Witam. Jestem młodym facetem, 21 lat, studiuję...Kobiety mnie oczywiście pociągają, ale nie mam tak jak mnóstwo moich innych kolegów, że dla mnie seks jak nie z jedną to z drugą.Dla mnie seks jest sprawą małżeńską i tyle...
Ale inna sprawa. Ja bardzo przeżywam zawody miłosne, wydaje mi się, że jedna dziewczyna mi się podoba i jak nic nie wyjdzie to rozpaczam...I mam wrażenie że to koniec świata, ale później mija...No i z czasem spodoba mi się inna dziewczyna i znowu się nie uda i to samo...Czy to jakaś patologia? I czy to jest grzech? Tzn, że mówię tym dziewczynom, że mi się bardzo podobają i gdyby któraś wcześniejsza też to odwzajemniała a spotkałbym następną to kto wie czy by mi się nie odmieniło...

Pytam z moralnego punktu widzenia...

Z moralnego punktu widzenia nie jest to żadną patologią, bo piszesz:Podobać mogą ci się wszystkie dziewczyny.
Problem dotyczy rozróżnienia pociągu seksualnego od miłości.
Chyba nie kochasz każdej dziewczyny, która ci się podoba?

Ani żadnej nienormalności ani tym bardziej grzechu tu nie widzę.

Nie widzę symptomów braku normalności.

Zauroczasz się, raz po raz. Jak znajdziesz Tę Jedyną - to będziesz wiedział.

Z moralnego wszystko ok, ale szukanie dziewczyny jako plasterka na bolące serce nie jest dobrym pomysłem.

No właśnie ja nie szukam tylko co jakiś czas mi się różne dziewczyny podobają. Ale skoro to jest ok to dobrze...Bo już sądziłem, że może coś ze mną nie tak. No i obym wiedział, która będzie tą jedyną. Czy Bóg może mi w tym jakoś pomóc?

Ciesz się, że kobiety Ci się podobają, było by dziwne gdyby Ci się nie podobały. ;P
Wiesz, to się czuje, kiedy przychodzi ta jedyna, bądź jedyny. Bóg we wszystkim może pomóc, módl się o dobre rozeznanie.

Ale on nie szuka plasterka.

On szuka takiej, jedynej, po której plasterek nie będzie potrzebny. Po której dalej nie będzie musiał szukać

I stwierdzasz to po tym, że tak napisał?



A co się stanie z tym miejscem, w którym plasterek był potrzebny? Się zagoi nagle samo z siebie pod wpływem kobiety?;)


To nie jest normalne, żeby koniec świata następował tylko po "nieodwzajemnionym zauroczeniu".

To jest normalne i oczywiste. Ok, dopiszę - dla każdego, dla kogo kobieta nie jest obiektem "zdobycia" (= liczy się do czasu przespania się z nią).

Tak, twierdzę, że gdyby znalazł tę jedyną, nie musiałby szukać, nie musiałby cierpień po nieudanych związkach.

Dobrze, to może zapytamy autora czy jego cierpienie wynika z nieudanych związków, czy może z nieodwzajemnionego zauroczenia ? Bo z wypowiedzi autora wynika, że nie wchodzi w związki...

Zdobycie kobiety nie jest równoznaczne z przespaniem się z nią. Taki sposób postrzegania jest powszechny ale nie jedyny, czasem słowo "kocham Cie" czy "mój mężczyzno" może oznaczać dla faceta, że kobietę zdobył. Założenie, że przespanie się z kobieta jest oznaką zdobycia prowadziłoby do tego, że wszyscy faceci, którzy nie dążą do przespania się z kobietą przed zawarciem małżeństwa są zdrowi i dojrzali. Zatem wspomniane "Dla mnie seks jest sprawą małżeńską i tyle..." świadczy tylko o tym, że autor ma takie przekonanie, co nie warunkuje, że nieświadomie nie postrzega kobiety jako obiektu zdobycia.

Gdyby jednak szczęśliwie, z wzajemnością się zakochał, stworzył związek - problem by się, moim zdaniem, rozwiązał.

Zakochanie nie wyleczy zranionego wcześniej serca. Co najwyżej przestałby odczuwać problem, ale to tak jak do czasu chodzić z cierniem w stopie na morfinie.. kiedyś się skończy i noga będzie nieźle ..boleć to za słabe słowo