|
Strona 1 z 1
|
[ Posty: 14 ] |
|
Stygnące życie w wierze - co robić?
Autor |
Wiadomość |
agvis
Dołączył(a): Cz lip 08, 2010 13:25 Posty: 975
|
 Stygnące życie w wierze - co robić?
Witajcie,
Jestem właśnie w stanie, który włącza powoli czerwone światełka alarmowe i szukam rad, świadectw, pomocy.
Moja wiara stygnie - dla jednych to pewnie błaha rzecz, ale dla mnie dosyć spory problem. Nie rozumiem, jak to możliwe, że z jednej strony wierzę w Boga, w Słowo i popieram zdanie Kościoła w większości kwestii, a z drugiej tak bardzo pozwalam codzienności oddalać się od Niego. Już nieraz miewałam takie momenty, ale to w czasach, gdy byłam mniej świadoma roli Boga w moim życiu. Teraz wiem, że Bóg jest najważniejszy, a życiem jakoś tego nie pokazuję (na zewnątrz może i tak, ale wiem, jak np. wykorzystuję czas wolny - niechlubny przykład - zamiast poczytać Biblię, wchodzę na bzdety na Pudelku). Moim zdaniem to robota Szatana i sama na siebie jestem zła, że tak pozwalam mu się prowadzić.
Oto, czego bym chciała - przyjaźni z Bogiem, radości na myśl o lekturze Biblii, o modlitwie, głębokiego przeżywania Mszy. Chciałabym przy tym odczuwać taką samą, jak i większą przyjemność, jak przy oglądaniu dobrego filmu.
Sama sobie dałaby taką radę - módl się o to, czytaj Pismo Święte, dbaj o sakramenty. Ale jak robić to wszystko z pragnieniem? I to kiedy w życiu wszystko się układa (powiedzmy, że wszystko)? Co robicie w takich momentach? Jak walczycie ze zobojętnieniem? Może ktoś z Was mnie natchnie, albo uświadomi coś, co do mnie trafi.
Z góry dzięki za wsparcie.
|
N kwi 17, 2011 11:20 |
|
|
|
 |
BlankaA
Dołączył(a): Śr paź 06, 2010 16:30 Posty: 418
|
 Re: Stygnące życie w wierze - co robić?
Agvis, no... Żona i matka jesteś, to wiesz, że nie zawsze są te same motyle w brzuchu... No przecież czasem człowiek trzęsie od zniechęcenia, jak siedemnasty raz na dobę zbiera te porozrzucane po pokoju skarpetki, i mantruje: chowaj swoje ciuchy do szafy... Przyjemnośc to jest, owszem, żadna. Ale kochasz ich, nie?
I otóż nie ma na to lepszego sposobu - na taki kryzys stygnięcia, nie na jakieś dramatyczne wydarzenia - niż po prostu byc. Niekoniecznie na najwyższym poziomie: jak się nie możesz zmusic do czytania Biblii, to się nie zmuszaj (nb. ja wole czytac w ten sposób, że jeśli natrafię an jakiś dobry komentarz, rozważanie jakiegoś fragmentu - to potem czytam tekst żródłowy i sama się próbuje w niego wmyślec. Etap czytania Biblii strona po stronie mam za sobą). Ale na Pudelka też czasu szkoda. Książki są (niekoniecznie religijne). W necie jest parę miejsc wartościowych, niekoniecznie sierioznie-religijnych. Modlic się. Ja używam brewiarza, i to jest odkrycie mojego życia. Po pierwsze, wymusza systematycznosc i skupienie. Po drugie daje oddech od tandetnego religijnego bełkotu, jaki często panuje na nabożeństwach - w Psalmach jest autentyczna poezja, siła i prawda. Po trzecie, no właśnie - to jest autentyczny głos ludzi, którzy tak samo czasem czuli, że Bóg bya daleki...
U Izajasza jest taki fragment "porzuciłem ciebie, ale cię przygarnę znowu". Izrael sie czuje opuszczony przez Boga, non stop marudzi "a czemu Ty odwracasz twarz od nas, czemu już nie wyruszasz z naszymi wojskami..." - a Pan Bóg mówi "porzuciłem cię, aby powrocic z tym większa miłością". Z tym większą miłością.
Dobrze będzie, no.
|
N kwi 17, 2011 12:07 |
|
 |
agvis
Dołączył(a): Cz lip 08, 2010 13:25 Posty: 975
|
 Re: Stygnące życie w wierze - co robić?
Dzięki, BlankaA. Właśnie zamówiłam brewiarz.
|
Pn kwi 18, 2011 9:03 |
|
|
|
 |
acreed
Dołączył(a): Pt gru 03, 2010 0:41 Posty: 65
|
 Re: Stygnące życie w wierze - co robić?
Na swoje przygnębienia z reguły odpowiadam sobie, że Pan Bóg wymyślił zimę, po której choćby nie wiem co się będzie działo nastanie wiosna  Podobnie z deszczem. Niech pada kilka, kilkanaście dni, ale potem będzie słońce. Tak jak napisała BlankaA, po prostu w takim czasie trwam, przeczekuję, jestem. Nie oglądam prognozy pogody, bo i tak nie mam na nią wpływu, a rano tak czy inaczej wyglądam przez okno by sprawdzić czy muszę brać parasol albo jaka jest temperatura. pozdrawiam
|
Pn kwi 18, 2011 10:45 |
|
 |
merkaba
Dołączył(a): Wt sty 04, 2011 12:01 Posty: 1123
|
 Re: Stygnące życie w wierze - co robić?
ojciec pio też bał ze przestanie wierzyć
|
Pn kwi 18, 2011 12:26 |
|
|
|
 |
BumBleBee
Dołączył(a): N mar 27, 2011 16:45 Posty: 49
|
 Re: Stygnące życie w wierze - co robić?
merkaba, czy mógłbyś mi podać źródło tych informacji? Ja również się boję że moja wiara opadnie i zacznę wierzyć we własny umysł lub w jeszcze coś innego. Każdy z nas powinien się bać, nikt z nas nie jest machiną zaprogramowaną na wiarę, jej trzeba się uczyć, kształtować i przede wszystkim miłować. Również mam chwile gorsze i lepsze, ale wtedy staram się modlić. Na problem masturbacji zaradziła modlitwa i wszystko jest ok, więc Ty też się o to módl i pamiętaj- nie jesteś sama! Pan niech nas prowadzi 
_________________ Życie nie jest niczym innym, jak tylko wiecznym zmaganiem się z sobą samym i nie zakwita inaczej, jak tylko za cenę cierpienia.Dotrzymuj zawsze towarzystwa Panu Jezusowi w Ogrodzie Oliwnym, a On będzie umiał wzmocnić cię w godzinach udręk, które nadejdą
|
Pn kwi 18, 2011 14:43 |
|
 |
merkaba
Dołączył(a): Wt sty 04, 2011 12:01 Posty: 1123
|
 Re: Stygnące życie w wierze - co robić?
to z książki Ojciec Pio i szatan - Marco Tosatti
można ja też ściągnąć z chomika pl
ja zawsze mam przy sobie różaniec tak samo jak ojciec pio Wyszła mi od razu naprzeciw Matka Boża, która spojrzała na mnie pełnym serdeczności wzrokiem matczynym i zdecydowanym gestem włożyła mi w ręce „Broń", mówiąc: - Z tą Bronią to ty zwyciężysz!
Bohater epopei „musi" umrzeć z mieczem w dłoni. Również Ojciec Pio miał swoją brooń. Na kilka dni przed śmiercią ujawnił, co nią było. Ojciec Tarcisio z Cervinary opowiada: Pewnego dnia, kładąc się do łóżka, powiedział braciom, którzy byli z nim w celi: - Dajcie mi broń. A bracia, zaskoczeni i zaciekawieni, pytają się go: - Gdzie jest brooń? Nic nie widzimy! Na to Ojciec Pio: - Jest w moim habicie, który zawiesiliście teraz na wieszaku! Przeszukawszy dokładnie wszystkie kieszenie jego habitu zakonnego, bracia mówią do niego: - Ojcze, tu nie ma żadnej broni w Twoim habicie! Jest tylko koronka różańca! A Ojciec Pio od razu na to: - A czy to nie jest broń? Prawdziwa broń?
|
Pn kwi 18, 2011 16:49 |
|
 |
renata155
Dołączył(a): Pt lut 09, 2007 23:54 Posty: 1036
|
 Re: Stygnące życie w wierze - co robić?
agvis-poczytaj o rozwoju duchowym..takie zwątpienia,mniejsze lub bardziej natężone..strach przed Bogiem....chęć odejścia..lub wewnętrzne zmagania..poczucie niegodności Jego miłości (które naprawdę boli,i zaczynasz prosić aby od ciebie Odszedł)---to wszystko się pojawia,i pojawiać się będzie...fazy oczyszczenia przynoszą ze sobą wiele zmian w wierze,w dialogu z Bogiem...człowiek musi się rozwijać..odejść od uczuć (odczuwalnych) zmagać się z postanowieniem woli,właśnie pośród oschłości--aby dojść do zjednoczenia z Bogiem (dostępnego dla każdego,nie tylko dla mistyków) trzeba ruszyć tyłek,wiara która pozostaje na jednym poziomie,to martwa wiara. wszystko przyjmuj ze spokojem...za wszystko dziękuj,i pytaj co Bóg chce ci w tym momencie tym doświadczeniem powiedzieć..On jest Panem twoich uczuć,ON poprzez nie do ciebie mówi...wsłuchaj sie 
|
Pn kwi 18, 2011 17:43 |
|
 |
agvis
Dołączył(a): Cz lip 08, 2010 13:25 Posty: 975
|
 Re: Stygnące życie w wierze - co robić?
W sumie nie mam problemu z wątpliwościami, a tym bardziej chęcią odejścia. Jestem przekonana do tego świadomego wyboru, wierzę Bogu, ale nie rozumiem, skąd taki brak "podniecenia" i rzeczywistość zmuszania się do elementów relacji z Bogiem.
Powinnam czuć się szczęśliwa na każdą myśl związaną z Jego obecnością, a tego nie odczuwam...
|
Pn kwi 18, 2011 19:18 |
|
 |
renata155
Dołączył(a): Pt lut 09, 2007 23:54 Posty: 1036
|
 Re: Stygnące życie w wierze - co robić?
nie masz problemu..ale mogą być (i są zawsze gdy wiara zaczyna się rozwijać)..rzeczywistość zmuszania się ,to tzw oschłość..to próba...powinnaś czuć się szczęśliwa?..a kto ci powiedział że powinnaś?--ON jest panem naszych uczuć,czujesz to co powinnaś czuć bo ON tego teraz od ciebie chce...co z tym zrobisz-too już twoja decyzja...mleko jest dobre dla niemowląt,ale z niemowlęctwa się wyrasta--z pocieszeń uczuciowych także
|
Pn kwi 18, 2011 22:35 |
|
 |
acreed
Dołączył(a): Pt gru 03, 2010 0:41 Posty: 65
|
 Re: Stygnące życie w wierze - co robić?
renata155 napisał(a): mleko jest dobre dla niemowląt Czyżby tylko dla niemowląt?! Trochę za bardzo to zmarginalizowałaś. Po co kombinować i szukać zakrętów, kiedy ścieżka jest prosta?
|
Pn kwi 18, 2011 22:44 |
|
 |
merkaba
Dołączył(a): Wt sty 04, 2011 12:01 Posty: 1123
|
 Re: Stygnące życie w wierze - co robić?
renata155 to mi brzmi jak hinduizm oni w to wierzą ze ćwicząc jogę łącza się z bogiem i w ten sposób unikają karmy reinkarnacji
|
Pn kwi 18, 2011 23:23 |
|
 |
renata155
Dołączył(a): Pt lut 09, 2007 23:54 Posty: 1036
|
 Re: Stygnące życie w wierze - co robić?
hej hej--a może trochę listów św Pawła?.(lub choćby wgląd w mistyków?)..chrześcijanin ma dojrzewać w wierze..mleko powinien zastąpić pokarm treściwy  to jest wzrost w wierze...ścieżka prosta?..prosta dla początkujących--potem są schody--stopnie--i należy na nie wchodzić 
|
Wt kwi 19, 2011 9:10 |
|
 |
merkaba
Dołączył(a): Wt sty 04, 2011 12:01 Posty: 1123
|
 Re: Stygnące życie w wierze - co robić?
np komunia Marta Robin o Komunii To jest całe moje pożywienie. Zwilżają mi usta, ale nie mogę przełykać. Hostia przenika we mnie, nie wiem jak. I wtedy doznaję wrażenia, którego nie potrafię panu opisać. Nie jest to zwyczajny pokarm, to coś innego. Jakby moim ciałem zawładnęło nowe życie. Całkowicie wypełnia je Jezus, jakbym zmartwychwstała. A później tracę kontrolę. Odrywam się od ciała, uwalniam się od niego. - Poza czasem? - Powtarzam panu, że tracę kontrolę. Po chwili ciszy dodaje: - Komunia św. to coś więcej niż zjednoczenie. To stopienie się. Niektórzy z mistyków umieją rozpoznać, czy przyniesiona im hostia jest konsekrowana. Nie wiem czy Marta to potrafiła. Ale jedna z założycielek Ogniska [Miłości] w Chateaunuef, Helena Fagot, opowiedziała następującą dziwną historię: W jakiś środowy wieczór, kiedy ojciec Finet nie mógł przynieść Komunii św. osobiście, poproszono o to księdza towarzyszącego pani Favre - jednej z odwiedzających. Udali się do domu Marty, wchodzą do jej pokoju, a Marta mówi: - Tutaj nie ma Pana. - Jak to Marto? Jest, w kustodii - mówi zbity z tropu ksiądz. Marta powtarza jednak: - Pana nie ma... Ksiądz otwiera kustodię, która okazuje się... pusta! W Ognisku zapomnieli włożyć konsekrowaną hostię. Natychmiast samochód wraca do Ogniska. Dalej Helena Fagot konkluduje: "Niepotrzebne były Marcie oczy, aby zauważyć obecność swojego Ukochanego". (była niewidoma ) "Jeśliby mnie zapytano, co lepsze: modlitwa czy Komunia św., odpowiedziałabym, że modlitwa. "Módlcie się, módlcie się nieustannie!" Jednak trudno o dobrą modlitwę i w dodatku nieustanną, jeśli serca nie wypełniają dobre myśli, owoc medytacji. Więcej ich potrzeba do modlitwy niż Komunii św. Komunia jest aktem zewnętrznym, radością dla duszy, modlitwa sekretnym dialogiem Boga z duszą. Komunia nie zawsze wymaga cnoty, można przyjmować Komunię i grzeszyć. Codzienna modlitwa nie oznacza, że człowiek jest cnotliwy, dowodzi, że stara się, aby nim zostać. Można spotkać chrześcijan, którzy przystępują codziennie do Komunii i trwają w grzechu śmiertlenym. Ale nie ma duszy, która by się codziennie modliła i pozostawała w grzechu". Modlitwa niezbędna jest do tego - stwierdza Marta z przerażającym poczuciem realizmu - "aby nie być i nie stać się pobożną nicością, z której szydzą demony". Fragment zaczerpnięty z książki: Jean Jacques Antier "Marta Robin. Nieruchoma podróż", AWL, Ognisko Miłości, Łódź 2000 r. (s. 361-362) nie którzy bardzo przeżywają komunie cud eucharystyczne http://www.youtube.com/watch?v=M2Xh4d5n ... re=related
|
Wt kwi 19, 2011 9:33 |
|
|
|
Strona 1 z 1
|
[ Posty: 14 ] |
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|