Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Autor |
Wiadomość |
Ninurta
Dołączył(a): N gru 17, 2006 14:05 Posty: 295
|
 Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
a propos tej strony- pamiętaj aquarello, że papier wszystko przyjmie, największą nawet bzdurę.
|
N mar 06, 2011 23:37 |
|
|
|
 |
ulsulka
Dołączył(a): N lut 27, 2011 12:55 Posty: 32
|
 Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Ehh, czasem ludzie sami pod sobą dołki kopią. Potem trzeba je zakopywać, a to w życiu bywa trudne. Ja na jego miejscu pewnie bym tak samo postąpiła, gdyby mąż ciągle próbował mnie nawracać albo zmuszać do czegoś czego nie chcę. Odwdzięczyła bym się prawdopodobnie jakimś sposobem zrewanżowania się. Teraz jednak trzeba się pogodzić z tym co jest i nauczyć się tolerancji. A przede wszystkim, jak żyć w zgodzie i określić, co jest dobre dla waszej czy dzieci przyszłości. Trzeba porozmawiać, od podstaw. Poukładać co i jak. Ja na Twoim miejscu bardzo bym chciała dalej żyć według zasad religijnych i uszanować każdego człowieka i jego zdanie, bo bóg chrześcijan uczy szacunku i miłości. na dalsze życie patrzyła bym jak na swojego rodzaju misję albo próbę wiary, nie koniecznie misję nawracania. Samo uszanowanie kogoś/czyjegoś zdania to chyba coś dobrego dla chrześcijan. Bóg i miłość dla Ciebie to jedno, czemu zatem masz wybierać, możesz mieć jedno i drugie. Kochasz męża, a on Ciebie, więc to dobre. Moim zdaniem religia powinna ciągle być na pierwszym miejscu, ale nie powinna szkodzić, nie jest to chyba zamiarem boga, aby ciągle się zadręczać myśleniem albo zmuszać kogoś do wiary. Sama miłość, a czasem ustępowanie w dobrej sprawie też jest dobre. Ja jednak nie jestem Tobą, sama musisz znaleźć co jest dobre i słuszne. Dodam od siebie: nie wymagaj od ludzi czegoś, co jest sprzeczne z ich wiarą czy przekonaniami, bo to tylko pogorszy sprawę, trzeba rozmawiać, rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać, oraz pytać i próbować zrozumieć, czasem stawiając się w sytuacji osoby z którą rozmawiamy. Co do kolęd zawsze można zaśpiewać jakieś ogólne piosenki chociażby jingle bells albo santa claus czy last xmas, które także pogłębiają świąteczną atmosferę 
|
Pn mar 07, 2011 0:34 |
|
 |
zielona
Dołączył(a): Śr paź 19, 2005 15:25 Posty: 581
|
 Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Aquarello, głowa do góry. Nie musisz wybierać między Bogiem a miłością. Ułożycie to sobie. Jesteście młodym małżeństwem, przed Wami etap docierania. Wszyscy popełniamy błędy, ale Bóg pomaga nam je naprawiać. Kochacie się, to widać z Twoich wypowiedzi. Trzeba czasu, cierpliwości, miłości - ale będzie dobrze. 
|
Pn mar 07, 2011 14:15 |
|
|
|
 |
Bebe
Dołączył(a): Pt wrz 08, 2006 13:02 Posty: 267
|
 Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
coccinelle napisał(a): Może teraz patrzę oczyma nastolatki, ale wiem, że inaczej bym nie potrafiła. Bingo! 'oczyma nastolatki' to w sumie prawie wszystko wyjaśnia, także późniejszą deklarację, że inaczej byś nie potrafiła 
|
Pn mar 07, 2011 16:06 |
|
 |
gadkaszmatka
Dołączył(a): N lis 07, 2010 13:35 Posty: 128
|
 Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Aquarella, w Twoim ostatnim poście zauważyłam pewne zmiany w Tobie. Wydaje mi się, że powoli dojrzewasz i wody się uspokoiły. Bardzo pięknie stanęłaś w obronie męża  Co do modlitwy, to ona zawsze przynosi rezultaty, ale nie zawsze od razu. Może potrzeba lat, żeby ta zmiana w nim zaszła, może też się to nie udać, ale modlitwa na pewno pomaga waszej relacji. Nie módl się tylko o jego nawrócenie, ale przede wszystkim o jedność waszego małżeństwa. Bo kryzysy zdarzają się każdemu, a jak pozytywnie wyjdziecie z tego okresu spięć, wasze małżeństwo się umocni. Nie sugeruj się dziwnymi stronami- sam Kosciół pozwolił Ci na małżeństwo z nim, więc nie ma żadnego zakazu (co najwyżej zaleca się rozsądne przemyślenie przed podjęciem decyzji o ślubie). I jeszcze raz polecam Ci te wykłady, które wrzuciłam- wiele można się z nich nauczyć. Pozdrawiam serdecznie!
|
Wt mar 08, 2011 11:53 |
|
|
|
 |
nolita
Dołączył(a): Wt kwi 05, 2011 21:38 Posty: 2
|
 Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Droga Aqua, natknęłam się na Twój post w sieci kompletnie przypadkiem i widząc jak się miotasz postanowiłam napisać... tak po prostu; może Ci to pomoże a na pewno nie zaszkodzi.Pewnie i tak po raz kolejny napisze to, co dużo napisało przede mną w tym wątku ;P Temat ogólnie strasznie rozległy, że aż książki można by pisać, ale może mi coś konkretnego i pomocnego wyjdzie. Tym bardziej, że po części rozumiem zarówno Ciebie ( długo byłam w Oazie) jak i Twojego męża ( teraz jestem apostatką). Z góry zaznaczam, że rozmawiamy tu o sytuacji w jakiej jest Aqua a nie o moich poglądach; jeśli ktoś chce ze mną porozmawiać, to zapraszam na pm.Nie mam zamiaru też nikogo obrażać i ma nadzieję, że nie potraktujecie tak mojej wypowiedzi Przede wszystkim dziwie się ( jak i podziwiam odwagę) , że zdecydowaliście się na wspólne życie przy tak dzielącej kwestii jak wiara. I nie- nie wymyślasz sobie problemów; one faktycznie w takich związkach istnieją; wcześniej czy później wychodzą. U Was później; być może nie przedyskutowaliście tych kwestii dość głęboko i pomyśleliście: jakoś to będzie. Niestety nie będzie, chociaż sytuacja jest do rozwiązania . To zależy od Waszej tolerancji oraz priorytetów w tym związku. Zakładam, że nie raz o tym rozmawialiście, o swoich życiowych wyborach i postawach, ale muszę to powiedzieć: nie traktuj jego ateizmu jako kaprysu oraz "widzimisię" ( jak to ktoś napisał na forum: " chodził na katechezę, był bierzmowany...a teraz mu się odwidziało). Mam nadzieję, że traktujesz to tak samo poważnie, jakbyś traktowała to, że ktoś jest prawosławny, jest muzułmaninem czy też dokonuje różnych innych wyborów , nie koniecznie religijnych. Nie traktuj tez ateizmu jako czegoś "wydumanego" lub "nieistotnego" - to jedna z wielu, naprawdę wielu ścieżek w życiu, jakie może wybrać człowiek. I za nią jak i za wieloma innymi stoją argumenty, które powinny być traktowane z szacunkiem. Ogólnie super, że stajesz w wielu kwestiach po stronie męża: że bronisz jego "kręgosłupa moralnego" który jako ateista również posiada, potrafi być człowiekiem cierpliwym i stać go na wyrzeczenia. To naprawdę super sprawa, znaczy, że nie uważasz, że musi "się na wrócić" . Nie oczekuj i nie licz na to. Przecież zdecydowałaś się na związek z nim takim, jakim jest ( a on z Tobą) a nie z takim facetem , jakiego możesz w przyszłości sobie "urobić" , stworzyć i zmienić. Nie doczytałam jak On ustosunkowuje się do Twojego zaangażowania religijnego. Ale chyba nie robi ci wyrzutów i nie nazywa dewotką ? Odpowiadając na Twoje pytanie "czy on takie będzie zawsze" - tak, najprawdopodobniej będzie. Co robić? Odpowiedzieć sobie na pytanie co w związku jest dla Was najważniejsze i jakie są jego priorytety. Niestety już tak jest, że ateiści/apostaci często spotykają się z postawą "podchodów religijnych" (wersja lekka) oraz nawracania na siłę, często szantażem emocjonalnym (wersja hard). Jest to bardzo irytujące, gdyż czują, że nie traktuje się poważnie ich uczuć, poglądów oraz racji. (sama to przechodziłam, jak koleżanka próbowała mnie "złapać" na matkę chrzestną przed moja apostazją). Myślę, że dlatego mąż mógł tak zareagować na prośbę o wpuszczenie kolędy : " jasna cholera, pewnie myśli, że jak zostanę sam na sam z księdzem, to sobie od serca porozmawiamy, że on mi otworzy oczy... dlaczego nikt mnie nie traktuje poważnie  ? To teraz im wszystkim pokażę, że jestem poważnym facetem i nie mam żadnego "widzimisię" ". Niewiara też jest do szanowania ; do szanowania są poglądy ; do szanowania jest człowiek które je wyznaje. Musisz tez sama siebie zapytać, czy naprawdę ta pusta, hipokrytyczna i pro-forma przynależność męża do KrK jest dla Ciebie aż tak ważna? Co to zmienia dla Ciebie? Nic. Kompletnie nic. On i tak nie wierzy. Mam nadzieję, że nie stoisz po stronie tych co mówią " bo co ludzie powiedzą". Nie przeżegnał się na Wigilii ... bo i dlaczego miałby to zrobić? Jakbyś się czuła gdyby muzułmanin odmówił ci w restauracji podania posiłku bo jest ramadan i "tak trzeba"? Przypuszczam, że też powiedziałabyś "to nie moja wiara". Proszę nie zmuszaj go do poszczenia, klękania, żegnania się. Nie składaj mu życzeń " błogosławieństwa bożego". On nie ma powodu by to robić a Ty na pewno nie chcesz, by to odebrał jako szantaż emocjonalny i nadzieję na jego "nawrócenie". Nie, modlitwa przy wigilijnym stole nie spowoduje strasznych cierpień, ale u Ciebie też nie spowoduje takich cierpień jeśli jej nie będzie. Aż tak kłuje Cię w oczy, że mąż żyje w zgodzie ze swoim sumieniem i przekonaniami? Może to zabrzmi kuriozalnie, ale bądź z tego dumna. To jest niestety kolejna rzecz, która drażni niesamowicie ateistów : syndrom " A CO CI TO SZKODZI". Dochodzicie do wniosku, że przecież ...no właśnie... do czego i po co ? Ma sprawić reszcie przyjemność? Niestety odbieramy to jako traktowanie naszych poglądów nie poważnie, jako kaprysu , rzeczy nie ważnej którą można pominąć przy każdej okazji. "Będzie kooperował" nie znaczy "będzie udawał". Przecież kooperuje. W ciszy szanuje i nie przeszkadza. Co do dzieci to ustalcie to teraz, jak najszybciej póki ich nie ma. Ale i tak nie unikniecie konfliktów, pamiętajcie, że najważniejsze jest dziecko i nie może być ono karta przetargową ani nastawiane przez każdego z Was negatywnie do drugiego, nie podkopujcie swoich autorytetów nawzajem. Swoim przykładem możecie je wychować na człowieka tolerancyjnego i szanującego poglądy innych. Jest wiele możliwości - ustalacie, że Ty wychowujesz w duchu katolickim, mąż nie przeszkadza, aczkolwiek dziecko kiedyś się zapyta "dlaczego tato nie chodzi z nami do kościoła". Wtedy nie możesz powiedzieć " bo nie ma racji" albo " źle robi". Trzeba mu przedstawić racje drugiej strony. Możecie też zostawić wybór wiary w gestii dziecka, wykonując rolę edukacyjna, bez nacisku (ale na to przypuszczam, Ty sie nie zgodzisz). W każdym razie- spokojnie, dziecko możesz ochrzcić i wysłać do wszystkich sakramentów mając męża-apostatę. Pytasz się co to za rodzina? Normalna  ! Są setki wspólnych wartości które razem macie albo i odkryjecie i to w okół nich będziecie budować swoją miłość. Skupcie się na tym co Was łączy. To Wy teraz stajecie się rodziną - i nie będzie ona taka jaką Ty miałaś ani taka jaką On miał. Będzie inna i może być taka jaką Wy razem chcecie mieć. To Wy macie teraz zbudować swoje własne wzorce. Przejmujesz się naprawdę bardzo "małymi" rzeczami. W mojej rodzinie są tez osoby głęboko wierzące i udało nam się ustalić kompromis. I wcale i]nie jest to świętowanie "części" komercyjnej. No nie wiem co jeszcze...jak masz pytania to śmiało ![Uśmiech krzywy ;]](./images/smilies/icon_krzywy.gif) na pocieszenie dodam, że na forach apostatów są podobne, ślimaczo- długie wątki. I ludzie jakoś sobie z tym radzą.
|
Śr kwi 06, 2011 0:39 |
|
 |
nolita
Dołączył(a): Wt kwi 05, 2011 21:38 Posty: 2
|
 Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Edit : A wyobraź sobie, że masz męża Anglika albo Norwega (najlepiej potentata naftowego ;P) i obchodzicie razem Wigilię - on chce indyka z żurawiną (Anglik) albo pieczone jagnię nadziewane boczkiem popijane tradycyjnym, wysokoprocentowym "glokiem" ( Norweg). Ojej, no i co teraz ? Kto ma obchody "tak jak być powinno?"
|
Śr kwi 06, 2011 1:21 |
|
 |
Lidi
Dołączył(a): Wt kwi 12, 2011 20:28 Posty: 2
|
 Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Nie mogę zrozumieć, dlaczego katolicy uważają, że tylko ich wiara jest jedynie słuszna? Dlaczego nie dają innym praw do ich własnych przekonań? Dlaczego za wszelką cenę chcą "uszczęśliwiać" innych? Żyłam w związku z katolikiem, jak twierdził. Nie żył w zgodzie z przykazaniami swojej religi, w czym nie był szczególnie wyjątkowy.
|
Wt kwi 12, 2011 22:47 |
|
 |
madness
Dołączył(a): Śr kwi 20, 2005 14:22 Posty: 158
|
 Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
aquarella,bardzo dawno nie bylam na tym forum a weszlam tylko ze wzgledu na Twoj watek ktory od poczatku sledzilam i bylam ciekawa ciagu dalszego. i powiem Ci ze jestem bardzo zaskoczona Twoja zmiana. bardzo pozytywnie zaskoczona. Widze wreszcie w Tobie prawdziwa zone, ktora kocha swojego meza i chce przy nim trwac bez wzgledu na wszystko a takze prawdziwa chrzescijanke ktora kocha Chrystusa i powierza mu swoja sytuacje oraz ukochana osobe w duchu pokory, skruchy i w szczerosci serca. Wreszcie zrozumialas swojego meza, wreszcie dojrzalas do tego by go szanowac i byc z nim takim, jakim jest. To co piszesz jest bardzo dojrzale i przemyslane. Fakt ze to co teraz przyjmujesz jako swoje, inni forumowicze pisali Ci od poczatku ale najwazniejsze ze sie przelamalas i odnalazlas w swoim zyciu priorytety. Ciekawi mnie jeszcze jedna rzecz- co z Twoimi rodzicami, ich zainteresowaniem Waszymi sprawami i Twoim stosunkiem do nich wzgledem meza? aqua, mam takie wrazenie ze problemy z nie-wiara meza to dla Ciebie takie swoiste rekolekcje- czas i miejsce gdzie dostrzegasz wlasna niemoc i slabosc, krzyz ktory ciezko uniesc oraz wszechmoc i milosc Bga ktory wyciaga Cie z Twojego "ja wiem najlepiej" do swojego "pojdz za Mna". i obraz ten naprawde napawa mnie wielka radoscia i dziekczynieniem Bogu ze otwiera Ci oczy i przemienia. Bede sie modlic o to by wszystko w wWaszym malzenstwie poukladalo sie tak jak powinno. Bardzo cenny jest glos Nolity. Do tej pory nie mialam swiadomosci wielu rzeczy o ktorych pisze. dzieki
_________________ born to be wife
|
Wt kwi 12, 2011 23:16 |
|
 |
aquarella
Dołączył(a): Śr sty 19, 2011 15:35 Posty: 100
|
 Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Witam wszystkich ponownie. Co do męża - uspokoiło się. Ja już nie walczę. Chce apostazji, niech ją robi. Jest mi z tym ciężko, ale zrozumiałam, że oporem do niczego nie dojdę. On też się uspokoił, jak widzi, że ja nie chcę go naciskać. Co do rodziców - zbliża się Wielkanoc, będą kolejne rodzinne spotkania, zapewne znowu krzywe spojrzenia przy stole... postaram się to zignorować. Nie wiem, czy jest sens rozmawiać z moją mamą. Oni po prostu czekają, aż on się nawróci, dla nich to oczywiste. Nie wiem, może za kilka lat przestaną czekać, może się pogodzą. Czasem teściowie długo przekonują się do zięcia albo synowej. Jego rodzice mnie lubią, ale czasem widzę ten dystans, kiedy ja mówię o czymś związanym z wiarą, oni trochę jakby panikują, nie wiedzą, co mają powiedzieć. Jestem dla nich swego rodzaju kosmitką, ale starają się, żeby nie dawać mi odczuć. Czzasem widzę, że unikają komentarza na tematy religijne, nie chcą mnie obrazić. Chyba mi nawet przykro, że moi rodzice nie starają się tak bardzo, no ale - oni uważają, że mają rację. Biskup Lefebvre twierdził, że nieprawda nie może być tak samo szanowana jak prawda. Trudno się z tym nie zgodzić, a jednak nie uważam już, że moim obowiązkiem jest szerzenie tej prawdy za wszelką cenę. Teraz pewnie mi ktoś napize, że to wygodnictwo i usprawiedliwienie dla lenistwa. Ale sama się przekonałam, że w takiej mieszanej rodzinie lepiej milczeć niż kogoś zranić. Nie muszę za wszelką cenę nawrócić męża i jego rodziny. Staram się ich kochać, chociaż nie będę nigdy akceptować ich sposobu życia i ich podejścia do Wiary. Boli mnie to, że nie wierzą i modlę się za nich. Ale już im tego nie mówię. To i tak nic nie zmienia.
Prubuje zrozumieć ateistów, chociaż to trudne. Rozmawiam dużo z tym moim kolegą, który ma żonę ateistkę. Powiedział mi, jak z czasem uświadomił sobie, że jego chodzenie do kościoła było tylko nawykiem, że kiedy zniknęła presja rodziny, to on przestał odczuwać taką potrzebę. Że to nie wynikało z niego. Jakiś czas jeszcze siłą rozpędu się modlił, ale to mu też "przeszło". I że jak druga osoba nie żyje w wierze, to nie ma presji, nie ma tego pilnowania i wtedy trudno wytrwać, wtedy to musi w 100% wypływać z ciebie. A z niego nie wypływało i on nie ma pretensji do żony, jest szczęśliwy, że przy niej to zrozumiał. Czyli może on nie stracił wiary, tylko nigdy jej nie miał? Tak czy owak szkoda człowieka, bo może przy innej kobiecie by odnalaz Boga, a tak to już się utrwalił w przekonaniu, że to byłuo ułudą. Fakt, mnie też czasem trudno się zmobilizować, w domu rodziców to było łatwe, bo oni pilnowali, pytali się. A mój mąż nigdy nie zapyta, jak raz nie poszłam na mszę św (źle się czułam) to ani słowem wspomniał o tym, czy idę do kościoła i czemu nie idę. Trochę mi przykro, że się tym tak bardzo nie interesuje, ale to i tak lepiej niż wtedy, gdy interesował się, ale na zasadzie bycia anty. Poprosiłam go o kupno palemki, to powiedział, że nie ma pojęcia, gdzie się to kupuje i nie ma czasu. Jutro idę też sama do Kościoła. Widzę, że już się spina wewnentrznie przed Wielkanocą i nie wiem, jak mam się zachowywać. Wiem, że denerwuje się przed wizytą u moich rodziców (idziemy w Wielkanoc). O to też mieliśmy małą sprzeczkę - denerwuje go, że odwiedzamy moją rodzinę w Wigilię i Wielkanoc, a jego zawsze drugiego dnia (zawsze? dopiero pierwsze Święta...). Powiedziałam mu, że za rok zrobimy odwrotnie, ale też się tego trochę boję, bo wtedy moja mama na pewno pomyśli, że nie chcemy przyjść z uwagi na niego, bo jemu modlitwa i Pasterka przeszkadza. Te ateistyczne święta u jego mamy to już jakoś przeżyję, zmówię modlitwę po cichu i sama pójdę na mszę.
Z mamą nie wiem, jak rozmawiać. Dla niej wszytsko, co nie po jej, to na pewno on mi tak wmówił. Jakieś rady, eby kolejne święta nie były koszmarem?
|
So kwi 16, 2011 22:37 |
|
 |
Asparagus
Dołączył(a): Śr mar 09, 2011 12:28 Posty: 382
|
 Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
aquarella napisał(a): Witam wszystkich ponownie. Widzę, że już się spina wewnentrznie przed Wielkanocą i nie wiem, jak mam się zachowywać. Wiem, że denerwuje się przed wizytą u moich rodziców (idziemy w Wielkanoc). O to też mieliśmy małą sprzeczkę - denerwuje go, że odwiedzamy moją rodzinę w Wigilię i Wielkanoc, a jego zawsze drugiego dnia (zawsze? dopiero pierwsze Święta...). Powiedziałam mu, że za rok zrobimy odwrotnie, ale też się tego trochę boję, bo wtedy moja mama na pewno pomyśli, że nie chcemy przyjść z uwagi na niego, bo jemu modlitwa i Pasterka przeszkadza. Te ateistyczne święta u jego mamy to już jakoś przeżyję, zmówię modlitwę po cichu i sama pójdę na mszę.
W sumie to zachowanie Twojego męża jest trochę przesadne. Przecież ateizm nie jest rodzajem religii (a przynajmniej tak powinno być, moim zdaniem), ale brakiem religii. Skoro nie wierzy w to wszystko, to powinien podchodzić do tego jak do folkloru i tyle.
|
N kwi 17, 2011 0:41 |
|
 |
zielona
Dołączył(a): Śr paź 19, 2005 15:25 Posty: 581
|
 Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Tu nie tyle chodzi o religię, co o własne przekonania. Jeśli ktoś chce ci narzucić swoje przekonania albo twierdzi, że twoje przekonania są mniej wartościowe i w ogóle do zmiany, to nic dziwnego, że reagujesz buntem. Szczególnie w najbliższej rodzinie, gdzie człowiek chce być akceptowany taki, jaki jest.
|
N kwi 17, 2011 11:04 |
|
 |
Soul33
Moderator
Dołączył(a): So paź 23, 2010 23:17 Posty: 8674
|
 Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Widzę, aquarella, że osiągnęłaś duży postęp. Cytuj: ...nie będę nigdy akceptować ich sposobu życia i ich podejścia do Wiary Ale czeka Cię jeszcze długa droga. Droga do pokory, otwartości i szacunku wobec odmiennych poglądów.
_________________ Don't tell me there's no hope at all Together we stand, divided we fall ~ Pink Floyd, "Hey you"
|
N kwi 17, 2011 13:44 |
|
 |
BlueDraco
Dołączył(a): Śr lut 24, 2010 15:30 Posty: 295
|
 Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Asparagus: Ateizm JEST rodzajem religii, bardziej zdogmatyzowanej od chrześcijaństwa.  Aquarella: Czytam Cię od dawna i współczuję Ci. Tzn. współczuję w sensie pozytywnym, a nie żalu. Wpakowałaś się na własną prośbę (skąd ja to znam - błędy młodości), a teraz cierpisz. Trzeba z Twojej strony dużo rozwagi i wytrwałości, ale przede wszystkim miłości. Żona może nawrócić męża tylko w jeden sposób - miłością, a nigdy głoszeniem kazań i staraniami o jego religijność. Pewną nadzieją jest to, że małżonek "wierzga" (np. z apostazją). To znaczy, że coś się w nim dzieje, może o coś się w ten sposób dopomina. Wiesz - my faceci jesteśmy takimi dużymi dziećmi... Zastanowiłbym się nad drobniutkim pozytywnym szantażem z Twojej strony. Bądź dla niego dobra i zgódź się na coś, na czym mu zależy, ale jednocześnie zwróć jego uwagę, że Tobie też na czymś zależy, np. na tym, żeby nie wygłupiał się z apostazją (ciekawe, że zwykle robią to faceci mający problemy z potencją  ). Powodzenia i wytrwałości.
|
N kwi 17, 2011 15:07 |
|
 |
Elbrus
Dołączył(a): Pt lis 27, 2009 14:07 Posty: 8229
|
 Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
BlueDraco napisał(a): Ateizm JEST rodzajem religii, bardziej zdogmatyzowanej od chrześcijaństwa. Ateizm to fanatyczna forma wiary. Dogmatów, świętych tekstów, guru i bożków u nich jest bez liku. BlueDraco napisał(a): Pewną nadzieją jest to, że małżonek "wierzga" (np. z apostazją). Zapluty karzeł bezbożniczej reakcji zaczyna fikać? Olbrzym chrześcijaństwa go zmiażdży: Załącznik:
zapluty karzeł reakcji.jpg [ 87.47 KiB | Przeglądane 2803 razy ]
Kto upadnie na ten kamień, rozbije się, a na kogo on spadnie, zmiażdży go.(Mateusza 21:44) BlueDraco napisał(a): Zastanowiłbym się nad drobniutkim pozytywnym szantażem z Twojej strony. Może nad takim: jeśli nie będziesz chodził do kościoła, to będę cię mniej kochała? BlueDraco napisał(a): Bądź dla niego dobra i zgódź się na coś, na czym mu zależy, ale jednocześnie zwróć jego uwagę, że Tobie też na czymś zależy, np. na tym, żeby nie wygłupiał się z apostazją BRAK apostazji ze strony osoby niewierzącej jest wygłupianiem się. BlueDraco napisał(a): (ciekawe, że zwykle robią to faceci mający problemy z potencją  ) 
_________________ The first to plead is adjudged to be upright, until the next comes and cross-examines him. (Proverbs 18:17)
Słuszna decyzja podjęta z niesłusznych powodów może nie być słuszna. (Weatherby Swann)
Ciemny lut to skupi. (Bardzo Wielki Elektronik)
Ostatnio edytowano N kwi 17, 2011 15:45 przez Elbrus, łącznie edytowano 1 raz
|
N kwi 17, 2011 15:35 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|