Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Pt lis 07, 2025 14:38



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 27 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona
 Kondycja rodziny wobec akceptacji dla rozwiązłości 
Autor Wiadomość
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz gru 03, 2009 13:01
Posty: 45
Post Kondycja rodziny wobec akceptacji dla rozwiązłości
Od niedawna przeglądam to forum i widzę sporą akceptację dla rozwiązłości. Ze zrozumieniem podchodzi się do osób współżyjących przed ślubem, co najczęściej prowadzi do tego, że mają więcej niż jednego partnera seksualnego. Natomiast przeciw osobom które do tego zjawiska mają negatywny stosunek - wytacza się ciężkie działa.
Czystość przedmałżeńska dla wielu to już przeżytek, sprawa nie mająca większej wartości, jak jest to jest, jak nie to nie...

Moim zdaniem wpływa to na współczesną kondycję rodziny. Obserwuję wiele analogii. M. in. jeśli osoby miały przedmałżeńskie kontakty seksualne, ten sakrament małżeństwa nie jest już niczym wyjątkowym i w ich relacjach właściwie nic nie zmienia. Jeśli osoby miały wielu partnerów to tym bardziej, ten współmałżonek nie jest aż tak wyjątkowy, ani nie ma się poczucia tej wyłączności, tej wyjątkowej więzi, jest to po prostu jeden z wielu partnerów, tyle że tym razem nazywa się go mężem/żoną. Ani ten związek nie jest tak silny, myśli się o kimś innym, zdradza, odchodzi.

Ale małżeństwo to tylko jeden aspekt - przecież jeśli mowa o kondycji rodziny to chodzi też o związki niesakramentalne. Które trwają przez rok, kilka lat aż do rozstania. Jest jakaś więź, jakaś relacja, ale czy to rodzina? Często nie, po prostu żyją ze sobą aż do rozstania, jak się uda to do pobrania się.

_________________
tradycjonalistyczny punkt widzenia


Cz gru 17, 2009 18:24
Zobacz profil

Dołączył(a): Cz wrz 10, 2009 4:54
Posty: 707
Post Re: Kondycja rodziny wobec akceptacji dla rozwiązłości
Skąd wiesz, że dla kogoś, kto miał kilku partnerów (nie na raz, ale był w kilku związkach na przestrzeni lat) ślub z tym wybranym nie jest niczym wyjątkowym? Jakieś statystyki robiłeś?
Ja znam takie osoby i one twierdzą inaczej.
Gdyby to był jeden z wielu, to czemu miałyby z nim brać ślub?
Moja przyjaciółka miała wielu facetów... A jednak ten, za którego niebawem wyjdzie jest na tyle wyjątkowy, że postanowiła spędzić z nim resztę życia... Nie dlatego, że ma ochotę na seks, bo do tego ślub nie jest im potrzebny, nie dlatego że tak wypada, bo rodzina, KK, czy własne przekonania tak im nakazują, ale dlatego, że właśnie ten jeden był aż tak bardzo wyjątkowy, że właśnie jego chce nazywać mężem... Jego jedynego spośród tylu innych, których miała.
Dla mnie to dużo znaczy.


Cz gru 17, 2009 19:09
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So cze 02, 2007 10:22
Posty: 1324
Post Re: Kondycja rodziny wobec akceptacji dla rozwiązłości
Szarotka napisał(a):
Skąd wiesz, że dla kogoś, kto miał kilku partnerów (nie na raz, ale był w kilku związkach na przestrzeni lat) ślub z tym wybranym nie jest niczym wyjątkowym?
Ja znam takie osoby i one twierdzą inaczej.



Ja też znam takie osoby i dla nich ślub nie jest z zasady niczym wyjątkowym, w ogóle ślub - jako instytucja - nie jest im do szczęścia potrzebny. Nawet z tym, wybranym. Legalizacja - jeśli następuje, to co najwyżej z powodów natury prawnej, w naszym prawodawstwie konkubinat jest czymś gorszym i dającym zdecydowanie mniejsze prawa niż małżeństwo.


Pt gru 18, 2009 7:04
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz wrz 03, 2009 18:35
Posty: 645
Post Re: Kondycja rodziny wobec akceptacji dla rozwiązłości
A ja znam osoby, które biorą ślub kościelny tylko po to, żeby legalnie uprawiać seks i co z tego wynika? Ludzie są różni, ale na to, czy ktoś potraktuje instytucję małżeństwa poważnie, czy nie wcale nie ma wpływu wyznawana religia, czy ilość partnerów seksualnych, a po prostu człowiek.

_________________
Obrazek


Pt gru 18, 2009 9:01
Zobacz profil

Dołączył(a): Cz wrz 10, 2009 4:54
Posty: 707
Post Re: Kondycja rodziny wobec akceptacji dla rozwiązłości
Też znam osoby, które wzięły ślub kościelny po niespełna roku znajomości, bo im się seksu zachciało.
Uważam to za żenujące.
Znam też osoby, które pozostawały w związku nieformalnym przez 10-12 lat, a po tym czasie brały ślub kościelny i ten fakt dla nich wiele znaczył. Po ślubie pojawiły się dzieci.

Ja sama jeszcze nie jestem pewna, co do ślubu.
Kościelnego chyba brać nie chcę - po co, skoro nie uznaję za grzech np. seksu oralnego?
Skoro i przed i po ślubie mój seks i tak miałby być grzeszny, to chyba wolę sam ślub cywilny...
Gdyby nie to, że TŻ chce dzieci dopiero po ślubie, to kto wie, czy w ogóle bym się na ślub decydowała...
Bo jednak cywilny jest obdarty z pewnego uroku i piękna... Nie podoba mi się tai ślub, ale chcę swojego faceta nazywać mężem i chcę być nazywana żoną.


Pt gru 18, 2009 9:41
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz wrz 03, 2009 18:35
Posty: 645
Post Re: Kondycja rodziny wobec akceptacji dla rozwiązłości
Możesz wziąć ślub tzw humanistyczny :) Wtedy sama ustalasz jak ma wyglądać, sami też możecie ułożyć słowa przysięgi.

_________________
Obrazek


Pt gru 18, 2009 10:01
Zobacz profil

Dołączył(a): Cz wrz 10, 2009 4:54
Posty: 707
Post Re: Kondycja rodziny wobec akceptacji dla rozwiązłości
Nigdy o czymś takim nie słyszałam.
Poza tym całe życie marzyłam, by wziąć ślub przed Bogiem - taki ważny aż do śmierci, bez możliwości rozwodu itd..
A teraz, gdy straciłam zaufanie do KK i zaczynam powoli sie nim wręcz brzydzić... teraz już nic nie wiem...
Nawet się zaczęłam zastanawiać, czy w ogóle dano by nam ślub kościelny, bo podpisując protokół powiedziałabym wprost, że nie akceptuję katolickiej etyki seksualnej i katolickiego planowania rodziny... (a jest o to pytanie). Tzn. chcę mieć dużo dzieci (3-5), nie uznają antykoncepcji hormonalnej (ale uznaję FAM i nie widzę w tym zła).
Czy wobec mojego sprzeciwu, odmówiono by udzielenia ślubu?
Z drugiej strony przykro mi, bo ja postępuję uczciwie... nieznosząc hipokryzji, a cała masa moich znajomych nie ma takich oporów. Biorą ślub w kościele, bo tak ładniej. Kłamią, że chcą dzieci, kłamią podpisując protokół... Kłamią podczas spowiedzi przedślubnej, że żałują za seks przed ślubem. I mają to, po co ja nie śmiem wyciągać ręki, bo uważam, że mi się nie należy (za moje poglądy i za moje spaczone sumienie)...
Czuję się źle.
To nie fair..
Żałuję, że mam jakiekolwiek sumienie. Żałuję, że moje sumienie jest na tyle niewrażliwe, by dopuszczać grzechy seksualne, a na tyle wrażliwe, by mieć opory przed ślubem w KK.
Chętnie spaczyłabym sumienie głębiej, żeby mi pozwoliło kłamać i mieć piękny ślub... (ale o tym chyba nie w tym wątku powinnam pisać).


Pt gru 18, 2009 10:21
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz wrz 03, 2009 18:35
Posty: 645
Post Re: Kondycja rodziny wobec akceptacji dla rozwiązłości
Szarotko, to czy ślub który weźmiesz będzie na całe życie czy nie zależy wyłącznie od Ciebie i Twojego partnera. Nawet jeżeli będzie to tylko ślub cywilny, a wręcz nie będzie żadnego ślubu, a po prostu sobie to obiecacie, bez świadków, sami przed sobą.

Generalnie rozumiem Cię i praktycznie z tych samych powodów nie jestem w KrK. Jednak nie potrafiłabym być hipokrytką tylko po to, żeby zrobić sobie dobrze, byle wziąć uroczysty ślub w Kościele, z którego naukami odnośnie seksu niewiele mnie łączy i łączyć nie potrafi mimo usilnych prób zrozumienia. Po prostu uważam, że Kościół popełnia błąd, ponadto błąd który owocuje złem.

_________________
Obrazek


Pt gru 18, 2009 10:32
Zobacz profil

Dołączył(a): Cz wrz 10, 2009 4:54
Posty: 707
Post Re: Kondycja rodziny wobec akceptacji dla rozwiązłości
Sheeta...
Czas się pogodzić, że nie ma wyjścia i tyle.
Choć z jednej strony jestem z moim facetem, choć są sprawy, które mi w nim nie pasują, ale cała reszta jest ok.
W KK nie pasuje mi tylko ta jedna rzecz, a jednak odchodzę.
Nie wiem, czy słusznie, ale nie umiem inaczej.
Myślę nad zmianą wyznania, ale nie jestem przekonana, czy to jest rozwiązanie.


Pt gru 18, 2009 10:42
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz wrz 03, 2009 18:35
Posty: 645
Post Re: Kondycja rodziny wobec akceptacji dla rozwiązłości
Ja się już z tym dawno pogodziłam. Różnica między facetem a Kościołem jest taka, że nawet, jeżeli nie akceptujesz pewnych cech u swojego partnera, to on z tego powodu Cię nie zostawi i vice versa. Z Kościołem jest inaczej, albo akceptujesz wszystko, albo żegnaj Eucharystio...

_________________
Obrazek


Pt gru 18, 2009 10:52
Zobacz profil

Dołączył(a): Cz cze 09, 2005 16:37
Posty: 10694
Post Re: Kondycja rodziny wobec akceptacji dla rozwiązłości
monika001 napisał(a):
Ja też znam takie osoby i dla nich ślub nie jest z zasady niczym wyjątkowym, w ogóle ślub - jako instytucja - nie jest im do szczęścia potrzebny. Nawet z tym, wybranym.


Też znam taką osobę :D

Szarotka napisał(a):
Też znam osoby, które wzięły ślub kościelny po niespełna roku znajomości, bo im się seksu zachciało.
Uważam to za żenujące.


Ja w ogóle ślub uważam za żenujący. Ale nie na tyle, aby się nie nagiąć, jeśli sprawi to radość bliskim. Niczym ateista przystępujący do Komunii "dla babci". ;)


Pt gru 18, 2009 10:57
Zobacz profil

Dołączył(a): Cz cze 09, 2005 16:37
Posty: 10694
Post Re: Kondycja rodziny wobec akceptacji dla rozwiązłości
tygrys napisał(a):
Od niedawna przeglądam to forum i widzę sporą akceptację dla rozwiązłości. Ze zrozumieniem podchodzi się do osób współżyjących przed ślubem, co najczęściej prowadzi do tego, że mają więcej niż jednego partnera seksualnego. Natomiast przeciw osobom które do tego zjawiska mają negatywny stosunek - wytacza się ciężkie działa.


Nie wytacza się ciężkich dział dopóty, dopóki te osoby pierwsze nie wytoczą ciężkich dział.

Poza tym zgadzam się (w kategoriach statystycznych) z tym co napisałeś.


Pt gru 18, 2009 11:04
Zobacz profil

Dołączył(a): Cz wrz 10, 2009 4:54
Posty: 707
Post Re: Kondycja rodziny wobec akceptacji dla rozwiązłości
SweetChild napisał(a):
Ja w ogóle ślub uważam za żenujący. Ale nie na tyle, aby się nie nagiąć, jeśli sprawi to radość bliskim. Niczym ateista przystępujący do Komunii "dla babci". ;)

O tym właśnie mówiłam.
Zazdroszczę Ci...
Ja marzę o takim ślubie, ale nie umiem się pchać, gdzie mnie nie chcą... Nie umiem kłamać..
I żałuję. Żałuję tego, że nie umiem kłamać... nie tego, że mam takie, a nie inne poglądy.


Pt gru 18, 2009 11:06
Zobacz profil

Dołączył(a): Cz cze 09, 2005 16:37
Posty: 10694
Post Re: Kondycja rodziny wobec akceptacji dla rozwiązłości
Szarotka napisał(a):
Ja marzę o takim ślubie, ale nie umiem się pchać, gdzie mnie nie chcą... Nie umiem kłamać..
I żałuję. Żałuję tego, że nie umiem kłamać... nie tego, że mam takie, a nie inne poglądy.


Bardziej chodziło mi o to, że mam podpisywać jakieś formalności, tak jakby "słowo harcerza" nie wystarczało. Instytucję małżeństwa odbieram to jako votum nieufności wobec mojej osoby.

[EDIT: wyrzuciłem ostatnie zdanie, bo źle zrozumiałem Twojego posta]


Pt gru 18, 2009 11:27
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz wrz 03, 2009 18:35
Posty: 645
Post Re: Kondycja rodziny wobec akceptacji dla rozwiązłości
Cytuj:
Bardziej chodziło mi o to, że mam podpisywać jakieś formalności, tak jakby "słowo harcerza" nie wystarczało. Instytucję małżeństwa odbieram to jako votum nieufności wobec mojej osoby.

Nie zgodzę się z tym. Ślub ma spełniać konkretne funkcje. Ten cywilny pozwala na wspólne rozliczanie, dziedziczenie itp., zyskuje się więc szereg przywilejów. Ślub zaś Kościelny jest sakramentem. Ponieważ zerwanie ślubu kościelnego nie wiąże się z żadnymi represjami, ciężko nazwać go votum nieufności. Ja ślub traktuję w kategoriach chęci uczczenia decyzji spędzenia ze sobą reszty życia.

_________________
Obrazek


Pt gru 18, 2009 11:43
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 27 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL