Stan wyzwolenia, to samadhi - w wersji teistycznej, jaźń łączy się z Bogiem. Taka osoba nie musi już po śmierci rodzić się.

Coś jak nirwana?

pewnie cos jak na tych prezentacjach:

http://www.rozokrzyz.pl/category/multimedia/

Nikt nie musi się rodzić, czy to nie jest lepsze?

Mówicie, że Bóg jest niesprawiedliwy, że gdyby był, to byłby sadystą, bo pastwi się nad swoimi stworzeniami, zsyła im cierpienie.
Bóg na tym świecie nie jest uważany za normalnego, bo jest znacznie większy od tego świata, od nas wszystkich razem większy. Bo zwyciężył miłością.
Przez co zostaliśmy zbawieni? Zabawę, radość Jezusa, czy cierpienie Jezusa?
Kiedy czegoś się uczysz, dojrzewasz, stajesz lepszym człowiekiem? Gdy jesteś radosny czy cierpiący?
Naprawdę, staram się tolerować czyjeś poglądy, zdania ateistów, wy też dajecie nam wiele powodów by zastanawiać się nad swoją wiarą i pogłębiać ją, odpowiadać sobie na pytania przez was zadawane, i na te które przyszły same, ale czasem patrzycie tak bardzo płytko.
Trzeba uwierzyć, zaufać ślepo miłości, zapomnieć o rozumie, być wręcz szalonym, zapomnieć o swojej sile, której tak naprawdę zbyt dużo nie mamy. Jedyną siłą jaką możemy dysponować jest miłość! Nie rozum, to miłość, a z nią wiara i nadzieja. Bóg jest naszą mocą! Bez Niego nic nie potrafimy zrobić! Trzeba zapomnieć o dowodach i nie dowodach.

A to, że czegoś nie da się wytłumaczyć np. dogmatu Trójcy Świętej to nie "dowód", że tego nie ma, tylko że TO jest tak ogromne i potężne, że nawet ludzki umysł nie jest w stanie tego ogarnąć!
I pewnie powiecie na to "stek bzdur" czy coś w tym rodzaju, ale nic. Ja Go widziałam, choć najpierw musiałam uwierzyć. A wy myślcie już sobie co chcecie. Tracicie... wszystko.

Dla mnie nirwana, świętość, samadhi, oświecenie, wyzwolenie, siódme niebo - to synonimy, różniące się jedynie drobnymi detalami natury estetycznej bądź kulturowej.
Tak więc skupiając się na detalach - jest podobne do nirwany, ale w wersjach teistycznych zawsze dąży się do zjednoczenia z konkretnym bóstwem, czego w nirwanie nie będzie.


Lepsze od czego?

Czyli w nirwanie nie ma Boga.
Lepsze od ponownego odradzania się w reinkarnacji.

Haniask

Masz na myśli jakiegoś konkretnego boga osobowego czy boga jako miłość do świata? Bo jak to drugie, to wchodzę.

Nie rozumiem za bardzo o co ci chodzi. Bóg jest osobą i jest miłością. Do świata. Do ludzi.
Jeśli źle zrozumiałam, mógłbyś jakoś inaczej...?

Czyli lepiej w ogóle nie narodzić się niż odradzać przez reinkarnację, tak? Reinkarnacja, podobnie jak karma, ma pomóc nam (konkretnie duszy) w samodoskonaleniu i rozwoju. Jeżeli ktoś w ogóle nie narodzi się, nie będzie się rozwijał - a cała zabawa polega na tym, żeby osiągnąć 100% samorealizacji i rozwoju duchowego, czyli samadhi.
Weźmy sobie za przykład dwa ziarna lotosu - roślina ta ogólnie rośnie w różnych bajorach, brejach itd,. Nasionko, które nie wykiełkuje będzie siedzieć przez cały czas w mule. Z kolei to, które wykiełkuje, będzie się piąć w górę, przez ten muł i brudną wodę. Będzie wypuszczać kolejne liście (żywoty), aż w końcu zakwitnie (samadhi).

Mamy jedno, niepowtarzalne życie. Nie musimy być wszystkim, nasz życie to wybór którejś z wielu możliwości. Zycie to pielgrzymka do Domu Ojca. Lepiej po śmierci iść tam niż znowu zaczynać wszystko od początku.

Kolejne żywoty przybliżają do Boga, jeżeli nie zrealizujesz się w niższym świecie ("ziemia"), nie masz czego szukać w wyższym) ("niebo").

Nie można udowodnić, że nie ma Boga, podobnie jak nie można udowodnić, że nie ma krasnoludków.
Ponad trzy lata temu wyznaczono nagrodę 250 tys. dolarów (teraz wynosi już 1 mln!) dla tego, kto przedstawi empiryczny dowód na to, że Jezus nie był synem Latającego Potwora Spaghetti. Czy któryś z obecnych tu obrońców jedynie słusznej wiary może dowieść, że to nieprawda? Śmiało - milion dolców piechotą nie chodzi!

Jakie "kolejne żywoty"? Jest jedno życie, śpiesz realizować to życie które masz.

Andy, rozmawiasz z hinduistą. Wiara przeciwko wierze, słowo przeciw słowu. Dowodu na reinkarnację nie masz, tak samo, jak na Zbawienie.