Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest So lis 22, 2025 11:25



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 61 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5  Następna strona
 wątpliwości które wynikły z moich wczorajszych rozważań 
Autor Wiadomość
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N lut 07, 2010 11:42
Posty: 728
Post Re: wątpliwości które wynikły z moich wczorajszych rozważań
Geonides

Właśnie w tym sęk! Boże Objawienie jest tylko jedno. Bóg tak umiłował świat, że Syna Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego uwierzy nie zginął ale miał Życie Wieczne!

Nie ma innej "religii" objawionej - tylko w chrześcijaństwie Bóg się Objawił !!!

Tak, to jest tajemnica wiary! Ale fakty wskazują, że był człowiek narodzony przed ponad 2000 laty - na imię miał Jezus - itd. Dowodem może być np. kalendarz chrześcijański wprowadzony od narodzin Chrystusa...

zsoborniki

_________________
Pozdrawiam! Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

zsoborniki


Pt gru 10, 2010 22:41
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt mar 26, 2010 11:38
Posty: 473
Lokalizacja: Rio de Świebodzineiro
Post Re: wątpliwości które wynikły z moich wczorajszych rozważań
zsoborniki napisał(a):
Właśnie w tym sęk! Boże Objawienie jest tylko jedno.
zsoborniki napisał(a):
Nie ma innej "religii" objawionej - tylko w chrześcijaństwie Bóg się Objawił !!!
Sęk w tym, że nie. Religii objawionych jest kilka, że wspomnę tylko Islam, Judaizm czy tam Buddyzm.
zsoborniki napisał(a):
Bóg tak umiłował świat, że Syna Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego uwierzy nie zginął ale miał Życie Wieczne!
A to już tylko Pańskie prywatne przekonanie o prawdziwości tez, nie znajdujących potwierdzenia w rzeczywistości. To, że ten skodyfikowany i sformalizowany system zbieżny z pańskim wyznaje miliard katolików nie zwiększa w żaden sposób prawdopodobieństwa jego prawdziwości.
Pewnie natomiast daje Panu takie poczucie na zasadzie: skoro tylu ludzi w to wierzy to coś w tym musi być.

_________________
Obrazek


Pt gru 10, 2010 23:00
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N gru 05, 2010 23:07
Posty: 109
Post Re: wątpliwości które wynikły z moich wczorajszych rozważań
zsoborniki napisał(a):
pihu

A co byś powiedział na takie proste (nie filozoficzne, nie naukowo-teologiczne, nie moralizatorskie) stwierdzenia?

Człowiek jest z natury istotą religijną. W początkach istnienia nie potrafił wyjaśnić wiele zjawisk w otaczającym go świecie np. ogień, pioruny, powodzie, choroby masowe, inne klęski żywiołowe itp. Bał się. Ze strachu, w celu wyjaśnienia zjawisk przyjmował, że istnieje "jakaś " siła wyższa, jakiś Absolut, od którego wszystko zależy.

By ochronić siebie, swoich najbliższych postanawiał wielokrotnie ten Absolut obłaskawić, składać mu ofiary (stąd budowa jakby ołtarzy gdzieś na górze). Gdy tworzyły się społeczności trudno było wszystkim na raz składać ofiary, prośby więc wybierano przedstawicieli (dzisiaj można powiedzieć kapłanów), by w imieniu społeczności to czynili. Stąd bierze się pojęcie religijności naturalnej.


W tym miejscu był Pan łaskaw wykazać, że Bóg jest ludzkim wynalazkiem powstałym na skutek niewiedzy i strachu.

Cytuj:
Dzisiaj w człowieku ta religijność naturalna istnieje (może w stanie szczątkowym, ale istnieje). Ja ją dostrzegam w sytuacji takiej np. że ludzie chętniej stają w kościele z tyłu, gdzieś za filarem odczuwając strach przed np. tabernakulum. Inny przykład: gdy zbliża się okres matur ilu młodych ludzi udaje się do Częstochowy...Jeszcze inny przykład: czas "Solidarności" i stanu wojennego - ilu czuło potrzebę zbliżenia się do Boga poprzez udział w nabożeństwach kościelnych...

W religijności naturalnej model jest taki: Człowiek pod wpływem strachu zwraca się (prosi w modlitwie, zanosi ofiary) do Absolutu (BOGA). Robi to w jednym miejscu, które nazywa świętym (np. kościele, kaplicy). Cała reszta jest "nie-święta" czyli profanum.


A oto klasyczne przykłady postawy "jak trwoga to do Boga" świadczącej o hipokryzji i braku "prawdziwej" wiary.

Pisze Pan, że człowiek jest z natury istotą religijną, oznaczałoby to, że wszyscy ludzie wyznają jakąś religię z konieczności, gdyż to wynika z ich natury. Co w takim razie z ludźmi niewierzącymi? Czyżby ich natura była inna?


Ostatnio edytowano Pt gru 10, 2010 23:23 przez Sophie, łącznie edytowano 1 raz



Pt gru 10, 2010 23:11
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N gru 05, 2010 23:07
Posty: 109
Post Re: wątpliwości które wynikły z moich wczorajszych rozważań
zsoborniki napisał(a):
Ale fakty wskazują, że był człowiek narodzony przed ponad 2000 laty - na imię miał Jezus - itd. Dowodem może być np. kalendarz chrześcijański wprowadzony od narodzin Chrystusa...

zsoborniki


Powyższe w żaden sposób nie przesądza o istnieniu Boga, a co za tym idzie o zasadności wiary.


Pt gru 10, 2010 23:16
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt mar 26, 2010 11:38
Posty: 473
Lokalizacja: Rio de Świebodzineiro
Post Re: wątpliwości które wynikły z moich wczorajszych rozważań
sophie napisał(a):
Pisze Pan, że człowiek jest z natury istotą religijną, oznaczałoby to, że wszyscy ludzie wyznają jakąś religię z konieczności, gdyż to wynika z ich natury. Co w takim razie z ludźmi niewierzącymi? Czyżby ich natura była inna?
Sprawa jest prosta. Wynikająca ze strachu religia (co uprzejmie wykazał pan zsoborniki) traci na znaczeniu, jako że rozwiniętych społeczeństwach, w XXI wieku, jest coraz mniej strachu.

_________________
Obrazek


So gru 11, 2010 7:52
Zobacz profil
Post Re: wątpliwości które wynikły z moich wczorajszych rozważań
zsoborniki napisał(a):
Ale fakty wskazują, że był człowiek narodzony przed ponad 2000 laty - na imię miał Jezus - itd. Dowodem może być np. kalendarz chrześcijański wprowadzony od narodzin Chrystusa...
To akurat wcale nie jest dowód na istnienie Jezusa.

Era kalendarzowa, liczona od narodzin Chrystusa jest dowodem tylko na to, że pracujący 1400 lat temu Dionizjusz Mały policzył sobie pewną rzecz, którą potem zastosowano w praktyce. Potrzebne były tabelaryczne zestawienia dni, na które będzie wypadać w kolejnych latach Wielkanoc, bo to święto przypada na różne dni kalendarza. Przy okazji ich przygotowywania, z wcześniejszych źródeł, wynikło mu, że Jezus urodził się 25 grudnia (ten dzień nie został wyliczony, tylko wzięty z tradycji stosowanej VI wieku) w roku 753 od założenia Rzymu. Do tej pory stosowano różne niejednolite i niepraktyczne przy obliczaniu czasu metody wskazywania daty (według roku władania aktualnie panującego tu czy tam króla, po pogańsku - od tradycyjnej daty założenia Rzymu itp.). Pojawiła się okazja do zmiany, przyjęcia ujednoliconego, prawdziwie chrześcijańskiego sposobu datowania, numerowania lat "od narodzenia Chrystusa", w ten sposób umiejscowionego w czasie. I to zostało przez papieża ogłoszone jako zalecany sposób numerowania lat. Przy czym Dionizjusz się mylił i wyszło na to, że w naszym datowaniu i tak nie numerujemy lat od narodzin Chrystusa.

Obliczenia Dionizjusz bynajmniej nie dowodzą tego, że 2000 lat temu ktoś taki jak Jezus faktycznie istniał, żył. Ponieważ Dionizjusz uważał to za fakt niezbity i na podstawie tego przekonania badał księgi i prowadził obliczenia. Kalendarz ustalony na podstawie założenia o tym, że Jezus istniał, bo zapisy Ewangelii są 100% prawdziwe, nie dowodzi sobą prawdziwości tego założenia. Przeciwnie - dopiero prawdziwość tego założenia nadaje zamierzony sens kalendarzowi.


So gru 11, 2010 8:58

Dołączył(a): Wt mar 30, 2010 21:27
Posty: 331
Post Re: wątpliwości które wynikły z moich wczorajszych rozważań
Żeby nie wiem jak merytoryczne były wypowiedzi, to nie mogę patrzeć na takie "byki", które popełnia pihu. Z polskiego-pała.


So gru 11, 2010 10:31
Zobacz profil
zbanowany na stałe
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So lip 14, 2007 7:02
Posty: 3507
Post Re: wątpliwości które wynikły z moich wczorajszych rozważań
atryda napisał(a):
Chrześcijaństwo nie jest filozofią i sprowadzanie Ewangelii do tego poziomu prowadzi na manowce, gdyż Mądrości Boga nie może stawiać na równi z myślą stworzenia.
A czemu nie czyni się tego, to zrozumieć może osoba wierząca, zaś ktoś kto nie żyje wiarą nigdy tego nie zrozumie.
Chyba krócej nie da się tego wytłumaczyć.


Atryda, to co napisałaś jest oczywistą nieprawdą, a wynikło to chyba z Twojego młodego wieku i nieświadomości, którą, skądinąd, bardzo cenisz, nie chcąc rozmyślać o Bogu, a po prostu Mu wierzyć bez większej refleksji myślowej. Twoja definicja "rozumienia" w istocie jest definicją wiary z odczuwania a nie rozumowania.
Wolno Ci tak wierzyć.

Jednak przy takim podejściu, nie ma sensu dyskutowanie z ludźmi, którzy o Bogu myślą.
Przed Mądrością Bożą nie należy padać na kolana, bo to nie przynosi niczego ani człowiekowi, ani Bogu. Z Mądrości Bożej należy korzystać i od Boga się uczyć.

pihu napisał(a):
Czy jest zatem sens zamykania siebie i swojego boga w jednej Religi?
W jednym wyznaniu?
Czy wiara w jakiekolwiek konkrety ma sens?
Czy ludzie którzy spisywali wszystkie nauki, i doktryny, czy oni mogli wiedzieć więcej niż my teraz w 21wieku?
Czy nie wydaje się bardziej sensowne być po prostu dobrym, uczciwym, miłym, kochającym swe dzieci, wiernym ludziom których kochasz i ideom w które wierzysz człowiekiem?
Czy nie podobało by się to bogu(jakiemukolwiek!) bardziej niż ślepa wiara która nierzadko zostaje wykorzystywana do bogactwa i władzy?


Oczywiste dla mnie, jako człowieka myślącego i filozofa jest, że Bóg nie wymyślił religii katolickiej i że istniał zawsze, zanim gdziekolwiek powstała jakakolwiek myśl o religii katolickiej, czy jakiejkolwiek innej. To, że ludzie lubią się zabijać wzajemnie za to, że różnią się między sobą religiami, albo za to, że ktoś nie doznał Łaski Wiary, to jest przejaw słabości człowieka, a nie dowód, że Bóg jest autorem takiej, czy innej religii.
Religie stworzyli ludzie, by w ramach religii zbliżać się do Boga.
Dlatego powinna panować wolność religijna, bo różni ludzie w różny sposób zbliżają się do Boga, więc niech wybierają w gamie dostępnych religii, Kościołów i filozofii.

Ja przeżyłem, swego czasu, resetowanie religijności w sobie, a relacja z Bogiem sprowadziła się u mnie do agnostycyzmu. Wszystkich, wszystko, włącznie z ewentualnie istniejącym Bogiem otaczałem szacunkiem. Racjonalistycznych wojen z Kościołem nie akceptowałem, tak samo, jak wojenek religijnych.

Było u mnie szereg stopni do powrotu do Wiary. Pokaże Wam jeden ze stopni, niezwykle ważny.
Wstrząsające przeżycie wiary nastąpiło u mnie, gdy dostałem w 1983 roku drogą podziemną piękne wydanie książki - wywiadu Andre Frossarda " Rozmowy z Janem Pawłem II. Nie lękajcie się". Trafiłem tam na rozdział "Wiara".
I nagle... zacząłem się dziwić, czy na pewno czytam Papieża. Tam było napisane, że Papież uważa swoja wiarę za bardzo słabą. Mało tego, uważa, że gdyby Bóg mu nie pomógł, to mógłby stracić tę małą wiarę, którą ma. Jan Paweł II napisał wyraźnie, że tzw. wiara przez wychowanie w dzieciństwie jest ważna, aczkolwiek aby prawdziwie uwierzyć, nie jest wystarczająca. Wiara każdego człowieka ma być wynikiem jego osobistej relacji z Bogiem.

Nikogo nie da się ani nauczyć wiary ani przekonać do wiary, jeśli dany człowiek nie przeżyje błysku osobistego spotkania z Bogiem twarzą w twarz.

Pamiętam, ze wtedy nie mogłem długo zasnąć i wciąż rozmyślałem nad głęboką pokorą Papieża, który nam opowiedział o swojej słabości. Słabości w wierze. To było niesłychane.
Moja słaba wiara, dzięki której mogłem być uczciwym agnostykiem nie była więc obciążeniem. Mogłem na niej budować. Pod jednym warunkiem. Pod warunkiem, że spotkam się z Bogiem.
No i zacząłem Go szukać...
Zacząłem od lektury Pisma Świętego, by wiedzieć, po czym Go rozpoznam.
Potem przeczytałem pisma wybitnych świętych, Augustyna, Jana od Krzyża, małej Tereski, później ks. Popiełuszki, który zaprowadził mnie do siostry Faustyny.
Moje oczy przejrzały i zacząłem dostrzegać Boga - najpierw w akcie stwarzania nowych ludzi. Potem w aktach stwarzania każdego istnienia i napełniania go życiem. Zacząłem zauważać Boga w osobach napotykanych, mijanych osób.
W ślad za siostrą Faustyną, w osobistych, modlitewnych kontaktach z Jezusem nauczyłem się Jego Miłości, Miłości Bezwarunkowej, Miłości powszechnej. Nauczyłem się naśladować Jezusa, starałem się być do Niego podobnym. I dziś widzę Boga wszędzie, wszędzie w naturze są miliardy dowodów na istnienie i działanie Boga.

Na pewnym etapie rozwoju duchowego poznałem niektóre pisma Edyty Stein. Poznałem Jej życie i śmierć. Poznałem Jej myśli i filozofię. Ortodoksyjna Żydówka z Lublińca, dzięki umiłowaniu myślenia osiągnęła status profesora uniwersyteckiego w dziedzinie filozofii w czasach, w których równolegle w dziedzinie fizyki i chemii karierę naukową robiła inna wspaniała pani, Maria Skłodowska - Curie.

Edyta Stein poznała wszystkie systemy religijne jakie istniały i głęboko je analizowała, jako filozof. Podchodziła do tych analiz jako praktykująca wyznawczyni judaizmu i równocześnie jako uczona - przykładająca do rozważanego przedmiotu bezstronne rzetelne naukowe narzędzie metodologicznej oceny.
Edyta przeżyła olśnienie.
Poznanie naukowe przyniosło Jej jednoznaczną odpowiedź na zadane naukowo pytanie:
"Która religia jest najbardziej wewnętrznie spójna i logiczna w wyjaśnianiu istoty Boga, Jego istnienia i relacji człowiek - Bóg"?
Edyta odkryła na podstawie dowodów naukowych, że tą religią jest religia chrześcijańska w wydaniu katolickim.

Po przejściu przez trudności Edyta Stein została katoliczką. Potem została zakonnicą, karmelitanką. Potem, wyciągnięta brutalnie z zacisza holenderskiego Karmelu, została zamordowana przez niemieckich hitlerowców w obozie zagłady w polskim Oświęcimiu.
Potem została błogosławioną w Kościele Katolickim. A teraz jest świętą tego Kościoła.

Jest Edyta Stein jedną z moich Nauczycielek Wiary.
Bo potrzebujemy nauczycieli, by iść droga do osobistej iluminacji Wiary.

Edyta Stein umacnia mnie w przekonaniu, ze Kościół Katolicki przechowuje najlepsze wzorce wiary, najlepiej, najbardziej prawdziwie przybliżające do Boga ...

Pozdrawiam wszystkich serdecznie,
Niech Bóg Was prowadzi :)

_________________
Mały kwiatek pod stopami Boga - św. Teresa od Dzieciątka Jezus
Zbrodnia państwowa to i państwowe morderstwo i terror demokracji.
Gdy działa Duch Święty, wzrasta wiara, nadzieja, miłość Boga i bliźniego, ginie kłamstwo, nienawiść, magia.


So gru 11, 2010 10:41
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N gru 05, 2010 23:07
Posty: 109
Post Re: wątpliwości które wynikły z moich wczorajszych rozważań
maly_kwiatek napisał(a):
Ja przeżyłem, swego czasu, resetowanie religijności w sobie, a relacja z Bogiem sprowadziła się u mnie do agnostycyzmu. Wszystkich, wszystko, włącznie z ewentualnie istniejącym Bogiem otaczałem szacunkiem. Racjonalistycznych wojen z Kościołem nie akceptowałem, tak samo, jak wojenek religijnych.

Było u mnie szereg stopni do powrotu do Wiary. Pokaże Wam jeden ze stopni, niezwykle ważny.
Wstrząsające przeżycie wiary nastąpiło u mnie, gdy dostałem w 1983 roku drogą podziemną piękne wydanie książki - wywiadu Andre Frossarda " Rozmowy z Janem Pawłem II. Nie lękajcie się". Trafiłem tam na rozdział "Wiara".
I nagle... zacząłem się dziwić, czy na pewno czytam Papieża. Tam było napisane, że Papież uważa swoja wiarę za bardzo słabą. Mało tego, uważa, że gdyby Bóg mu nie pomógł, to mógłby stracić tę małą wiarę, którą ma. Jan Paweł II napisał wyraźnie, że tzw. wiara przez wychowanie w dzieciństwie jest ważna, aczkolwiek aby prawdziwie uwierzyć, nie jest wystarczająca. Wiara każdego człowieka ma być wynikiem jego osobistej relacji z Bogiem.

Nikogo nie da się ani nauczyć wiary ani przekonać do wiary, jeśli dany człowiek nie przeżyje błysku osobistego spotkania z Bogiem twarzą w twarz.

Pamiętam, ze wtedy nie mogłem długo zasnąć i wciąż rozmyślałem nad głęboką pokorą Papieża, który nam opowiedział o swojej słabości. Słabości w wierze. To było niesłychane.
Moja słaba wiara, dzięki której mogłem być uczciwym agnostykiem nie była więc obciążeniem. Mogłem na niej budować. Pod jednym warunkiem. Pod warunkiem, że spotkam się z Bogiem.
No i zacząłem Go szukać...
Zacząłem od lektury Pisma Świętego, by wiedzieć, po czym Go rozpoznam.
Potem przeczytałem pisma wybitnych świętych, Augustyna, Jana od Krzyża, małej Tereski, później ks. Popiełuszki, który zaprowadził mnie do siostry Faustyny.
Moje oczy przejrzały i zacząłem dostrzegać Boga - najpierw w akcie stwarzania nowych ludzi. Potem w aktach stwarzania każdego istnienia i napełniania go życiem. Zacząłem zauważać Boga w osobach napotykanych, mijanych osób.
W ślad za siostrą Faustyną, w osobistych, modlitewnych kontaktach z Jezusem nauczyłem się Jego Miłości, Miłości Bezwarunkowej, Miłości powszechnej. Nauczyłem się naśladować Jezusa, starałem się być do Niego podobnym. I dziś widzę Boga wszędzie, wszędzie w naturze są miliardy dowodów na istnienie i działanie Boga.

Na pewnym etapie rozwoju duchowego poznałem niektóre pisma Edyty Stein. Poznałem Jej życie i śmierć. Poznałem Jej myśli i filozofię. Ortodoksyjna Żydówka z Lublińca, dzięki umiłowaniu myślenia osiągnęła status profesora uniwersyteckiego w dziedzinie filozofii w czasach, w których równolegle w dziedzinie fizyki i chemii karierę naukową robiła inna wspaniała pani, Maria Skłodowska - Curie.

Edyta Stein poznała wszystkie systemy religijne jakie istniały i głęboko je analizowała, jako filozof. Podchodziła do tych analiz jako praktykująca wyznawczyni judaizmu i równocześnie jako uczona - przykładająca do rozważanego przedmiotu bezstronne rzetelne naukowe narzędzie metodologicznej oceny.
Edyta przeżyła olśnienie.
Poznanie naukowe przyniosło Jej jednoznaczną odpowiedź na zadane naukowo pytanie:
"Która religia jest najbardziej wewnętrznie spójna i logiczna w wyjaśnianiu istoty Boga, Jego istnienia i relacji człowiek - Bóg"?
Edyta odkryła na podstawie dowodów naukowych, że tą religią jest religia chrześcijańska w wydaniu katolickim.

Po przejściu przez trudności Edyta Stein została katoliczką. Potem została zakonnicą, karmelitanką. Potem, wyciągnięta brutalnie z zacisza holenderskiego Karmelu, została zamordowana przez niemieckich hitlerowców w obozie zagłady w polskim Oświęcimiu.
Potem została błogosławioną w Kościele Katolickim. A teraz jest świętą tego Kościoła.

Jest Edyta Stein jedną z moich Nauczycielek Wiary.
Bo potrzebujemy nauczycieli, by iść droga do osobistej iluminacji Wiary.

Edyta Stein umacnia mnie w przekonaniu, ze Kościół Katolicki przechowuje najlepsze wzorce wiary, najlepiej, najbardziej prawdziwie przybliżające do Boga ...

Pozdrawiam wszystkich serdecznie,
Niech Bóg Was prowadzi :)


a to z jakiej okazji?


So gru 11, 2010 14:58
Zobacz profil
zbanowany na stałe
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So lip 14, 2007 7:02
Posty: 3507
Post Re: wątpliwości które wynikły z moich wczorajszych rozważań
Z okazji zbliżającej się Wigilii Świąt Bożego Narodzenia :)

_________________
Mały kwiatek pod stopami Boga - św. Teresa od Dzieciątka Jezus
Zbrodnia państwowa to i państwowe morderstwo i terror demokracji.
Gdy działa Duch Święty, wzrasta wiara, nadzieja, miłość Boga i bliźniego, ginie kłamstwo, nienawiść, magia.


So gru 11, 2010 15:43
Zobacz profil

Dołączył(a): Cz gru 09, 2010 13:46
Posty: 47
Post Re: wątpliwości które wynikły z moich wczorajszych rozważań
ToMu napisał(a):
Czyli taka skrojona pode mnie, i przeze mnie samego, religia? Tym bardziej - dziękuję. To tak jakbym miał wymyślić sobie Kościół (jako wspólnotę, duże K)... w którym byłbym sam.



Jeżeli definiujemy religię jako jako system wierzeń i praktyk to nie zupełnie o to mi chodzi. To było by zbyt daleko idące uproszczenie.
Nieczuje również potrzeby należeć do żadnych nowych wspólnot, i doprawdy nie wiem co mam napisać na ten temat;)
Nie rozumiem szczerze mówiąc tego wcale. Przecież do samego istnienia jakiejś myśli nie potrzebuje ani kompanów, ani co gorsza wyznawców mojej herezji. Pomijając to ze mówienie innym o rzeczach których sam nie mogę być nigdy pewien było by dość hmm jakby to ująć, kłóciło by się z moją „uniwersalną i bez odnoszenia się do konkretnych źródeł” etyką.

atryda napisał(a):
Kolega ToMu nie jest żadnym Jezusem by zaraz swój kościół budował.
Ale by służyć Bogu to należy prosić Go o pokorę, a potem o siłę i mądrość w działąnu.


Ależ kolega ToMu w ogóle nie chce budować swojego kościoła koleżanko!
Ponadto nie wiem czy wiesz ale jeżeli już to wystarczą wyznawcy bu „budować swój kościół”, bycie Jezusem nie jest w tym przypadku konieczne;p

Odnoszę wrażenie ze ejsteś osobą bardzo ufną, to dobra cecha, jednak pamiętaj ze w prawdziwym zyciu powinnaś się kierować również rozumem i własnym rozsądkiem. Pamiętaj ze człowiek to tylko człowiek i ostatecznie swoje interesy zawsze postawi na pierwszym miejscu.

zsoborniki napisał(a):
pihu

A co byś powiedział na takie proste (nie filozoficzne, nie naukowo-teologiczne, nie moralizatorskie) stwierdzenia?

Człowiek jest z natury istotą religijną. W początkach istnienia nie potrafił wyjaśnić wiele zjawisk w otaczającym go świecie np. ogień, pioruny, powodzie, choroby masowe, inne klęski żywiołowe itp. Bał się. Ze strachu, w celu wyjaśnienia zjawisk przyjmował, że istnieje "jakaś " siła wyższa, jakiś Absolut, od którego wszystko zależy.

By ochronić siebie, swoich najbliższych postanawiał wielokrotnie ten Absolut obłaskawić, składać mu ofiary (stąd budowa jakby ołtarzy gdzieś na górze). Gdy tworzyły się społeczności trudno było wszystkim na raz składać ofiary, prośby więc wybierano przedstawicieli (dzisiaj można powiedzieć kapłanów), by w imieniu społeczności to czynili. Stąd bierze się pojęcie religijności naturalnej.

Dzisiaj w człowieku ta religijność naturalna istnieje (może w stanie szczątkowym, ale istnieje). Ja ją dostrzegam w sytuacji takiej np. że ludzie chętniej stają w kościele z tyłu, gdzieś za filarem odczuwając strach przed np. tabernakulum. Inny przykład: gdy zbliża się okres matur ilu młodych ludzi udaje się do Częstochowy...Jeszcze inny przykład: czas "Solidarności" i stanu wojennego - ilu czuło potrzebę zbliżenia się do Boga poprzez udział w nabożeństwach kościelnych...

W religijności naturalnej model jest taki: Człowiek pod wpływem strachu zwraca się (prosi w modlitwie, zanosi ofiary) do Absolutu (BOGA). Robi to w jednym miejscu, które nazywa świętym (np. kościele, kaplicy). Cała reszta jest "nie-święta" czyli profanum.

Religijność naturalna w człowieku jest dobra, gdyż ona w dzisiejszych czasach, podprowadza do Stwórcy - Boga.

Ci, którzy uwierzyli, że Stwórca - Bóg objawił się w Swoim Synu, Jezusie Chrystusie, który po śmierci Zmartwychwstał i daje każdemu, kto w Niego uwierzy, Swojego Ducha Świętego nazwani zostali początkowo świętymi a później chrześcijanami. Sposób ich życia to chrześcijaństwo.

W chrześcijaństwie wszystko pochodzi od Boga, Bóg zawsze pierwszy wychodzi z inicjatywą. Wszystko pochodzi od Boga i jest święte. Życie człowieka jest święte i każde wydarzenie w życiu człowieka wierzącego jest dobre, nawet cierpienie i krzyż ma sens. Modlić się można wszędzie. Papież odprawiał nabożeństwa np. na stadionach...

Ale wszystko to zależy od wiary człowieka, od tego czy w sposób wolny przyjmie Boże Objawienie tj. Jezusa Chrystusa. Od tego zależy cała "reszta" czyli życie. Życie bez strachu.

Z tego wynika, że chrześcijaństwo nie jest religią w sensie naturalnym, nie jest nauką, teologią, nie jest moralizmem ale jest sposobem życia ludzi, który pomaga im żyć w nadziei osiągnięcia zbawienia inaczej Życia Wiecznego. Jest odpowiedzią na pytanie o sens życia człowieka... Jest odpowiedzią na pytanie : Dlaczego, po co żyję?

Pozdrawiam!
zsoborniki


ogólnie zgadzam się z Tobą w 100%. Filozofia chrześcijańska niesie wiele pozytywnych wartości, pozwala czerpać radość z życia zarówno tym bogatszym(poprzez namawianie ich do altruizmu który defakto może dać więcej szczęścia niż próżne bogacenie się) jak i tym którym się mniej powiodło(odnajdywanie sensu w cierpieniu)
Jedak problem jak zwykle tkwi w szczegółach.
Pierwszy problem jest troszkę jednak nie na temat (teraz mysle ze nawet troszkę bardzo;))ale niesposób go przemilczeć, otóż ileż z tych chcrześcijanskich wartości jest obecnych w głowach normalnych polskich katolików? Mówi się ze najlepszą formą komunikacji jest bezpośrednia rozmowa, a na czym polega chociażby „kolęda”? Na rozmowach o sęsie życia? Pewnie gdyby poruszyć ten temat to ksiądz chętnie by go podjął, ale wydaje mi się ze ogół troszeczkę jednak boi się jakichkolwiek głębszych tematów by przez niewiedzę, albo przez nadinterpretację rozmówcy niedoprowadzić nieświadomie do jakichś herezji i (ze strony wyznawcy) nieobrazić księdza, lub tez (ze strony księdza) by nie zasugerować wyznawcy czegoś sprzecznego,lub czegoś co on zinterpretuje za sprzeczne z oficjalną nauką kościoła. Mówiąc krótko wspólnota kościoła katolickiego niewydaje się być instytucją której głównym celem było by szerzenie filozofii chrześcijańskiej i duchowego rozwoju.

Drugi problem, a raczej wniosek z twojego postu to taki ze wiara to chyba jednak dar którego nieposiadam. mam ogromny problem z kwestiami objawień, cudów i zmartwychwstań, niemówiąc już o starym testamencie. Tzn, niby wiem ze te 6 dni stworzenia i ludzie którzy żyli 900lat to niby przenośnia ale wiele ludzi wierzą we wszystko DOSŁOWNIE i niewielu z duchownych się kwapi by tę dosłowność jakoś wykorzenić.
Jednak z całą pewnością należysz do grona osób które dużo wniosły do dyskusji w tym temacie.
Pozdrawiam.
Geonides napisał(a):
Sęk w tym, że nie. Religii objawionych jest kilka, że wspomnę tylko Islam, Judaizm czy tam Buddyzm.

No i akurat nad buddyzmem trzeba by się troszeczkę jednak zastanowić.
Bo może i zawiera elementy objawienia(reinkarnacja) ale oni w ogóle niewypowiadają się o bogu!
O ile dobrze pamiętam i nic niepokręciłem to twierdzą coś w stylu iz istoty wyższej nieda się opisać słowami z tego świata bo do tego świata nienależy, ponaddto nieprzesądzają jej istnienia bądz nieistnienia bo tego niewie nikt.
Buddyzm wydaje mi się „religią” (albo raczej filozofią bo buddysci nieuwazają buddyzmu jako religi w zachodnim tego słowa znaczeniu jest ) idealną,zawiera w sobie to co powinna oraz promuje rozwój duchowy co w dzisiejszym technoświecie jest ważne, gdyby jeszcze nie ta niedorzeczna wiara w reinkarnacje.

akruk napisał(a):
zsoborniki napisał(a):
Ale fakty wskazują, że był człowiek narodzony przed ponad 2000 laty - na imię miał Jezus - itd. Dowodem może być np. kalendarz chrześcijański wprowadzony od narodzin Chrystusa...
To akurat wcale nie jest dowód na istnienie Jezusa.

Era kalendarzowa, liczona od narodzin Chrystusa jest dowodem tylko na to, że pracujący 1400 lat temu Dionizjusz Mały policzył sobie pewną rzecz, którą potem zastosowano w praktyce. Potrzebne były tabelaryczne zestawienia dni, na które będzie wypadać w kolejnych latach Wielkanoc, bo to święto przypada na różne dni kalendarza. Przy okazji ich przygotowywania, z wcześniejszych źródeł, wynikło mu, że Jezus urodził się 25 grudnia (ten dzień nie został wyliczony, tylko wzięty z tradycji stosowanej VI wieku) w roku 753 od założenia Rzymu. Do tej pory stosowano różne niejednolite i niepraktyczne przy obliczaniu czasu metody wskazywania daty (według roku władania aktualnie panującego tu czy tam króla, po pogańsku - od tradycyjnej daty założenia Rzymu itp.). Pojawiła się okazja do zmiany, przyjęcia ujednoliconego, prawdziwie chrześcijańskiego sposobu datowania, numerowania lat "od narodzenia Chrystusa", w ten sposób umiejscowionego w czasie. I to zostało przez papieża ogłoszone jako zalecany sposób numerowania lat. Przy czym Dionizjusz się mylił i wyszło na to, że w naszym datowaniu i tak nie numerujemy lat od narodzin Chrystusa.

Obliczenia Dionizjusz bynajmniej nie dowodzą tego, że 2000 lat temu ktoś taki jak Jezus faktycznie istniał, żył. Ponieważ Dionizjusz uważał to za fakt niezbity i na podstawie tego przekonania badał księgi i prowadził obliczenia. Kalendarz ustalony na podstawie założenia o tym, że Jezus istniał, bo zapisy Ewangelii są 100% prawdziwe, nie dowodzi sobą prawdziwości tego założenia. Przeciwnie - dopiero prawdziwość tego założenia nadaje zamierzony sens kalendarzowi.

Nie spłycajmy tego wszystkiego do tego typu przepychanki bo istnienie kalendarza nie jest żadnym dowodem na istnienie Jezusa tak samo jak jego nieścisłości i rozmyślne umieszczanie świąt w przesileniach i równonocach nie jest dowodem na nieistnienie Jezusa.
CO WIĘCEJ istnienie/nieistnienie Jezusa nie ma również tak naprawde nic wspólnego z kwestią wiary/niewiary w siłę wyższą:)

MARKO2010 napisał(a):
Żeby nie wiem jak merytoryczne były wypowiedzi, to nie mogę patrzeć na takie "byki", które popełnia pihu. Z polskiego-pała.

Przepraszam, ale naprawdę mam dysortografię. Ten post pisze w edytorze, mam nadzieję ze uniknę w ten sposób poważniejszych błędów. Polonista uważał mnie za ćwierć analfabetę;) To niedokonca tak ze to lenistwo,ja po prostu jakby nie widzę różnicy. Tzn, można mówić ze to przez lenistwo, ale raczej nie teraz a na etapie podstawówki coś musiało pójść „nie tak”;p pamiętam ze jako dzieciak uważałem polski za „zbędny”, mówiłem ze zamiast tego lepiej mieć 2 matematyki:) taki trochę mały rewolucjonista i zobaczcie jaki porządny obywatel wyrósł :) także jak zobaczycie ze ktoś pisze „jóż” i uważacie ze to idiota to w 95% przypadków macie racje, ale zostaje jeszcze 5%;p

maly_kwiatek napisał(a):
Jest Edyta Stein jedną z moich Nauczycielek Wiary. Bo potrzebujemy nauczycieli, by iść droga do osobistej iluminacji Wiary. Edyta Stein umacnia mnie w przekonaniu, ze Kościół Katolicki przechowuje najlepsze wzorce wiary, najlepiej, najbardziej prawdziwie przybliżające do Boga ... Pozdrawiam wszystkich serdecznie, Niech Bóg Was prowadzi :)


Skoro tak,to chciałbym zapoznać się kiedyś z twórczością tej pani,o ile nie spłodziła 600stronicowej księgi,a lekturę którą się chętnie czyta. Wiele można powiedzieć o Janie Pawle II, i mimo ze faktycznie chyba troszkę przesadził z ilością nowych świętych to niewątpliwie był człowiekiem niezwykle mądrym i inteligentnym, to co teraz o nim piszesz tylko to podkreśla.
Uważam ze strasznie puste ze strony ludzi i mediów jest to ze najważniejsze co ludzie po nim zapamiętali to to ze jadł kremówki. Papież jadł ciastko jak był młody, no niesamowite. A wartości jakich nauczał? Idee w które wierzył? Wiadomo,prościej postawić pomnik.


Od siebie dodam ze miło popatrzeć jak w jednym temacie ludzie o zupełnie odmiennych poglądach prowadzą tak miłą i merytoryczną dyskusje. Katolicy zachowują się prawdziwie chrześcijanko, osoby o odmiennych poglądach zaś wydają się zauważać ze to jednak forum o wierze i zachowują się jak goście. Tak samo jak nie lubię fanatycznych kreacjonistów tak samo odrzuca mnie atakowanie wiernych i prowokowanie tak często widoczne w internecie, które stwarza obraz ateisty ignoranta która zamiast mieć swoje wypracowane przekonania potrafi tylko atakować światopogląd innych.

Bo pamiętajmy ze jeżeli zaczniemy posługiwać się dowodami to osoba wierząca zawsze przegra, dlatego i tylko dlatego ze wiara nie na dowodach polega.

Ja zaś jestem wam winien wyjaśnienia, moje problemy z wiarą były troszkę na pokaz ponieważ tak naprawdę mam jakiś ogólny zarys swojego obrazu świata. Może niewyraźny i nieostry ale za to na tyle prawdziwy na ile się dało bez bez założeń „niesprawdzalnych”.

Strasznie byłem jednak ciekaw opinii ludzi wierzących narożne tematy, a w prawdziwym życiu nie wiem czemu, ale często spotykam się z typową reakcją obronną a każda rozmowa na ten temat,refleksja bądź próba rozmowy na tak szalenie istotne problemy dla KAZDEGO jak sens życia czy potrzeba przyczynowości obrazu odbierane jako atak z mojej strony.


Jednak mimo to nie uzyskałem odpowiedzi na takie proste pytanie jak : „skąd wiesz ze twoja wiara jest tę właściwą?”
Jednak teraz już chyba wiem ze odpowiedz na to pytanie powinna brzmieć:
„Oczywiście ze nie wiem ze ta wiara jest tą właściwą. Ja w to wierze, to właśnie oznacza to słowo”

Chyba nigdy niedostane tego czego chce, bo nikt nie zna odpowiedzi na tak ważne i stare już przecież pytania. Jednak dzięki temu tematowi zrozumiałem (chyba;albo pewie w oczach ludzi mocno wierzących to przynajmniej spróbowałem zrozumieć) coto tak naprawdę jest wiara, poco jest niektórym potrzebna religijności i ze faktycznie może ona coś dać człowiekowi.
To naprawdę duże wyzwanie dla takiego oportunisty;)
pozdrawiam;)


So gru 11, 2010 15:45
Zobacz profil
zbanowany na stałe
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So lip 14, 2007 7:02
Posty: 3507
Post Re: wątpliwości które wynikły z moich wczorajszych rozważań
pihu napisał(a):
maly_kwiatek napisał(a):
Jest Edyta Stein jedną z moich Nauczycielek Wiary. Bo potrzebujemy nauczycieli, by iść droga do osobistej iluminacji Wiary. Edyta Stein umacnia mnie w przekonaniu, ze Kościół Katolicki przechowuje najlepsze wzorce wiary, najlepiej, najbardziej prawdziwie przybliżające do Boga ... Pozdrawiam wszystkich serdecznie, Niech Bóg Was prowadzi :)


Skoro tak,to chciałbym zapoznać się kiedyś z twórczością tej pani,o ile nie spłodziła 600stronicowej księgi,a lekturę którą się chętnie czyta.


Może tu coś znajdziesz w tej czytelni, choćby jako omówienie pism św. Edyty Stein, Współpatronki Europy.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelni ... 08-09.php3

pihu napisał(a):
Wiele można powiedzieć o Janie Pawle II, i mimo ze faktycznie chyba troszkę przesadził z ilością nowych świętych to niewątpliwie był człowiekiem niezwykle mądrym i inteligentnym, to co teraz o nim piszesz tylko to podkreśla.
Uważam ze strasznie puste ze strony ludzi i mediów jest to ze najważniejsze co ludzie po nim zapamiętali to to ze jadł kremówki. Papież jadł ciastko jak był młody, no niesamowite. A wartości jakich nauczał? Idee w które wierzył? Wiadomo,prościej postawić pomnik.


Nic dodać, nic ująć. Gratuluję trafności obserwacji.




pihu napisał(a):
Bo pamiętajmy ze jeżeli zaczniemy posługiwać się dowodami to osoba wierząca zawsze przegra, dlatego i tylko dlatego ze wiara nie na dowodach polega.


Już dawno nie słyszałem nic tak trafnego na temat wiary. Brawo ! :brawo:
Dokładnie tak właśnie jest. Kościół przyjmując doktrynę rozumową św. Tomasza z Akwinu jako podstawę swego istnienia sam skazał się na ślizganie po śliskim lodzie i nieustanne przepychanki z racjonalistami i ateistami. A przecież można z nimi w ogóle nie dyskutować tylko otoczyć ich naszą miłością płynącą z serca Boga poprzez nas. I wszystko staje się proste i oczywiste :) :) :)


pihu napisał(a):
Jednak mimo to nie uzyskałem odpowiedzi na takie proste pytanie jak : „skąd wiesz ze twoja wiara jest tę właściwą?”
Jednak teraz już chyba wiem ze odpowiedz na to pytanie powinna brzmieć:
„Oczywiście ze nie wiem ze ta wiara jest tą właściwą. Ja w to wierze, to właśnie oznacza to słowo”


Najbliżej tej odpowiedzi była atryda.
I za to szacun atryda.
Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli.

_________________
Mały kwiatek pod stopami Boga - św. Teresa od Dzieciątka Jezus
Zbrodnia państwowa to i państwowe morderstwo i terror demokracji.
Gdy działa Duch Święty, wzrasta wiara, nadzieja, miłość Boga i bliźniego, ginie kłamstwo, nienawiść, magia.


So gru 11, 2010 16:15
Zobacz profil

Dołączył(a): Cz gru 09, 2010 13:46
Posty: 47
Post Re: wątpliwości które wynikły z moich wczorajszych rozważań
maly_kwiatek napisał(a):
Najbliżej tej odpowiedzi była atryda.
I za to szacun atryda.
Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli.

Ale tak naprawde taka postawa sprawia ze możemy się stać narzędziem w rękach kogoś innego.
Niech za przykład posłużą świadkowie jehowy.
I żeby komuś nie przyszło przypadkiem do głowy po tym co napisałem ze uwierzyłem w boga;)


So gru 11, 2010 16:37
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt mar 30, 2010 21:27
Posty: 331
Post Re: wątpliwości które wynikły z moich wczorajszych rozważań
Wracając do ortografii, to obowiązują pewne zasady. W twoim przypadku przydatne będą szczególnie te , ktore dotycza pisowni z "nie". Zapoznaj się z nimi, zasadniczo nie ma wyjątków a czasownik od rzeczownika, to mam nadzieję odróżnić potrafisz. Wystarczy tylko zapamiętać z czym się pisze "nie" razem, a z czym osobno.
pzdr


So gru 11, 2010 21:24
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr maja 02, 2007 9:41
Posty: 1728
Post Re: wątpliwości które wynikły z moich wczorajszych rozważań
Geonides napisał(a):
sophie napisał(a):
Pisze Pan, że człowiek jest z natury istotą religijną, oznaczałoby to, że wszyscy ludzie wyznają jakąś religię z konieczności, gdyż to wynika z ich natury. Co w takim razie z ludźmi niewierzącymi? Czyżby ich natura była inna?
Sprawa jest prosta. Wynikająca ze strachu religia (co uprzejmie wykazał pan zsoborniki) traci na znaczeniu, jako że rozwiniętych społeczeństwach, w XXI wieku, jest coraz mniej strachu.


Ja myślę, że nie mniej, tylko te "strachy" się zwyczajnie zmieniły, choć niekoniecznie tak do końca. Obecnie moze juz nie boimy się aż tak bardzo gromow, ale np. wojny nuklearnej. A to, że znamy naukowe teorie na temat powstawania tornad czy tsunami, nie uwolniło nas od lęku przed owym zjawiskiem.

_________________
Za snem tęskniąc pisarz przytula butelkę,
Tak, jakby spirytus mógł mu dodać ducha.
Słowa - kiedyś wielkie - stały się niewielkie;
Choćby wykrzyczanych - mało kto dziś słucha.
/Jacek Kaczmarski/


So gru 11, 2010 23:59
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 61 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL