Jestem pewna, że któryś/aś z Was miała w swoim życiu moment kompletnej obojętności na Boga.
Ja również przez to przechodziłam. Wychowana jestem w bardzo wierzącej rodzinie. Tata był katechetą, oraz oboje z Mamą przygotowywali kandydatów do bierzmowania.
A jednak, ja byłam za słaba. Moją słabością była zabawa. Wszelakiego rodzaju. Alkohol, papierosy, narkotyki, bliskości cielesne z obcymi chłopakami. (na szczęście dziewicą jestem nadal), unikanie udziału w Mszy Św. Czułam się wtedy mimo wszystko związana z Bogiem, ale ignorowałam Jego sygnały. Wiem, że wyciągał do mnie dłoń, a ja ją odrzucalam. Fazy powrotu do Kościoła miałam, ale na chwilę. Chodziłam do spowiedzi, komuni Św, a na drugi dzień paliłam marihuanę. Taka hipokryzja.. A to wszystko aż do sierpnia tego roku.
Starałam się często jeżdzić na pielgrzymki z NOPu, bo jak to mówiłam "jest lachen".
Tylko po to jeździłam. I w tym roku taki był mój cel. Lecz Bóg chciał inaczej. Postawił na mej drodze człowieka, który obrócił mój świat o 180 stopni. W tą dobrą stronę

Byliśmy w Seminarium Duchownym. Wszędzie mnóstwo kleryków. Zanim poznałam Bartka szwędałam się po korytarzach żeby "coś" poderwać. Nie obchodziło mnie, że Ci mężczyźni oddali się Bogu, najważniejsze dla mnie było, by się zabawić. Ale do sedna. Bartek prowadził program rozrywkowo-kulturalny. Taki przerywnik.
Gdy zobaczyłam chłopaka z gitarą na scenie coś przykuło moją uwagę. Czułam, że Tego chłopaka warto posłuchać. I tak zrobiłam. Bartek zaczął śpiewać. Uczył ludzi krótkiego kanonu, wiersza z ułożoną melodią, pewnie przez Niego samego. Potem zaczął mówić o Bogu. Pomyślałam sobie : "O cholera, coś jest nie tak. Widzę chłopaka, który zupełnie odbiega od mojego ideału, a jednak czuję się zaczarowana, zauroczył mnie Jego głos, Jego głęboka wiara, Jego szczera i prosta wiara. Czułam niesamowite szczęście i spokój w sercu, że Go spotkałam. Wzruszyłam się. Potem cały dzień chodziłam za Nim, bo był dla mnie jak bateria. Musiałam Go zobaczyć, żeby dostać "pałera". Za każdym razem czułam, jak przenikliwie na mnie patrzy, a gdy również spojrzałam Mu prosto w oczy, czułam jakbyśmy patrzyli w swoje nie oczy, a serca i dusze. Niesamowite uczucie! W nocy z soboty na niedzielę poprosiłam Boga, żeby dał mi znak. Że jeśli mam dac sobie spokój, bo On ma zostać księdzem, żebym wiedziała teraz, bo będzie mi łatwiej. No i Bóg nie kazał mi długo czekać. Znakiem było to, że Go wogule na drugi dzień nie spotkałam. A miałam do Niego podejść! Tak chciałam z Nim porozmawiać! Niestety, Bóg chciał inaczej.. Ok.
Ale idźmy dalej. Po powrocie poczułam, że nie chcę już pić alkoholu, brać narkotyków, palić papierosów, nawet przeklinanie mnie obrzydzało! No i tak zrobiłam. Na drugi dzień spotkałam się z koleżanką, z którą prowadzimy dwuosobowy zespół i pośpiewałyśmy sobie religijne pieśni. Zaangażowałam się w to maksymalnie. Kupiłam nową gitarę, założyłam Nasz śpiewnik, wszystko po to, by wielbić Boga. Czułam, że tego chcę w moim życiu! Być przy Bogu! We wtorek zagrałysmy na mszy Św. W piątek poszłam do spowiedzi Św. i poczułam się wolna.! Wciąż wzruszam się przy pięknych tekstach na cześć Pana. Napisałam swoją piosenkę uwielbiającą Boga. Nie mogę spać bez wieczornego pacierza. No wszystko się zmieniło, wszystko! Mama jest przeszcześliwa i ja też, oprócz jednego faktu.. Chciałabym podzielić się ta wspaniałą nowiną z Bartkiem.. Niestety nigdzie w internecie nie mogłam Go znależć.. Prawie codziennie płaczę po kątach. Wiem, że się zakochałam. Przeżywałam już swoją pierwszą prawdziwą miłość, a uczucie do Bartka jest jeszcze większe! No i tęsknota sprawia że czuję w sercu pustkę. Wiem, że jest tam Pan Bóg, ale wiem tez że jest małe miejsce dla Bartka i że jest ono niewypełnione..
w każdym razie, jest to dowód na to jak miłość zmienia człowieka, i jak Bóg przez to daje nam szansę powrotu do Niego !
Opowiadajcie o Waszych doświadczeniach

Pozdrawiam, Ula. (17l.)