Pytałeś dlaczego "niesprecyzowanego"/"niesprecyzowanych". Skoro Ty nawet nie domagasz się decydującego głosu, to niby kto miałby te oczekiwania w imieniu Przyzwoitych sprecyzować?
I cały problem polega na tym, że Ty rościsz pretensje do renegocjowania z dołu indywidualnej umowy, szantażując przyzwoitością. Skoro umowa jest indywidualna, to co Tobie albo mi do tego? Niech każdy pilnuje swojej umowy (czy swojej kieszeni ).


Pewnie, przecież nikt nie ma do Ciebie pretensji o to, że nie podoba Ci się gra reprezentacji pod wodzą Smudy. Twoje prawo, tak jak prawo do krytyki trenera. Ale postulaty zwrotu części pensji przekraczają granice przyzwoitości.

Cały czas analizuję przyczyny porażki. Czuję się za to odpowiedzialny, więc nie sypiam po nocach. Widzę mecz z Czechami, mimo że mam zamknięte oczy. Fatalnie się z tym czuję. Przez pierwsze trzy dni nie wychodziłem z domu, wyłączyłem telefon i nie oglądałem telewizji. Byłem wycieńczony do tego stopnia, że trudno było mi utrzymać w rękach szklankę.
- Franciszek Smuda
http://euro2012.onet.pl/wiadomosci/fran ... tykul.html

Ja bym mu doradził: Panie Smuda to pańskie sumienie nie daje panu spokoju, weź pan 10, 50 czy 100 tys. euro i wpłać na jakiś dom dziecka/szpital/szkołę, a od razu poczuje się pan lepiej

Gwoli ścisłości to akurat z Portugalią Smuda zremisował w tym roku i to bez Roberta Lewandowskiego.

Nie wiem czy Smuda poczułby się lepiej, ale Ty na pewno.

Pierwszy półfinał za nami. Szkoda Portugalczyków, bo grali chyba najefektowniejszy futbol ze wszystkich drużyn na tym turnieju. Hiszpanie nie zachwycili, ale kto wie może właśnie pokonali najtrudniejszą przeszkodę na drodzę do obrony tytułu.

No szkoda ich, bo każdy zapamięta wynik, a wielu nie będzie pamiętać,
że boisko w tym meczu należało do Portugalczyków. Gdyby nie dogrywka
to możnaby powiedzieć, że Hiszpanie właściwie pilnowali tylko by im Ronaldo
bramki nie wkleił.
Swoją drogą miał chłopak pecha...przynajmniej trzy
sytuacje jak marzenie, 'pod niego' i nie wykorzystane...
Nie mówiąc o tym, że nie było mu dane podejść do karnego.

Mnie nie szkoda, ponieważ kibicowałam Hiszpanom. Chociaż przyznaję, że nie dlatego, że grali lepiej, ani nawet nie z ich własnego powodu. Ja po prostu nie znoszę tego lalusia Ronaldo i kibicuję zawsze tej drużynie, która gra przeciw Portugalii

Mnie szkoda, bo jeśli nie gra akurat drużyna, której kibicuję, to zawsze kibicuję słabszemu. Znowu Hiszpania była bliska porażki i znowu jej się udało. Do czasu?

Ale w jakim sensie słabszemu? Temu, który przegrał? Czy temu, który ma mniejsze szanse? Bo mnie się wydaje, że w tym meczu Portugalia jednak była faworytem.

Dzisiaj za to, i w ogóle już, jestem za drużyną Niemiec. Grają z Włochami, a ja generalnie nie jestem jakąś wielką fanką Południowców. Dlatego odkąd wyklarował się skład na półfinał, zostałam skazana na Niemców

Słabszemu tj. mającemu słabszych piłkarzy, mniej gwiazd, mniej sukcesów, mniej zwycięstw, a więcej porażek, sklasyfikowanemu niżej w rankingu FIFA itp. Na pewno Portugalia nie była faworytem w tym meczu - w końcu Hiszpania to aktualni mistrzowie świata i Europy.



Tu akurat rzeczywiście trudno wskazać słabszego - obydwie drużyny są znakomite i mają od groma sukcesów na koncie. Trzeba szukać bardziej szczegółowych kryteriów, więc kibicuję Włochom, bo mają tylko jedno mistrzostwo Europy na koncie, podczas gdy Niemcy mają już trzy. Wystarczy

Ja wiem, że ci mają mistrzostwa, ale mnie się tak jakoś wbiło do głowy, że Portugalczycy jednak są lepsi. O tym geniuszu Ronaldo tak trąbiły media... Nie zawsze zwycięzcą zostaje się dlatego, że się jest najlepszym/zagra najlepszy mecz. Czasami różne czynniki mają wpływ na ostateczny sukces.
Ale, jak już pisałam, ja się niespecjalnie znam na piłce, więc moje wnioski wcale nie muszą być słuszne Co i tak nie zmienia moich sympatii/antypatii

I to jest właśnie piękne w piłce.

No wiesz, ale to nie działa tylko w piłce. Zazwyczaj na sukces (bądź jego brak) ma wpływ ileś różnych czynników, w tym szczęście

Ale w piłce działa w szczególny sposób, ze względu na charakter tej dyscypliny. Piłka jest grą "niskopunktowaną" - nie zbiera się w niej punktów przez cały okres gry (jak np. w siatkówce czy koszykówce), tylko w incydentalnych momentach. Stąd jest w niej większe prawdopodobieństwo zwycięstwa drużyny słabszej. Meczu siatkówki nie da się wygrać jedną udaną akcją - a mecz piłki nożnej tak.

Ja pisząc tamto nie myślałam akurat konkretnie o sporcie, bo na tym to ja się w ogóle nie znam i nie obserwuję (kiedyś tylko śledziłam wszelkie konne wydarzenia, gdy sama jeszcze jeździłam intensywnie), tylko generalnie o wszystkich dziedzinach życia

Znana jest anegdota z mistrzostw świata w USA w 1994 r. Nie istniała jeszcze wtedy Major League Soccer, a Amerykanie, tradycyjnie przywiązani do wysokopunktowych gier, mieli mizerne pojęcie o piłce nożnej: zdarzały się więc np. przypadki wiwatowania po trafieniu w słupek czy poprzeczkę, bo amerykańscy widzowie myśleli, że za to też przyznaje się punkty. Jak na ironię, akurat wtedy w finale nie padła ani jedna bramka (co w siatkówce i koszykówce jest niemożliwe). To jest też przyczyną faktu, że w Ameryce soccer nadal nie może zdobyć szerszej popularności - Amerykanie nie bardzo potrafią się ekscytować sportem, w którym tak długo trzeba czekać na to, aż ktoś wreszcie zapunktuje, a nawet może się to w ogóle nie zdarzyć.