?", mówimy:"Prawda jest taka, jak mówi Kościół" i zaczynamy argumentować rację Kościoła. Bo w gruncie rzeczy nie bronimy swojego stanowiska, bo go nie mamy. Nigdy nam nie zależało, by mieć swoje stanowisko. Ale skoro już Kościół mówi, że tak jest, to tak jest na pewno, a to dlatego, że:...i wymieniamy argumenty jednej ze stron. Twardy dowód. Tu nie ma miejsca na inną wersję niż wersję Kościoła. Skoro Kościół jest nieomylny, a my w to wierzymy, i wierzymy w piekło, czyli w konsekwencje nieposłuszeństwa myślowego Kościołowi, nie ma tu mowy o samodzielnym myśleniu. Jest tylko samodzielne myślenie w ramach bariery zwanej "Kościół(czy tam papież) jest nieomylny". Nieciekawie jest być teologiem katolickim lub jakimkolwiek od innego wyznania, bo trzeba bronić stanowiska swojej wiary, a nie dochodzić prawdy. Taki teolog może jedynie patrzeć zza krat swojej bariery, o której wspomniałem. Tak więc siedzi sobie w takiej klatce i na podstawie tego, co zobaczy zza krat, buduje wnioski. Szkoda, że nie dano mu wolnej ręki, by mógł być wolnym i widzieć rzeczy takimi, jakie są, bez osądzania, bez wstępnych zastrzeżeń.


So maja 23, 2009 18:57
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn maja 18, 2009 17:57
Posty: 29
Post 
Rilianus napisał(a):
Nie próbuję Ci tego wmówić. Owszem pozwala zajmować się nauką, ale w sposób, którego nie mogę zaakceptować. Widzisz ja mocno wiąże się z rożnymi zgrupowaniami i przestrzegam zasad w nich obowiązujących. Tak też było z Kościołem i jego oficjalne stanowisko wobec świata stawało się także i moim światopoglądem. Dlatego widząc artykuły naukowe w internecie i prasie stawiałem je przez pryzmat podejścia Kościoła. Nie przyjmowałem do wiadomości innych, futurystycznych poglądów. Katolicyzm nie zabrania nauki, ale w moim przekonaniu mocno ją ogranicza i wstrzymuje rozwój(Nie będę już tutaj wspominał o hordach Kreacjonistów). Uwierz mi moje podejście do nauki w okresie dzieciństwa nie wynikało z racji młodego wieku, ale ze stanowiska Katolicyzmu. Gdybym każdego wieczoru nie klękał do modlitwy i bez zastrzeżeń słuchał Kleru, o wiele wcześniej zainteresowałbym się oświatą.

Uważam, że twoje przekonanie jest złe. Kościół nie sprzeciwia się badaniu naszego świata, tylko niektórym metodom.

Świetnym przykładem jest Ksiądz Michał Heller. Uczony, kosmolog, teolog i w dodatku ksiądz. Bada wszechświat, zdobył nagrodę Templetona i jakoś nie przeszkadza mu w tym bycie księdzem. Kościół go kompletnie nie ogranicza.

Nie chcę tego pisać, ale zdaje mi się, że wymyśliłeś sobie, iż Kościół Ci cokolwiek hamował. Podaj mi kilka konkretnych przykładów, w których uważasz, że przez sprzeciw Kościoła "nie mogłeś iść dalej w swojej wiedzy".

Polecam od siebie wywiad z Księdzem Hellerem:

http://www.youtube.com/watch?v=JqP-d-PEtPQ

Rilianus napisał(a):
Ja natomiast pokładam nadzieję w możliwościach lekarza i organizmie chorego. W niczym więcej. Trzeba sobie po prostu uświadomić, że nikt ani nic nam nie pomoże. Nie mówię, iż jest to łatwe. Ale taka jest rzeczywistość i trzeba się z tym pogodzić.

Ja tak nie uważam. Moim zdaniem modlitwa pomaga zarówno w uspokojeniu, jak i w działaniu.

Rilianus napisał(a):
Wiem, to jest trudne. W jednym momencie twoje życie traci sens i chcesz zwrócić się do kogoś o pomoc. Ale dla mnie jest to bezcelowe, bo kogoś takiego nie ma. Jak już wyżej napisałem- taka jest rzeczywistość i trzeba się z tym pogodzić. Dlatego staram się jak najlepiej przeżyć swoje życie, nie umierać za garstkę współczesnej arystokracji i na łożu śmierci cieszyć się, że coś osiągnąłem.

Jest trudne, ale ja nie uważam Boga za przyjaciela, który będzie mi rozwiązywał wszystkie problemy, lecz za byt doskonały, który można grzecznie poprosić.

I uwierz mi, jako katolik, również mogę wykorzystać swoje życie - pochłonąć ogromną ilość wiedzy, stworzyć rodzinę, pomóc ludziom, mieć przyjemności i tak dalej.
Rilianus napisał(a):
Tutaj jesteśmy zgodni. Nie potrzebuję na łożu śmierci przebaczenia od istoty, której przez całe życie nie uznawałem. To nie jest tak, że ja dopuszczam możliwość istnienia Boga- ja to po prostu niemalże "wiem" i praktycznie nic nie jest w stanie tego zmienić

Widzisz, ale jak przypuszczam, ręki byś sobie za to uciąć nie dał. :D

Oczywiście żartuję, bo nikt z nas nie jest wstanie być tego pewien na sto procent. Rzecz jasna uważam, że nie do końca "wiesz" i "nic nie jest wstanie tego zmienić", bo nie byłbyś na tym forum. Myślę, że potrzebujesz utwierdzenia się w przekonaniu, ale ja bym nie był aż tak radykalny :). Może jeszcze kiedyś zmienisz zdanie, podobnie jak ja. Nie wiemy tego.

Rilianus napisał(a):
Masz rację. Tak więc jedyny sposób na to, aby ateiści w Boga uwierzyli, to jego przybycie na ziemię i zamieszkanie wśród nas. Oczywiście każdego dnia musiałby dokonywać wielu niemożliwych cudów,a każde takie zjawisko musiałoby być dokładnie zbadane, by nikt nie miał wątpliwości, co do uczciwości tych występków. Jak widać, wymagania są duże :lol:

Widzisz, Bóg robił to już nie raz, problem jest taki, że ludzie i tak nie wierzą. Zresztą, to nie my mamy dyktować mu warunki. Twoja wypowiedź jest bardzo arogancka, wybacz, ale "musiałby dokonywać wielu niemożliwych cudów" jest trochę nie na miejscu. To jest tak, jak 7 letnie dziecko pyskuje do rodziców i im mówi, że mają mu kupić zabawkę i zrobić to i to, bo inaczej nie będzie ich słuchał. :-D

Ja już mam swoją hipotezę co do faktów "objawień":

Gdyby Bóg, dzisiaj, w 2009 roku, objawił się na świecie, za góra 10 lat połowa dzisiaj wierzących w to ludzi, już by w to więcej nie wierzyła. Człowiek szybko zapomina i wyolbrzymia (bądź umniejsza) pewne wydarzenia. Nawet z dowodami.

Jezusa też widziało mnóstwo ludzi, a i tak mu nie wierzyło.

Myślę, że ateiści by nie przyjęli dowodów nie dlatego, że nie są "twarde", tylko dlatego, że musieliby uwierzyć. A ateista zrobi wszystko, aby nie uwierzyć i nie upaść na kolana.

Powiedz szczerze, nawróciłbyś się ze swojego wieloletniego ateizmu po "dowodach"?

Rilianus napisał(a):
A teraz przemyśl, jakie konsekwencje dla naszego układu słonecznego miałby ten "taniec słońca". Jeżeli wyciągniesz odpowiednie wnioski, to zgodzisz się z naszym stanowiskiem.

Stare jak świat. :D

Jeżeli coś ma być cudem, to właśnie dlatego jest niemożliwe do objęcia prawami fizyki. Smaczku dodaje fakt, że widziało to tylko 100 tysięcy ludzi w Fatimie. Ktoś powie, że właśnie dlatego była to zbiorowa halucynacja, ja powiem, że był cud dla ludzi tam będących.

Rilianus napisał(a):
Ciężko jest zrozumieć, jak tak inteligenta, wszechmocna istota powstała bez przyczyny i do tego posiadała ludzkie cechy. Co innego z Wielkim Wybuchem, który był prostą reakcją, a tylko w wyniku szczęśliwych zbiegów okoliczności powstało to, co możemy obserwować dzisiaj.

Dlaczego jest twoim zdaniem niemożliwe, aby byt absolutny miał "ludzkie cechy", bądź (jak sam uważam) dość zbliżone do ludzkich.

To jest dziwne? A prawa fizyki, żyjące własnym torem, już nie?

Co do drugiej części - nieźle :D. Fajnie wiedzieć, że wybuch był "prostą reakcją" a wyniku zbiegu okoliczności powstały niesamowicie skomplikowane światy i organizmy.

Nie myślałeś o zostaniu uczonym? :-D

Rilianus napisał(a):
To są ateiści tylko z definicji. Znam kilku takich ludzi, którzy uważają iż nie wierzą w Boga, a tak naprawdę to zagubieni wierzący. Wracają po kilku dniach do Kościoła i myślą, że byli prawdziwymi ateistami. Takim wystarczy mały impuls, ażeby dawne wierzenia powróciły.

Wiem o czym mówisz. Sam byłem też takim człowiekiem.

Rilianus napisał(a):
Co niestety bardzo utrudnia życie ;/ Miejmy nadzieję, że za kilka lat to się zmieni.

Oby. Chociaż ja mieszkam w Niemczech i tutaj takich rzeczy nie ma. :)


Ścianka napisał(a):
To podobnie jak z wiarą i religią chrześcijańską. Mamy twarde dowody: dogmaty, autorytet Kościoła, nieomylność papieża, szczególnie w sprawach moralności. Tu też jest mało miejsca na samodzielne myślenie. Mamy narzucony pewien światopogląd, pewne stałe, których nie weryfikujemy. Patrzymy tylko z jednego punktu widzenia. Nikt z wierzących nie zastanawia się: "Jak to możliwe, że Adam i Ewa zgrzeszyli?", "Czy to jest prawdziwa natura Boga, ta, której uczy nas Kościół?". Zamiast pytać:"Jaka jest prawda?", mówimy:"Prawda jest taka, jak mówi Kościół" i zaczynamy argumentować rację Kościoła. Bo w gruncie rzeczy nie bronimy swojego stanowiska, bo go nie mamy. Nigdy nam nie zależało, by mieć swoje stanowisko. Ale skoro już Kościół mówi, że tak jest, to tak jest na pewno, a to dlatego, że:...i wymieniamy argumenty jednej ze stron. Twardy dowód. Tu nie ma miejsca na inną wersję niż wersję Kościoła. Skoro Kościół jest nieomylny, a my w to wierzymy, i wierzymy w piekło, czyli w konsekwencje nieposłuszeństwa myślowego Kościołowi, nie ma tu mowy o samodzielnym myśleniu. Jest tylko samodzielne myślenie w ramach bariery zwanej "Kościół(czy tam papież) jest nieomylny". Nieciekawie jest być teologiem katolickim lub jakimkolwiek od innego wyznania, bo trzeba bronić stanowiska swojej wiary, a nie dochodzić prawdy. Taki teolog może jedynie patrzeć zza krat swojej bariery, o której wspomniałem. Tak więc siedzi sobie w takiej klatce i na podstawie tego, co zobaczy zza krat, buduje wnioski. Szkoda, że nie dano mu wolnej ręki, by mógł być wolnym i widzieć rzeczy takimi, jakie są, bez osądzania, bez wstępnych zastrzeżeń.


Wybacz, ale co to jest za bełkot? Zapoznaj się z terminem "teologia", potem co jest nauczanie Kościoła, a na koniec przeczytaj katechizm.

Uszy opadają od ludzi, którzy chcą "zabłysnąć", a mają podstawowe braki we wiedzy.

_________________
„Nie mam srebra ani złota - powiedział Piotr - ale co mam, to ci daję: W imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka, chodź! I ująwszy go za prawą rękę, podniósł go. A on natychmiast odzyskał władzę w nogach i stopach.” Dz3,6-7


So maja 23, 2009 21:03
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 59 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL