Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest N sie 24, 2025 23:42



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 340 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 23  Następna strona
 Syndrom in-vitro 
Autor Wiadomość
Post Re: Syndrom in-vitro
Kamala napisał(a):
Marek, nie wiem czy wiesz, ale moze byc in-vitro bez niszczenia zarodkow. Naprawde.
Teoretycznie może. Ale nie znam przypadku by tak robiono. I nie wierzę żeby gdzieś robiono tak w przyszłości. To jest przemysł, a to podraża procedurę ponownych prób.
Cytuj:
Myslisz, ze Kosciol w Polsce bylby za zgoda na in-vitro, gdyby wpisac ten zakaz do ustawy?
Nie, ale wówczas mówimy o zupełnie innym poziomie niegodziwości procedury. To trochę jak z aborcją i antykoncepcją (zakładając antykoncepcję nie-poronną) - to są zupełnie inne poziomy problemu.
Cytuj:
Przy przekonaniu, ze oddanie nasienia do badania jest polaczone z grzechem?
Primo - niekoniecznie jest połączone z grzechem, bo są "niegrzeszne" metody. Secundo: akurat oddanie nasienia jest tylko jednym z aspektów - i to nie najważniejszym.
Cytuj:
No i temat jest o "syndromie in-vitro", ktorym te dzieci sa podobno obciazone. Czyli chodzi o dzieci a nie tylko o metode...
Pewnie jest jak z gwałtem, seksem pozamałzeńskim czy innymi podobnymi sprawami - jedne są obciążone, inne nie...


Pn paź 25, 2010 9:11
Post 
Marek MRB napisał(a):
Kamala napisał(a):
Marek, nie wiem czy wiesz, ale moze byc in-vitro bez niszczenia zarodkow. Naprawde.
Teoretycznie może. Ale nie znam przypadku by tak robiono. I nie wierzę żeby gdzieś robiono tak w przyszłości. To jest przemysł, a to podraża procedurę ponownych prób.

Fakt, że "nie znasz przypadku" nie oznacza że jest to niemożliwe. Jakiś czas temu pisałem o swojej znajomej (jest w tej chwili w ósmym miesiącu ciąży). Pobrano jej cztery lub sześć jajeczek, nie pamiętam. Jeden zarodek nie zagnieździł się, drugi właśnie donasza a pozostałe zamierza urodzić w odstępie kilku lat. To jedna z najpowszechniejszych dzisiaj metod.

Ja w ogóle nie wiem skąd te "tysiące" mordowanych zarodków się niektórym biorą. W jednym cyklu od kobiety można pobrać dwa jajeczka, bo tyle normalnie produkuje jej organizm. Stymulowany hormonalnie jest w stanie wyprodukować 4-6 jajeczek i tyle mniej więcej pobiera się do zabiegu. Wszczepia się zwykle po dwa (stąd wiele ciąż bliźniaczych). Nie jest nie do pomyślenia, żeby kobieta urodziła wszystkie, prawda?

Jest za to zupełnie możliwa taka regulacja przepisów, aby pobierano lub poddawano zapłodnieniu tylko jedno lub dwa jajeczka naraz. Nadmiar "materiału" pobierany jest głównie z powodu ryzyka że płód się nie rozwinie a nie dlatego żeby z kilku zarodków mógł powstać jeden. Tak daleko nauki genetyczne chyba jeszcze nie sięgają. :D

A wracając do tematu... Uważam ten cały "syndrom" za idiotyzm. Czym innym jest świadomość, że pochodzi się z gwałtu, gdzie matka ma pełne prawo nienawidzić człowieka, który ją skrzywdził, a czym innym in vitro. To akurat porównałbym do świadomości, że moi rodzice mnie zaadoptowali. Też bywa bolesne. Czy oznacza to, że adopcja jest złem?


Pn paź 25, 2010 9:40
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr paź 22, 2008 12:46
Posty: 1207
Post Re: Syndrom in-vitro
Cytuj:
In vitro – życie kosztem śmierci

Ukończyłem studia w 1984 roku. Zanim zająłem się niepłodnością profesjonalnie, specjalizowałem się w położnictwie i ginekologii. Zrobiłem pierwszy i drugi stopień specjalizacji i w 1993 roku, po kilkuletniej pracy w szpitalu, przeszedłem do pracy w klinice leczenia niepłodności małżeńskiej. To była jedna z pierwszych prywatnych klinik w Polsce, gdzie leczenie niepłodności odbywało się wszystkimi dostępnymi metodami, jakie dzisiaj medycyna rozrodu oferuje małżeństwom, które nie mogą mieć dzieci.
Ta moja praca trwała do 2007 roku, bo w tymże roku zrozumiałem dzięki działaniu Pana Boga, dzięki miłosierdziu Bożemu, że program in vitro to nie jest metoda, którą się powinniśmy posiłkować. Nie tylko ja, ale w ogóle wszyscy – cała medycyna. Wyszedłem na ulicę, nie wiedząc, co dalej będę ze sobą robił. To nie miało żadnego znaczenia – ja po prostu nie chciałem więcej niszczyć istnień ludzkich, które to niszczenie, niestety, w przebiegu programu In vitro, w metodzie zapłodnienia pozaustrojowego, odbywa się w sposób nieunikniony.
Szukałem swojego miejsca – i to miejsce znalazłem. Pan Bóg mi pokazywał, codziennie, malutkimi kroczkami, jak mam dojść do tego, aby swoje doświadczenie wykorzystać dalej do pomocy małżeństwom, które cierpią z powodu niepłodności, tylko zupełnie już w innej metodzie – w metodzie, która szanuje każdą istotę ludzką, jej życie i jej godność.

Problem niepłodności

Powinienem zacząć od omówienia pewnej fizjologicznej prawidłowości. Mianowicie jeżeli małżeństwo, kobieta i mężczyzna, mają po 35 lat lub mniej i starają się o poczęcie dziecka, jeżeli są stuprocentowo zdrowymi ludźmi, to szansa na poczęcie w jednym cyklu miesięcznym kobiety wynosi około 20%. I wg definicji WHO (Światowej Organizacji Zdrowia) te 20% każe czekać na poczęcie dziecka do roku. Jeżeli przez rok nie następuje ciąża, nie pojawia się nowa istota ludzka, rozpoznajemy niepłodność małżeńską.
WHO wyszła z założenia, że jesteśmy całkowicie analfabetami, jeżeli chodzi o postrzeganie naszego organizmu, naszej płodności. Bo się okazuje, że jeżeli kobieta umie nadzorować swoją płodność, umie odróżniać w cyklu miesięcznym dni, które są najbardziej odpowiednie dla poczęcia nowego istnienia ludzkiego, no to wtedy szansa rośnie do 30%, czy nawet więcej. I wtedy okres oczekiwania na dziecko na pewno się skraca, nawet do pół roku.
Niepłodność dzisiaj dotyka co piątą – szóstą parę małżeńską. Szacuje się, że w Polsce do 2 mln ludzi cierpi z powodu niepłodności małżeńskiej. Podobnie jest w każdej społeczności na kuli ziemskiej. Im ta społeczność jest bardziej rozwinięta, bardziej w naszym pojęciu cywilizowana, tym ta niepłodność pojawia się częściej. Nie jest to przypadek. Płacimy za rozwój cywilizacji m.in. tym, że stopień naszej płodności po prostu maleje. Wobec tego niezależnie, czy to jest skutek innych chorób, które istnieją, czy też byśmy o niepłodności mówili jako o chorobie, to jest to tak potężne zjawisko społeczne i rodzinne, że warto o tym mówić. Dlatego narodziła się nauka medyczna, która opowiada o niepłodności, która ją opisuje, znajduje jej przyczyny i sposoby, żeby ją eliminować. Właśnie ta gałąź medycyny nazywa się medycyną rozrodu.
Ogólnie przyczyny niepłodności można zobrazować w sposób następujący: jeżeli przed nami siada sto małżeństw, dobranych losowo, które mają kłopot z poczęciem dziecka, to najprawdopodobniej u 40 z tych małżeństw znajdziemy przyczynę po stronie kobiety. U 40 z nich przyczyna będzie po stronie mężczyzny, a u 20 z tych stu małżeństw przyczyna będzie tkwiła i po jednej, i po drugiej stronie. Tak bardzo równo rysuje się ten podział.
Gdybyśmy chcieli uszczegółowić te przyczyny, to trzeba powiedzieć, że czynniki hormonalne stanowią o 20 – 30% całej niepłodności małżeńskiej. Za czynnikami hormonalnymi kryje się przede wszystkim pojęcie kłopotów z jajeczkowaniem, z owulacją. Ale nie tylko. Bo przecież obniżona wartość nasienia męskiego często też może mieć podłoże hormonalne. Następne 20 – 30%, czyli taka sama liczba, to są czynniki mechaniczne, to znaczy: niedrożność jajowodów, obecność zrostów na miednicy mniejszej, czyli tam, gdzie jest usytuowany narząd rodny, jak również endometrioza. Czynnik męski stanowi do 40% całej niepłodności, czynniki immunologiczne natomiast 5% (według mnie nawet więcej). Niepłodność zatem jest konsekwencją „cywilizacji” w postaci chemizacji życia, używania syntetycznych wyrobów, włącznie z pokarmem.
Poza tym są jeszcze czynniki nierozpoznane, które obejmują 10 – 20% niepłodności. To jest tzw. niepłodność idiopatyczna, czyli taka, której przyczyny lekarze nie mogą znaleźć.

Walka z niepłodnością

Już wiedząc, czym jest ta niepłodność i jak często występuje, znając przynajmniej z grubsza przyczyny, lekarz zaczyna szukać sposobów, aby tę niepłodność eliminować. Dzisiaj medycyna rozrodu dysponuje trzema formami pomocy. Pierwsza forma polega na tym, że nadzoruje się przebieg cyklu miesięcznego kobiety (poprzez ocenę ultrasonograficzną, poprzez badanie ginekologiczne, poprzez ocenę aktywności hormonów płciowych w organizmie kobiety) w celu wskazania czasu, w którym normalne współżycie małżeńskie ma najwięcej szans doprowadzenia do poczęcia dziecka. Oczywiście cykl miesięczny kobiety można „uzbrajać”, posiłkując się lekami – czyli stymulować jajeczkowanie, dawać leki w drugiej fazie cyklu, już po owulacji, tzw. leki suplementujące tę drugą fazę cyklu. I to jest sposób absolutnie, całkowicie naturalny, przy bardzo dyskretnej pomocy medycyny. Sposób ten jest aprobowany również przez lekarzy naprotechnologów, nie budzi on jakichkolwiek zastrzeżeń etycznych, moralnych. Z tego sposobu wszystkie cierpiące na niepłodność małżeństwa najchętniej by korzystały.
Jednak medycyna rozrodu idzie dalej. Wykonuje się te wszystkie obserwacje i zabiegi, ale dodatkowo współżycie małżeństwa w zaciszu domowym, w tej intymności, jest zastępowane przez wykonywanie sztucznej inseminacji – czyli przez podawanie nasienia męskiego na szyjkę macicy lub do jamy macicy (inseminacja domaciczna), lub bezpośrednio do jajowodu. Jest oczywiste, że w tym sposobie można używać nasienia męskiego należącego do obcego mężczyzny, nie męża. I medycyna rozrodu tak właśnie postępuje. Dawcą nasienia jest przeważnie mężczyzna do 35. roku życia, który jest „zdrowy” (wszystkich chorób się nie zbada, stąd ten cudzysłów), który ma prawidłową wartość nasienia, który na przykład 3 – 4 razy w miesiącu przychodzi do takiej kliniki parającej się leczeniem niepłodności małżeńskiej, oddaje nasienie, za co dostaje po prostu pieniądze. Ta druga metoda jest już nie przez wszystkich aprobowana i jest na pewno etycznie błędna.
Kolejna metoda, trzecia, oferowana dzisiaj przez medycynę rozrodu to jest metoda najbardziej kontrowersyjna. Polega ona na zapłodnieniu pozaustrojowym i jest nazywana programem in vitro (IVF ET).

Techniczny przebieg programu in vitro

Jak przebiega program in vitro? Najpierw jest krótka diagnostyka (trwająca 2 – 3 godziny) w postaci wywiadu, badania ginekologicznego, ultrasonografii, badań hormonów, badania nasienia i pada stwierdzenie: „Należy posiłkować się zapłodnieniem pozaustrojowym, żeby państwu pomóc, bo inaczej pomoc nasza byłaby na pewno nieefektywna”.
Jestem absolutnie przekonany, że dzisiaj program in vitro jest bardzo mocno nadużywany. W wielu przypadkach medycyna rozrodu wychodzi z założenia, że to nie musi być ciąża uzyskana w sposób naturalny – więc najlepiej zrobić program in vitro i uzyskać efekt w możliwie najkrótszym czasie. I wiele z tych małżeństw, nie mając zielonego pojęcia ani o powodach takiej propozycji, ani o innych możliwościach, po prostu zgadza się na in vitro.
Co się dzieje dalej? Po badaniu parametrów nasienia lekarze mają wydruk wyniku, nasienie zaś trafia do inkubatora, gdzie jest przetrzymywane w specjalnych warunkach. Po wyrażeniu przez małżonków zgody na program in vitro nasienie to podlega kriokonserwacji, czyli jest zamrażane w temperaturze ciekłego azotu: –193°C. Na tym rola mężczyzny w programie in vitro się skończyła. On może sobie wyjechać na drugi koniec świata i wrócić za dwa lub nawet pięć lat, i usłyszeć gdzieś z drugiego pokoju „mama, czy to prawda, że ten człowiek to mój ojciec?”… Oczywiście w programie in vitro można się posiłkować nasieniem świeżym. Ale bardzo często używane jest to nasienie właśnie, które uległo wcześniej kriokonserwacji.
Kobieta natomiast przechodzi przez dwa kolejne etapy programu in vitro. Najpierw jest etap farmakologiczny, kiedy kobieta ma codziennie podawane leki mające na celu wystymulowanie w jajnikach wzrostu, dojrzewania pęcherzyków, które są ciągle obserwowane. W konsekwencji powstają pęcherzyki Graafa, czyli takie twory w jajnikach, które zawierają w swoim wnętrzu dojrzałe komórki jajowe. W cyklu naturalnym powstaje jeden pęcherzyk Graafa. W programie In vitro tych pęcherzyków Graafa musi być więcej, bo musi być więcej komórek jajowych. Ten etap farmakologiczny trwa od 10 do 14 dni.
Drugi etap polega na działaniu manualnym, technicznym. Kiedy lekarz na podstawie badań uzna, że już jest odpowiedni czas, igłą punkcyjną wchodzi przez sklepienie pochwy, pod kontrolą ultrasonografii, do jednego i do drugiego jajnika. Igłą punkcyjną przebija pęcherzyki i pobiera ich zwartość. W laboratorium specjalista wyszukuje w płynach pęcherzykowych komórki jajowe. Zawsze tych komórek powinno być więcej niż jedna, inaczej nie zostanie osiągnięty dobry skutek w programie in vitro. I następnie te komórki jajowe są łączone z plemnikami. Plemniki się rozmraża (część ich zginęła, ale były ich miliony, więc duża część jest żywych, ruchomych) czy też korzysta się ze świeżej porcji nasienia. W klasycznym programie in vitro na płytce szklanej pod mikroskopem w środowisku plemników zatapiało się komórki jajowe. I plemnik spontanicznie trafiał do jednej komórki jajowej, drugi plemnik trafiał do drugiej komórki jajowej - i tak dalej. Było to w jakimś stopniu naśladowanie tego, co się dzieje w naturze. Drugi sposób, nowszy, to są tzw. mikromanipulacje, czyli docytoplazmatyczna iniekcja plemnika do komórki jajowej (w skrócie IXI). To nie jest jakiś nowy program in vitro, tylko to jest pewna czynność, bardziej nowoczesna, w obrębie programu in vitro.
Następnie te istoty ludzkie, powstałe w wyniku połączenia komórki jajowej z plemnikiem, są w odpowiednim środowisku przenoszone do inkubatorów. Okazuje się, że różnica 0,1ºC w inkubatorze na plus czy na minus prowadzi do śmierci tych zarodków, one się dalej nie rozwijają. I tu moja uwaga: gdybyśmy nawet chcieli zrobić taki, jak to mówią w środkach masowego przekazu, „kościelny” program in vitro, to po prostu nie jest to możliwe, bo aparatura, urządzenia są zawodne. Wystarczy, że wyłączą prąd, wystarczy, że wystąpi drobna nieprawidłowość w działaniu aparatury lub ktoś przez nieuwagę popełni jakiś drobny błąd – i wszystkie istnienia ludzkie, które sztucznie powołaliśmy do życia, po prostu zginą. A zatem nie ma możliwości wykonywania programu in vitro bez ryzyka zadania śmierci istotom ludzkim.

Traktowanie człowieka w pierwszych dniach jego istnienia

Jak się dalej toczą wydarzenia w życiu nowego człowieka, poczętego na szklanej płytce w laboratorium? W pierwszej dobie ogląda się te istnienia ludzkie i ktoś, kto się na tym zna, mówi: „Są zapłodnienia”. W drugiej dobie, czyli po 48 godzinach od momentu połączenia komórki jajowej z plemnikiem, zarodek ludzki jest czterokomórkowy. Nastąpiły dwa podziały i są cztery komórki – komórki zarodka ludzkiego są nazwane blastomerami i taki zarodek składa się z czterech blastomerów. W trzeciej dobie, czyli po 72 godzinach, zarodek ludzki składa się z 8 komórek – z ośmiu blastomerów. I w piątej dobie to już jest blastocysta – to już bardziej zaawansowane stadium rozwoju człowieka. I w tej drugiej, trzeciej albo piątej dobie następuje wybór przeważnie dwóch najlepszych zarodków. Na jakiej podstawie? Podstawą są trzy warunki: tempo rozwoju zarodka, symetryczność komórek i ziarnistość. Wybór tych dwóch zarodków wcale nie musi być trafny i niejednokrotnie życie pokazuje, że nie był trafny...
Co się dzieje z pozostałymi zarodkami? Mówi się o nich, że to są zarodki nadliczbowe. Ja się bardzo z tego powodu burzę, bo to są po prostu „nadliczbowi” ludzie! To są po prostu istnienia ludzkie w pierwszym stadium rozwoju, w początkowym stadium rozwoju. Żeby chociaż trochę zachować się elegancko i poprawnie etycznie, to medycyna rozrodu wymyśliła również dla zarodków kriokonserwację. Jest napisany odpowiedni program komputerowy, który steruje krokami zamrażania zarodka ludzkiego. Zamrożone istoty ludzkie mogą być przetrzymywane w temperaturze ciekłego azotu przez wiele lat, czas przechowywania generalnie nie ma znaczenia. Ma znaczenie etap zamrożenia i potem rozmrożenia. I okazuje się, że zarodek ludzki w większości przypadków nie przeżywa tych etapów zamrażania i rozmrażania... Po prostu większość zarodków ginie. To trochę tak, jakbyśmy dzisiaj musieli nagle bez przygotowania przebiec maraton – to jest zamrożenie, i drugi maraton – rozmrożenie. Proszę sobie wyobrazić, co z nami by się działo po przebiegnięciu bez uprzedniego treningu ponad 42 km. Nic dziwnego, że w kriokonserwacji zarodki ludzkie w 70 – 90% po prostu giną.
Kiedy już są wybrane te dwa zarodki, wykonuje się tzw. embriotransfer i one trafiają do jamy macicy. Teraz kobieta wyjeżdża do domu, przyjmuje leki i po czternastu dniach wykonuje test ciążowy – albo z moczu, albo z krwi. Dzwoni do lekarza, który przeprowadzał procedurę zapłodnienia pozaustrojowego, i mówi: „Powiodło się” albo, niestety, płacze i mówi: „Nie powiodło się”. W tej drugiej sytuacji lekarz sobie przypomina o zamrożonych zarodkach. Wtedy można już nie indukować jajeczkowania, nie stymulować, nie przeprowadzać na nowo całego procesu farmakologicznego, można nie robić punkcji jajników, nie łączyć komórek jajowych z plemnikami, tylko przygotować jej organizm i w odpowiedniej fazie cyklu transferować zarodki, które uprzednio były zamrożone.
Ale transferować można tylko żywe zarodki, tymczasem się okazuje, że pacjentka przyjeżdża na ten transfer po przygotowaniu, rozmrażamy te zarodki i dwa z nich w jednej pajetce po prostu nie żyją. Wyciąga się następną pajetkę: dwa – jeden żyje, drugi nie żyje… No i ten żywy jest podany do jamy macicy. A zamrożone były wszystkie żywe... Niestety, tak wygląda typowa praktyka programu in vitro.
Trzeba też wiedzieć o tym, że po transferze zarodków, które uprzednio były mrożone, sukces jest minimalny w porównaniu do tego jak gdyby „świeżego” programu in vitro. Sukces rozumiany jako urodzenie całkowicie zdrowego dziecka...

Konieczność zabijania w programie in vitro

W medycynie rozrodu boimy się dwóch powikłań, dwóch rzeczy nie dopuszczamy. To jest zespół hiperstymulacji jajników i to są ciąże mnogie. Zespół hiperstymulacji jajników jest to powikłanie, do którego dochodzi tylko wtedy, kiedy zabieg się udał i pacjentka jest w ciąży. Na tym polega nieszczęście tego zespołu. Rozwija się ciąża, już bije serduszko u dzidziusia w jamie macicy, lekarz i rodzice już to widzą w ultrasonografii, a jajniki kobiety powiększają się, dochodzi w nich do powstania torbieli, większych czy mniejszych, pojawia się płyn w jamie brzusznej, pojawia się płyn w jamach ciała – w jamie opłucnowej, w jamie osierdziowej – dochodzi do zaburzeń wieloelektrolitowych, dochodzi do niedobiałczenia organizmu kobiety, dochodzi do zaburzeń układu krzepnięcia i do zagrożenia zdrowia i życia kobiety.
Zespół hiperstymulacji jajników może powstać przy użyciu każdego z trzech sposobów leczenia. Jeżeli lekarz naprotechnolog daje leki stymulujące jajeczkowanie, musi się liczyć z tym, że czeka go powikłanie w postaci zespołu hiperstymulacji jajników. Ale zespół ten wystąpi sto tysięcy razy częściej w programie in vitro. Dlaczego? Właśnie dlatego, że tutaj dąży się do wyhodowania nienaturalnie dużej liczby pęcherzyków jednocześnie.
Gdyby program in vitro był wykonywany na pojedynczym pęcherzyku z jedną komórką jajową, to szanse powodzenia byłyby mniejsze niż 5%. A cena programu in vitro zostawałaby ta sama. Wobec tego dzisiaj ośrodki, kliniki programu in vitro walczą o pacjentów. A żeby walczyć o pacjentów, to muszą wypuścić w świat wynik dużo większy niż 2 lub 5%. Dzisiaj najlepsze kliniki na świecie programu in vitro w tym jednym przebiegu metody zapłodnienia pozaustrojowego osiągają wynik od 40 do 45%. Oczywiście są ośrodki, w których to prawdopodobieństwo jest poniżej 10 procent. Ale w warunkach konkurencji nikt nie może sobie pozwolić na zejście poniżej 5%. Średnia w Europie, podawana za ubiegły rok, „sukcesów” w przebiegu programu in vitro to jest ok. 28%. Żeby mieć te 28%, to trzeba uzyskać w wyniku stosowanych leków od sześciu do kilkunastu komórek jajowych. Czyli lekarz musi dać duże dawki leków powodujących hiperstymulację jajników.
Drugim powikłaniem medycznym są ciąże mnogie. Statystycznie udowodniono, że przed wyborem tych dwóch najlepszych zarodków musimy dysponować ich liczbą od 6 do 8. Mniej niż sześć zarodków – na przykład kiedy wybieramy te dwa najlepsze zarodki spośród trzech – szansa na wynik końcowy pozytywny jest dużo, dużo mniejsza. Jeżeli natomiast liczba zarodków przekracza osiem, to wcale nie rośnie szansa na sukces. Czyli statystycznie dowiedziono, że to jest 6 – 8 zarodków.
Podobnie statystycznie udowodniono, że do jamy macicy powinny trafić dwa zarodki. Jak trafia jeden, to szansa jest mniejsza. Jak trafiają dwa, to ta szansa jest optymalna. Jak trafiają 3 – 4 zarodki, czy też 5 zarodków trafia, to oczywiście szansa na ciążę rośnie, ale też rośnie bardzo mocno zagrożenie wystąpieniem ciąży mnogiej. I okazuje się, że pomimo transferu dwóch zarodków do ciąży mnogiej, do ciąży bliźniaczej, dochodzi w ok. 25% przypadków. Jak transfer jest dokonywany przy użyciu trzech zarodków, to ciąża bliźniacza zdarza się już z prawdopodobieństwem powyżej 35%. Oczywiście zdarzają się już wtedy ciąże trojacze.
Dlaczego boimy się ciąż mnogich? Z prostego powodu. Pan Bóg nam umożliwił chodzenie w ciąży pojedynczej. 99,9% kobiet chodzi w ciąży pojedynczej. I tak jest w gatunku ludzkim. Ciąża bliźniacza – czy wieloracza – jest zawsze zagrożona ukończeniem przed terminem. Światło jamy macicy nie nadąża ze wzrostem w stosunku do masy dzieci, które się w tej jamie rozwijają. I te włókna mięśniowe rozciągnięte maksymalnie nie wytrzymują tego i dochodzi do poronienia albo porodu przedwczesnego – czyli do ukończenia porodu przed terminem, kiedy dzieci nie są zupełnie zdolne do życia – i następuje ich śmierć czy urodzenie po prostu nieżywych dzieci, albo też urodzenie wcześniaków. A wcześniactwo, niska masa urodzeniowa, obniżona odporność u tych istnień ludzkich, częstość infekcji, jakie zdarzają się u tych noworodków – sprawiają, że jest to najczęstsza dzisiaj przyczyna, która stanowi o śmiertelności okołoporodowej. Czyli ciąża mnoga to jest wzrost powikłań w ogóle w ciąży i wzrost śmiertelności okołoporodowej. Czyli generalnie jest to porażka medycyny rozrodu.
I teraz proszę sobie wyobrazić, że małżeństwo siada przed doktorem po raz piąty. I mówi: „Cztery razy już tu byliśmy, podchodziliśmy do programu in vitro. Przebieg programu in vitro ani razu nie dał pozytywnego rezultatu. Jesteśmy piąty raz, ostatni; do tej pory wydaliśmy ponad 100 tys. zł, nie pracowaliśmy przy tym, wszystkie urlopy i dwa lata – wszystko kręciło się tylko i wyłącznie wokół leczenia”. Oczywiście jest płacz, są łzy, jest olbrzymia determinacja… Doktor jest ambitny, chce sprostać temu zadaniu. W wyniku całej procedury finalnie dostaje pod mikroskopem cztery zarodki. No i jest decyzja: chce zwiększyć prawdopodobieństwo doprowadzenia do ciąży. Ale wie, że grozi hiperstymulacja, wie, że grozi wystąpienie ciąży mnogiej i jakie mogą być skutki tej ciąży mnogiej… Ale małżeństwo bardzo nalega i lekarz podejmuje decyzję: „podaję cztery zarodki do jamy macicy”. Pacjentka po dwóch tygodniach dzwoni i mówi: „Jest dodatni test” – i jest największa radość, jest najszczęśliwszą istotą na kuli ziemskiej w tym momencie.
Po dwóch tygodniach przyjeżdża, robi USG i dowiaduje się, że w jamie macicy są cztery pęcherzyki ciążowe. Cztery istnienia ludzkie zagnieździły się i się rozwijają. Przez uprzednie razy ani jeden zarodek się nie przyjął, nie zaimplantował się i nie rozwijał. A tym razem wszystkie. Ja widziałem takie zdarzenia. Bo to nie człowiek decyduje, jak to ma być. I co się dzieje dalej? Była wielka radość, a po dziesięciu tygodniach są łzy, płacz – doszło do poronienia… Wobec tego znowu wymyślono – i technicznie w medycynie jest to możliwe – usuwa się dwa pęcherzyki ciążowe poprzez uśmiercenie dwóch płodów. Jest ósmy – dziesiąty – jedenasty tydzień – uśmierca się dwa płody i ciąża jest bliźniacza, rozwija się i szanse jej donoszenia i urodzenia tych dzieci blisko terminu porodu zwielokrotniają się, nie dochodzi do powikłania w postaci poronienia po prostu czy urodzenia nieżywych dzieci. Tak zwana embrioredukcja – znowu bardzo mądre słowo, za którym stoi straszna rzeczywistość zadania śmierci człowiekowi. Oczywiście o tym głośno nikt nie mówi, ale tak się dzieje.

Problemy pokolenia stworzonego przez in vitro

W 1978 roku, czyli 32 lata temu, doszło do porodu pierwszego dziecka, którego poczęcie nastąpiło w obrębie metody zapłodnienia pozaustrojowego. Wobec tego metoda jest bardzo młoda, do końca nie poznana. Wiele małżeństw, które korzystają z programu in vitro i którym się udaje uzyskać upragnioną ciążę, odpępnia się, zapomina o instytucji, w której byli, i nie chcą mówić o programie in vitro oraz o jego długofalowych skutkach.
Im dłużej trwa procedura programu In vitro, tym więcej jest informacji na temat dzieci, do których poczęcia doszło w wyniku zastosowania tej metody. U tych dzieci obserwuje się zdecydowanie więcej nieprawidłowości genetycznych. Zauważono, że występuje u nich nieprawidłowy, zwolniony rozwój psychomotoryczny do drugiego – piątego roku życia. Ten ich rozwój psychomotoryczny później zaczyna się wyrównywać i one doganiają dzieci, które poczęły się w sposób naturalny. Ale nieprawidłowości genetyczne zostają. Udowodniono, że u dzieci poczętych i urodzonych w wyniku użycia metody pozaustrojowej o 30 – 40% wzrasta ryzyko wad genetycznych. I tych doniesień jest coraz więcej…

Okrutna selekcja

Jan Paweł II zawsze stał na stanowisku, że nauka ma się rozwijać. Że ona ma się rozwijać dla dobra każdego człowieka, dla dobra nas wszystkich. Ale bardzo walczył o to, żeby ten rozwój nie kolidował z godnością i z życiem żadnego człowieka. Spróbujmy zobaczyć, jak to jest w programie in vitro.
Życie – nie dla wszystkich dzieci. Wybór – wybieramy spośród tych 6 – 8 zarodków dwa naszym zdaniem najlepsze. „Życie za życie” – tak jest nazywana metoda programu in vitro... Walczymy o poczęcie życia kosztem śmierci innych istnień ludzkich. Mrożenie, embrioredukcja, czyli uśmiercanie tych „nadliczbowych” istnień, które rozwinęły się w jamie macicy, i diagnostyka przedimplantacyjna, która w tej chwili zdobywa salony medyczne. Okazuje się, że taki embrion ośmiokomórkowy na przykład – można mu pobrać tę jedną komórkę, rozłożyć ją na czynniki pierwsze, zobrazować, jaki jest garnitur chromosomów, jaka jest genetyka tej komórki – czyli całego zarodka, bo w każdej komórce będzie to samo – i stwierdzić: zarodek jest chory, jest wada genetyczna. Niestety, takiemu zarodkowi na pewno nie pozwoli się dalej żyć...
Diagnostyka przedimplantacyjna to również możliwość wyboru odpowiednich cech naszego potomka. I okazuje się, że w klinikach amerykańskich od jednego procentu wszystkich małżeństw, które się tam zgłaszają i są poddawane programowi in vitro, pada zamówienie na konkretne dziecko. To dziecko musi być obarczone wadą, tak żeby nie mogło być lepszym od rodziców... Niejednokrotnie zamawia się dzieci o określonej płci, o określonym kolorze oczu, włosów itd., itd. Diagnostyka przedimplantacyjna nie służy ludzkości.
Odwołując się jeszcze do słów Jana Pawła II, to warto zauważyć to, co on mówi: „od początku istnienia człowieka aż do naturalnej śmierci”. Dzisiaj cywilizacja dobiera się do dwóch etapów naszego życia: kiedy jesteśmy zarodkami, i wtedy, kiedy mamy już po 90 lat na przykład, nie wiemy, jak się nazywamy i gdzie jesteśmy… Jesteśmy „obciążeniem” dla ludzi nas otaczających – i niestety, eutanazja jest już bardzo blisko nas i jeszcze moment, a podobnie jak program in vitro przywędruje również do Polski, jeżeli nie dostanie solidnego oporu i powiedzenia słowa „nie” połączonego z praktycznym działaniem. Bo dorosły człowiek nie pozwoli zrobić sobie krzywdy, natomiast zarodek nie ucieka, jest pod mikroskopem, zdany na naszą łaskę, na łaskę doktora, który za to odpowiada. Tak samo staruszek. Dlatego tak ważne jest, żeby nasze społeczeństwa rozumiały to, że walcząc o życie każdego istnienia na każdym etapie rozwoju człowieka, trzeba widzieć w nim siebie i oddawać cześć dla Pana Boga, który jest stworzycielem życia na ziemi.

Leczenie a zapobieganie niepłodności

Dużo się mówi w medycynie rozrodu na temat przyczyn niepłodności, na temat sposobów leczenia, poświęca się temu 99,9% uwagi. Natomiast zapobieganie niepłodności pomija się milczeniem – o tym się w ogóle nie mówi. Mniemam, że nie wynika to ze złej woli ludzi – lekarzy,= którzy nie mówią o tym – myślę, że z braku czasu. Ale generalnie niepłodność jest takim „biznesem”, który przynosi kolosalne pieniądze, więc nie opłaca się jej zapobiegać ani jej leczyć. Po co mówić o czynnikach, które mogą przeciwdziałać tak mocno nasilającemu się zjawisku niepłodności?
Czy odważy się dzisiaj lekarz na przykład w najbardziej oglądanym programie telewizyjnym mówić o zachowaniu cnoty czystości? Wyśmieją doktora! Zwariował – w XXI wieku mówi o zachowaniu cnoty czystości! A z moich obserwacji wynika, że rozpoczęcie wczesnego współżycia płciowego wiąże się z większą liczbą partnerów, zanim zawrzemy związek małżeński i będziemy chcieli mieć dzieci. Zarówno wczesne rozpoczęcie współżycia, jak i większa liczba partnerów sprawiają, że często zapadamy na choroby przenoszone drogą płciową. To wcale nie musi być kiła, to nie musi być rzeżączka – jest jeszcze tysiąc różnych innych drobnoustrojów, które w skrytości, prawie bezobjawowo, degradują płodność kobiety i mężczyzny. Degradują zdolność szyjki macicy do produkcji śluzu – a śluz jest takim mostem, po którym plemniki wędrują do jamy macicy i do jajowodów, jest takim mostem płodności. Jeżeli tego śluzu nie ma, plemniki nie wchodzą wyżej. Infekcje dotyczą również układu rozrodczego mężczyzny – maleje liczba plemników, słabnie ich zdolność ruchowa.
Warto promować czystość przedmałżeńską. Właściwie lekarz powinien mówić pacjentkom, kiedy przychodzą do lekarza, mając 24 lata, że „to, że jest pani dziewicą, to jest pani wielki sukces i wielki atrybut, i to na pewno nie jest żadna ułomna cecha, tylko może być pani z tego dumna i się tym szczycić”. Ale tylko nieliczni to robią...
Należy wyeliminować czynniki szkodliwe, przede wszystkim antykoncepcję. Idziemy do kiosku, kupujemy papierosy, na paczce jest napisane: „Palenie zabija”. Na tabletkach antykoncepcyjnych tak nie jest napisane, a przecież one nie są neutralne dla zdrowia i dla płodności. Odwrotnie: dzisiaj ginekolog bardzo często na byle jaką przypadłość pacjentki, wcale niekoniecznie proszącej o tabletki antykoncepcyjne, proponuje te tabletki.= Proszę sobie wyobrazić, że przedstawiciele firm farmaceutycznych, którzy przychodzą do ginekologa, to są przedstawiciele firm produkujących tabletki antykoncepcyjne. Inni przedstawiciele nie przychodzą... 95% leków, które przepisuje ginekolog, to są tabletki antykoncepcyjne. Nie dziwmy się więc, że prawie każda wizyta kończy się wypisaniem recepty na antykoncepcję. Wszędzie się proponuje te tableteczki, nawet młodym dziewczynom, by im zaszczepić taki styl i sposób życia. Pomijam działanie rakotwórcze estrogenów. Estrogeny są potrzebne, to są nasze hormony – hormony kobiece, ale ich stosowanie z zewnątrz, niekontrolowane, długie, doprowadza do zwiększonej częstotliwości zapadalności na nowotwory piersi i na nowotwory trzonu macicy, tylko nie w wieku 25 lat, ale potem – w wieku 50 czy 60 lat, kiedy już nawet nie pamiętamy, że kiedyś się przyjmowało tabletki antykoncepcyjne... Ten fakt jest dzisiaj rzetelnie potwierdzony i znany w kręgach medycznych oraz naukowych.
Antykoncepcja hormonalna wywołuje przedwczesne starzenie się szyjki macicy. Pacjentka starzeje się w sensie metrykalnym o rok, a jej szyjka macicy starzeje się o trzy lata. Czyli na przykład po 10 latach stosowania tabletek antykoncepcyjnych kobieta ma 30 lat, a jej szyjka macicy ma już lat 50... I jest problem z poczęciem dziecka – bo są dobre plemniki, są dobre komórki jajowe, ale nie ma mostu… Stąd wymyślono te inseminacje, stąd wymyślono program in vitro. A wystarczyłoby tylko, żeby sięgnąć do innych metod i do innych sposobów…
Ale wszyscy wiedzą, że przemysł farmaceutyczny to jest kolosalnie dochodowy interes, w którym antykoncepcja zajmuje jedno z pierwszych miejsc. Jak z tego zrezygnować? Kilkaset czy kilka tysięcy osób na świecie zarabia na tym ogromne pieniądze, eksperymentując na innych i na pewno nie szanując ich zdrowia. Jak wobec tego można się spodziewać obiektywnych informacji, które są podawane w środkach masowego przekazu?… Wręcz w każdej babskiej gazecie są artykuły, „że trzeba żyć swobodnie”, „że trzeba być kobietą wyzwoloną”… Wyzwoloną z czego? By po 30 latach zachorować na raka piersi… Puszczanie takich informacji w eter to jest po prostu działanie zbrodnicze. Ale taki jest świat. Tak to wygląda... Dla zapobiegania niepłodności ważny jest również zdrowy styl życia – nie muszę chyba tego wyjaśniać. Ale ważniejsza jest zmiana modelu starań o pierwszą ciążę. Na pewno mając 20 lat, będziemy zdrowsi i bardziej płodni niż mając 35 lat. Ale mając 25 lub 30 lat, walczymy o to, żeby się wyedukować, żeby zająć jakieś stanowisko, żeby dojść do jakiegoś dobrobytu – dzisiejszego minimum materialnego: samochodu, domu itd., itd. To wszystko sprawia, że my w sposób nieświadomy wpędzamy siebie w populację ludzi, którzy cierpią z powodu niepłodności.
No i najważniejszy czynnik – Pan Bóg, który jest dawcą życia i płodności. Bez Jego woli nie powstałby świat, nie powstaliby nasi rodzice, nie powstalibyśmy my. Bez Jego udziału nie jest możliwe poczęcie naszych dzieci. Szanujmy więc Jego zdanie w tej materii i żyjmy w jedności z Nim.

lek. med. Tadeusz Wasilewski
"Miłujcie się!" 4/2010

_________________
.--- . --.. ..- ... // --..-. -.-- .--- . // .- -- . -. __1 Kor 13__
www.teologia.pl www.pro-life.pl
Pro dolorosa Eius passione, miserere nobis et totius mundi. Sanctus Deus,miserere nobis et totius mundi.


Pn paź 25, 2010 9:51
Zobacz profil WWW
Post Re:
liam napisał(a):
Fakt, że "nie znasz przypadku" nie oznacza że jest to niemożliwe.
Toteż nie napisałem że jest niemożliwe. Nie wkładaj mi w usta własnych twierdzeń.
liam napisał(a):
Jakiś czas temu pisałem o swojej znajomej (jest w tej chwili w ósmym miesiącu ciąży). Pobrano jej cztery lub sześć jajeczek, nie pamiętam. Jeden zarodek nie zagnieździł się, drugi właśnie donasza a pozostałe zamierza urodzić w odstępie kilku lat. To jedna z najpowszechniejszych dzisiaj metod.
Rozumiem że Twoja znajoma bezwarunkowo skorzysta z wszystkich zarodków - tj. w najlepszym razie zamierza mieć piątkę dzieci ? I że jest to w takich przypadkach norma ?

Cytuj:
Ja w ogóle nie wiem skąd te "tysiące" mordowanych zarodków się niektórym biorą. W jednym cyklu od kobiety można pobrać dwa jajeczka, bo tyle normalnie produkuje jej organizm. Stymulowany hormonalnie jest w stanie wyprodukować 4-6 jajeczek i tyle mniej więcej pobiera się do zabiegu. Wszczepia się zwykle po dwa (stąd wiele ciąż bliźniaczych). Nie jest nie do pomyślenia, żeby kobieta urodziła wszystkie, prawda?
Tylko że ja nie pisałem o tym "co nie jest nie do pomyślenia" tylko o tym co się przeważnie dzieje.
Załóżmy że pobiera się 5 jajeczek, często kilkukrotnie się nie udaje, czasem się udaje. Niech z każdego pobrania zostanie 1 zarodek "niewykorzystany" (co jest założeniem optymistycznym, biorąc pod uwagę że dokonuje się eugenicznej oceny zarodków przed wszczepieniem i część się po prostu odrzuca i raczej pobiera nowe niż je wszczepia) - pomnóż to przez kilkaset tysięcy takich zabiegów na swiecie.
Zresztą po co spekulować, fakty mówią za siebie - już w tej chwili w Polsce jest zamrożonych ok. 50 000 tysięcy zarodków z którymi nie wiadomo co zrobić.

Dodam, że nie można ich przechowywać w nieskończoność - najbardziej optymistyczne szacunki mówią o 13 latach. No i nie wolno zapomnieć że jednak wiele embrionów w stanie zamrożenia obumiera.

Cytuj:
Jest za to zupełnie możliwa taka regulacja przepisów, aby pobierano lub poddawano zapłodnieniu tylko jedno lub dwa jajeczka naraz. Nadmiar "materiału" pobierany jest głównie z powodu ryzyka że płód się nie rozwinie a nie dlatego żeby z kilku zarodków mógł powstać jeden. Tak daleko nauki genetyczne chyba jeszcze nie sięgają. :D
Owszem, ale każdorazowe pobieranie jest droższe - i, jak pisałem, w praktyce tak się nie robi.

Cytuj:
A wracając do tematu... Uważam ten cały "syndrom" za idiotyzm. Czym innym jest świadomość, że pochodzi się z gwałtu, gdzie matka ma pełne prawo nienawidzić człowieka, który ją skrzywdził, a czym innym in vitro. To akurat porównałbym do świadomości, że moi rodzice mnie zaadoptowali. Też bywa bolesne. Czy oznacza to, że adopcja jest złem?
Dlatego nie uważam by akurat ów syndrom był najważniejszym argumentem.


Pn paź 25, 2010 10:01
Post Re: Syndrom in-vitro
AHAWA, ty sie zdecyduj, czy we wlasnym temacie chcesz rozmawiac o in-vitro, czy o syndromie in-vitro.

Pan Wasilewski ma duzo racji, ale niestety, apelami swiata nie zmieni. Jezeli poznajesz odpowiedniego partnera w wieku lat 30, to nie tylko dlatego, ze wczesniej sie edukowales i robiles kariere. Kobieta moze oczywiscie puscic sie z pierwszym lepszym, zeby miec dziecko w wieku lat dwudziestu bez in vitro, ale chyba nie o to chodzi...
Cala medycyna dzisiaj jest nastawiona na "skutecznosc" no i na biznes, jak kazda "firma". Moze nalezaloby zaczac od etyki na studiach medycznych? I od powtarzania do bolu "Po pierwsze: nie szkodzic"? Nawet jezeli uda sie wyedukowac tysiace par do samoobserwacji, to zostanie znaczny procent, ktoremu pomoc w ten sposob nie mozna. Mozna i nalezy oczywiscie jasno pokazac wady in-vitro i uprzedzic o negatywnych skutkach, ale jest to troche podobne do (przepraszam ze do tego ciagle wracam) problemu transplantacji: ona tez miewa skutki negatywne: leki przeciw odrzutom reszte zycia, byc moze koniecznosc powtorzenia jej po latach, obciazenie psychiczne -- zyje, "czyims kosztem". Czy to znaczy, ze nalezy zaprzestac transplantacji?

"Lepiej" byloby zostawic wszystko silom natury i po prostu ludzie umieraliby kiedy ich organy przestaja dzialac, a raka nie leczymy, bo zeby zbadac skutecznosc lekow przysparzamy cierpien zwierzetom doswiadczalnym?

No i uwazam ciagle, ze jakakolwiek regulacja w sprawie in vitro jest lepsza niz sytuacja teraz.


@Marek: kazdorazowe pobieranie jest nie tylko drozsze. Takze bardziej szkodliwe dla kobiet...


Pn paź 25, 2010 10:12
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr paź 22, 2008 12:46
Posty: 1207
Post Re: Syndrom in-vitro
Kamala napisał(a):

No i uwazam ciagle, ze jakakolwiek regulacja w sprawie in vitro jest lepsza niz sytuacja teraz.



jedyne dobre rozwiązanie to całkowity zakaz tej metody

_________________
.--- . --.. ..- ... // --..-. -.-- .--- . // .- -- . -. __1 Kor 13__
www.teologia.pl www.pro-life.pl
Pro dolorosa Eius passione, miserere nobis et totius mundi. Sanctus Deus,miserere nobis et totius mundi.


Pn paź 25, 2010 10:17
Zobacz profil WWW
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lis 27, 2009 14:07
Posty: 8229
Post Re: Syndrom in-vitro
AHAWA napisał(a):
jedyne dobre rozwiązanie to całkowity zakaz tej metody
A jeśli projekty zakazujące tej metody przepadną w głosowaniach,
to jakie rozwiązanie później wybrać?
Czy każdy poseł głosujący za ustawą bardziej restrykcyjną (mniej liberalną),
wybierający tym samym mniejsze (ale jednak) zło,
powinien zostać uznany za osobę wyłączoną (przez samą siebie) z Kościoła (bo wybrał zło)?
Czy może jednak posłowie kierujący się nauczaniem Kościoła
powinni wstrzymać się od głosu?
Ale przecież tym samym mogą doprowadzić do przejścia ustawy bardziej liberalnej.

Co w takim razie poseł-katolik powinien zrobić?

_________________
The first to plead is adjudged to be upright,
until the next comes and cross-examines him.

(Proverbs 18:17)

Słuszna decyzja podjęta z niesłusznych powodów może nie być słuszna.
(Weatherby Swann)

Ciemny lut to skupi.
(Bardzo Wielki Elektronik)


Pn paź 25, 2010 10:21
Zobacz profil
Post Re: Re:
Marek MRB napisał(a):
Rozumiem że Twoja znajoma bezwarunkowo skorzysta z wszystkich zarodków - tj. w najlepszym razie zamierza mieć piątkę dzieci ? I że jest to w takich przypadkach norma ?

Owszem, taki ma zamiar. Tyle że nigdzie nie napisałem że to jest "norma". Nie wkładaj mi w usta własnych twierdzeń...

Piszę do znudzenia, że to powinno być normą. Ustaloną prawnie. Jeśli kobieta deklaruje, że chce mieć jedno dziecko, powinno się pobierać jedno jajeczko. Jeśli dwoje - to dwa. I tak dalej. Zgoda na zabieg byłaby wówczas umową obowiązującą obie strony.

Cytuj:
Załóżmy że pobiera się 5 jajeczek, często kilkukrotnie się nie udaje, czasem się udaje. Niech z każdego pobrania zostanie 1 zarodek "niewykorzystany" (co jest założeniem optymistycznym, biorąc pod uwagę że dokonuje się eugenicznej oceny zarodków przed wszczepieniem i część się po prostu odrzuca i raczej pobiera nowe niż je wszczepia) - pomnóż to przez kilkaset tysięcy takich zabiegów na swiecie.

Mówimy o prawie w Polsce. Ostatnio słyszałem że klinik wykonujących takie zabiegi u nas w kraju jest około 20. Ja nie mam pojęcia ile zabiegów rocznie się tam wykonuje, ale na pierwszy rzut oka te liczby wydają się przesadzone.
Cytuj:
Zresztą po co spekulować, fakty mówią za siebie - już w tej chwili w Polsce jest zamrożonych ok. 50 000 tysięcy zarodków z którymi nie wiadomo co zrobić.

Naprawdę? Jakieś źródło?

Zresztą to dyskusja bez sensu. Ja się całkowicie zgadzam, że nie powinno się tworzyć zarodków ponad potrzeby i myślę, że wiele osób uważa podobnie bądź jest w stanie taki kompromis przyjąć.

Cytuj:
Cytuj:
Jest za to zupełnie możliwa taka regulacja przepisów, aby pobierano lub poddawano zapłodnieniu tylko jedno lub dwa jajeczka naraz. Nadmiar "materiału" pobierany jest głównie z powodu ryzyka że płód się nie rozwinie a nie dlatego żeby z kilku zarodków mógł powstać jeden. Tak daleko nauki genetyczne chyba jeszcze nie sięgają. :D
Owszem, ale każdorazowe pobieranie jest droższe - i, jak pisałem, w praktyce tak się nie robi.

Nie. Każde pobieranie nie jest droższe, kosztują za każdym razem tyle samo. Każde pobieranie jest po prostu większym ryzykiem dla zdrowia kobiety bo dochodzi do tego stymulacja hormonalna. Ale mnie chodzi o to, by właśnie tak zaczęto robić. To znaczy postawić gdzieś granicę: pobieramy tyle, ile pani wykorzysta, ewentualnie pobierzemy więcej jeśli będzie potrzeba. W ten sposób eliminuje się niszczenie zarodków i problem zostaje rozwiązany.

Co do powyższego artykułu, to po pierwszej bzdurze pod tytułem obcego "dawcy nasienia" nie bardzo chce mi się czytać dalej... w pierwszej części jest sporo racji, z wyjątkiem tego, iż współżycie nie jest zastępowane inseminacją. Jest to kolejny krok w leczeniu, o ile pierwsze nie przyniosły skutków.


Ostatnio edytowano Pn paź 25, 2010 10:24 przez Anonim (konto usunięte), łącznie edytowano 1 raz



Pn paź 25, 2010 10:23
Post Re: Syndrom in-vitro
Elbrus, to chyba dla niektorych biskupow jasne: jak Rejtan rzucic sie pod drzwi sali obrad a potem z honorem oddac mandat poselski...


Pn paź 25, 2010 10:24
Post Re: Syndrom in-vitro
Cytuj:
jedyne dobre rozwiązanie to całkowity zakaz tej metody

Osobom niewierzącym, innowiercom także?


Pn paź 25, 2010 10:36
Post Re: Syndrom in-vitro
Alus, oczywiscie, ze tak. Tak jak nalezy zakazac kary smierci, wojen, aborcji itp. Po co roznicowac, najlepiej wszystkim wszystkiego. Myslec nie bedzie trzeba.


Pn paź 25, 2010 10:38
Post Re: Syndrom in-vitro
@Liam - ponieważ (chyba) w zasadzie się zgadzamy, nie będę toczył walki o słowa
@Kamala
złośliwość zbędna, myslę że jakby chodziło o - uparcie wracam do tego przykładu i proszę mi nie mówic że nie jest adekwatny - eksterminację jakiejś rasy to nie pozwoliłabyś sobie na podobne podśmiechujki..
W takim wypadku głosuje się na projekt zgodny z sumieniem, a gdy ten przepadnie - najbliższy.
Niestety, Prezydium Sejmu zadbało by wykluczyć ten sposób głosowania - po prostu nakazało rozpoczynać głosowanie od projektów najbardziej "liberalnych" (w sensie w jakim niestety używa się tego pięknego słowa).

Sądzę że w takim wypadku należy po prostu oddać głos wyłącznie na projekt zgodny w 100% z sumieniem.


Pn paź 25, 2010 10:40
Post Re: Syndrom in-vitro
Kamala napisał(a):
Alus, oczywiscie, ze tak. Tak jak nalezy zakazac kary smierci, wojen, aborcji itp. Po co roznicowac, najlepiej wszystkim wszystkiego. Myslec nie bedzie trzeba.
Jaaaaasne, jak ktoś uważa że Żydzi to nie ludzie to należy "myśleć" i "intelektualnie" pozwolić komuś takiego na zabijanie i palenie Żydów.


Pn paź 25, 2010 10:41
Post Re: Syndrom in-vitro
To ty napisales...
Ja az tak daleko idacych wnioskow nie wyciagam. Ja uwazam, ze kara smierci wystarczajaco czesto prowadzila do zabicia osob niewinnych, ze nalezy ja zakazac. Bez wyjatkow.

Za to przy aborcji warto juz pomyslec, czy ochrona dziecka nie skonczy sie smiercia matki. Co zreszta Kosciol w swoim nauczaniu czyni.


Pn paź 25, 2010 10:43
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr paź 22, 2008 12:46
Posty: 1207
Post Re: Re:
liam napisał(a):
Co do powyższego artykułu, to po pierwszej bzdurze pod tytułem obcego "dawcy nasienia" nie bardzo chce mi się czytać dalej... w pierwszej części jest sporo racji, z wyjątkiem tego, iż współżycie nie jest zastępowane inseminacją. Jest to kolejny krok w leczeniu, o ile pierwsze nie przyniosły skutków.


no własnie taka jest z wami dyskusja, "nie bardzo mi się chce czytać" > o inseminacji tam jest tylko wspomniane, większość artykułu dotyczy in vitro. Co do źródeł to chciałbym Ci uświadomić że artykuł ten pisze lekarz który przez lata zajmował się metodą in-vitro i innymi więc źródłem jest on sam, czerpie ze swojego doświadczenia naukowego, medycznego.

Kamal, dla mnie słowo aborcja nie istnieje.

Alus, jeżeli ktoś chce popełnić samobójstwo to czy mu na to pozwolisz czy może jeszcze pomożesz?

_________________
.--- . --.. ..- ... // --..-. -.-- .--- . // .- -- . -. __1 Kor 13__
www.teologia.pl www.pro-life.pl
Pro dolorosa Eius passione, miserere nobis et totius mundi. Sanctus Deus,miserere nobis et totius mundi.


Pn paź 25, 2010 10:52
Zobacz profil WWW
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 340 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 23  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL