Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Pt lis 21, 2025 10:52



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 210 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5 ... 14  Następna strona
 od wielkiej wiary do agnostycyzmu, zagubienie 
Autor Wiadomość

Dołączył(a): Wt kwi 22, 2014 12:33
Posty: 17
Post Re: od wielkiej wiary do agnostycyzmu, zagubienie
Do Kościoła nie wrócę jak już napisałam ale dziękuję za radę Zefciu.Mogę jedynie bezpośrednio modlić się do Boga, Jezusa. Ale zostanie kwestia mojego zagubienia i wiary/niewiary. Jak mogę się modlić do kogoś, w którego istnienie nie jestem przekonana. Zefciu- czy jesteś wierzący? Skąd wiesz, że jest Bóg, skąd wiesz, że Twoja religia jest tą jedyną i słuszną?


Wt kwi 22, 2014 13:55
Zobacz profil
Post Re: od wielkiej wiary do agnostycyzmu, zagubienie
zagubiona8989 napisał(a):
Do Kościoła nie wrócę jak już napisałam
Bo?
Cytuj:
Ale zostanie kwestia mojego zagubienia i wiary/niewiary. Jak mogę się modlić do kogoś, w którego istnienie nie jestem przekonana.
No cóż - módl się zatem o wiarę. Ja też swojej wiary nie określę jako niezłomnej.
Cytuj:
Zefciu- czy jesteś wierzący?
Jestem.
Cytuj:
skąd wiesz, że Twoja religia jest tą jedyną i słuszną?
Z historii.


Wt kwi 22, 2014 14:05

Dołączył(a): Wt kwi 22, 2014 12:33
Posty: 17
Post Re: od wielkiej wiary do agnostycyzmu, zagubienie
Zefciu, nie wrócę do Kościoła, bo jak już napisałam w pierwszym poście wiem co się dzieje w środowisku księży, bo mam w dalszej rodzinie jednego. Był na różnych plebaniach i wszędzie jest praktycznie tak samo. Nie zgadzam się z tym co robi Kościół i nie potrzebuję takich "łączników" między mną a Bogiem czy Jezusem. W tej kwestii zdania nie zmienię. Znałam tylko jednego księdza, naprawdę świetnego człowieka, chciałam się z nim spotkać i porozmawiać ale nie zdążyłam.
Gdyby historia była taka oczywista jak mówisz, to wszyscy wierzyliby w to samo. Nie sądzisz?


Wt kwi 22, 2014 14:12
Zobacz profil
Post Re: od wielkiej wiary do agnostycyzmu, zagubienie
Prawdziwie_nieprawdziwy napisał(a):
Cytuj:
Jezus też żył i nauczał pośród obłudnych, zagubionych, tchórzliwych i zakłamanych współbraci.
Czy coś to zmienia w treści/sensie Jego przekazu?

A no zmienia.
Przecież teraz jest identycznie. Wielu co bardziej wojujących katolików uważa, że ateiści są właśnie obłudni, zagubieni, tchórzliwi i zakłamani a co najważniejsze stanowią mniejszość. Tak samo przecież Jezus był marginesem jeżeli chodzi poglądy. Dlaczego zatem nie przyjąć, że to Jezus był obłudny, zagubiony, tchórzliwy i zakłamany? A może to ateiści niosą wesołą nowiną XXI wieku, tym razem Bóg nie wysłał jednego syna a miliony.

Nie zrozumiałeś.
Obłudnych, zagubionych, tchórzliwych i zakłamanych napotykamy w każdej epoce, w każdej religii i pośród ateistów i agnostykach, co w niczym nie zmienia przesłania miłości Jezusa.
Przyjąć można dowolną wersję, nawet podobnie Tobie oskarżyć Jezusa, ale pytanie dokąd prowadzi ta droga.
Miliony ateistów dobitnie w ubiegłym wieku pokazały - do masowego unicestwiania milionów ludzi.

zagubiona8989 napisał(a):
Zefciu, nie wrócę do Kościoła, bo jak już napisałam w pierwszym poście wiem co się dzieje w środowisku księży, bo mam w dalszej rodzinie jednego. Był na różnych plebaniach i wszędzie jest praktycznie tak samo. Nie zgadzam się z tym co robi Kościół i nie potrzebuję takich "łączników" między mną a Bogiem czy Jezusem. W tej kwestii zdania nie zmienię. Znałam tylko jednego księdza, naprawdę świetnego człowieka, chciałam się z nim spotkać i porozmawiać ale nie zdążyłam.
Gdyby historia była taka oczywista jak mówisz, to wszyscy wierzyliby w to samo. Nie sądzisz?

Ksiądz nie jest "łącznikiem" z Bogiem, ale to właśnie Chrystus założył swój Kościół i On powiedział gdzie dwaj lub trzej zgromadzeni są w imię Moje, tam jestem pośród nich.
Każdy ksiądz, podobnie jak wszyscy ludzie, sam odpowiada za swe grzechy.


Wt kwi 22, 2014 14:20

Dołączył(a): So sty 04, 2014 22:42
Posty: 396
Post Re: od wielkiej wiary do agnostycyzmu, zagubienie
Cytuj:
Miliony ateistów dobitnie w ubiegłym wieku pokazały - do masowego unicestwiania milionów ludzi.


W jakim znaczeniu miliony ateistów. Sprecyzuj bo nie wiem w którą stroną wyjaśnić tobie, że żołnierze od tak nie odrzucili swojej wiary. Wykonywali jedynie rozkazy i już.

Cytuj:
Ksiądz nie jest "łącznikiem" z Bogiem, ale to właśnie Chrystus założył swój Kościół i On powiedział gdzie dwaj lub trzej zgromadzeni są w imię Moje, tam jestem pośród nich.
Każdy ksiądz, podobnie jak wszyscy ludzie, sam odpowiada za swe grzechy.


Może nie jest łącznikiem ale za to jest sprzedawcą. Widzisz dwie reklamy jakiegoś produktu, pierwsza jest tandetna druga wykonana profesjonalnie. Pytanie brzmi o produkcie czyjej firmy będziesz miał lepsze zdanie?

Cytuj:
Nie zrozumiałeś.
Obłudnych, zagubionych, tchórzliwych i zakłamanych napotykamy w każdej epoce, w każdej religii i pośród ateistów i agnostykach, co w niczym nie zmienia przesłania miłości Jezusa.
Przyjąć można dowolną wersję, nawet podobnie Tobie oskarżyć Jezusa, ale pytanie dokąd prowadzi ta droga.


To ty nie zrozumiałeś. Ty wierzysz że to Jezus był oświecony wśród tłumu baranów. Ja pokazałem, że może być na odwrót i to on był obłudny.
Więc wracając do czasów obecnych, co po nauczaniu księży skoro żyją inaczej. Przecież nawet w polityce, polityk obiecuje wiele a jak jest każdy widzie :)


Wt kwi 22, 2014 14:37
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt kwi 22, 2014 12:33
Posty: 17
Post Re: od wielkiej wiary do agnostycyzmu, zagubienie
Prawdziwie nieprawdziwy- ująłeś dokładnie to, dlaczego nie wrócę do Kościoła "Więc wracając do czasów obecnych, co po nauczaniu księży skoro żyją inaczej".


Wt kwi 22, 2014 14:40
Zobacz profil
Post Re: od wielkiej wiary do agnostycyzmu, zagubienie
zagubiona8989 napisał(a):
Breta- dziękuję za bardzo miłą i konkretną odpowiedź. Masz rację, jest we mnie duży chaos, nie wiem co myśleć, co robić.

proszę, do usług ;)
Zabrzmi zbyt dziwnie jak podpowiem "usiąść i oddychać"? Zwykle jak się ma w głowie chaos myślowy jak na ruchliwym dworcu, najlepiej działa lekki reset i zaczęcie od kwestii drobnych. Kasia Nosowska kiedyś opowiadała, że sobie wybrała szkołę artystyczną i musiała na zaliczenie skopiować jakiś obraz, uznała, że Picasso będzie w sam raz, no bo przecież nic prostszego, jeszcze tak dobrała, żeby paleta barw nie była jakoś rozstrzelona. Naturalnie wpadła jak śliwka w kompot, bo ambitnie stwierdziła, że usiądzie i zrobi. Ileś godzin przed deadlinem przestała myśleć, podzieliła reprodukcję na małe kwadraciki i w danym momencie skupiała się tylko na nim, reszta nie istniała. Liczyła się tylko ta chwila i ten kwadrat. Wiele lat potem przyznała, że ją to nauczyło o życiu więcej niż o kopiowaniu obrazów (choć o tym też, w końcu się nauczyła, że nikt nie kopiuje z rozmachem, zawsze kawałkami) ;)
Może po prostu zamiast próbować się skupiać na całości życia, tego co masz robić itd. zajmij się najpierw jakimiś drobnymi sprawami, mniejszymi aspektami życia. Na większe rozmyślania przyjdzie czas jak będziesz miała większy spokój w głowie, wtedy człowiek nie czuje takiego wręcz bólu emocjonalnego, gdy nie wie co robić.


zagubiona8989 napisał(a):
A co do tych hipokrytów, to ludzie dookoła mi tak nie przeszkadzają, bardziej odnosiłam się do mojego partnera(z którym jestem wiele lat), ciężko mi z nim żyć, kiedy dla niego wszystko jest nieważne a mówi, że wierzy.

Myślę, że w jakimś procencie Cię rozumiem. Ciężko mi tu jakoś sprzed mojego kompa to oceniać, ale jeśli miałabym spróbować wejść w Twoje buty to a)wierzy to nie to samo co "świadomie jest katolikiem" ,więc nie do końca można od razu wymagać, by w 100% podążać za wskazaniami b)bardzo by mi przeszkadzał związek z osobą, która nawet przy mnie nie jest w stanie wyzbyć się hipokryzji. Taką mam naturę i mój związek jest dość specyficzny. Mamy zasadę szczerości wobec siebie samych i siebie nawzajem. To nie zawsze jest łatwe. I np. ja nie spożywam i staram się nie wykorzystywać produktów odzwierzęcych, bądź takich gdzie inne istoty ucierpiały (to nie jest możliwe na 100%, ale dla mnie ważna jest bardziej moja droga niż cel 100%). A on je mięso. Na jakimś poziomie jest to dla mnie takim przykrym punktem, zwłaszcza, że mój partner ma podobne do mojego podejście światopoglądowe (to złożona kwestia, już nie będę się rozwodzić), ale nie wpływamy na swoje życia za bardzo. Ja mogę to zaakceptować i zostawić jego drogę jego własnym rozmyślaniom, albo w pokoju się pożegnać. Na razie jesteśmy ze sobą i to wiele lat, zaś kwestię powyższą sobie na bieżąco rozwiązujemy i nie chodzi o to czyje na wierzchu, ale, żeby on się czuł komfortowo i wolny w związku, a ja nie miała poczucia życia z jakimś [cenzura] hipokrytą ;) .
Jeśli jednak kwestie u Was rozbijają się np. o seks, to widzę to trochę inaczej. Dla mnie seks nie jest jakimkolwiek problemem, jest zdrową i radosną aktywnością. Ale całkowicie rozumiem ludzi, którzy nie chcą czuć dysonansu ze swoimi przekonaniami. I tu nie ma dobrego rozwiązania, zaś chyba najbardziej etycznym jest dostosowanie się do osoby, która w tej sferze ma większe (z jakiś względów) ograniczenia. Jednak jeśli osoby mają różne zapatrywania to może to prowadzić do niezłego impasu - nie mówię, że seks jest wszystkim, ale np. dla mnie jest bardzo ważny i gdybym miała być z człowiekiem bardzo restrykcyjnym w tym względzie, to chyba dla obupólnego szczęścia wolałabym, byśmy się zastanowili, czy nasze drogi sie za bardzo nie rozchodzą i może lepiej by nam było w innych związkach. Takie przyszłościowe myślenie. Jestem zwolenniczką tego poglądu, że nawet jak kogoś bardzo kochasz to czasem najlepszym wyrazem tej miłości jest danie mu prawa do szczęścia na takiej płaszczyźnie na jakiej ta osoba chce, nawet jeśli miałoby to być rozstanie. I tak samo - wolę się rozstać niż w jakikolwiek sposób nakłaniać kogoś do rezygnacji z pewnych przyjętych idei.
Nie namawiam Cię na rozstanie (zwłaszcza w sytuacji obecnego chaosu w życiu i głowie), ale na przemyślenie na spokojnie pewnych spraw.

zagubiona8989 napisał(a):
Mój problem polega na tym, że jak już coś mam robić to na maksimum swoich możliwości. Ja nie dałam rady, bo robiłam coś co było sprzeczne z nauką Kościoła i dlatego czułam, że nie mogę tak żyć, z ciągłym poczuciem winy.

Tu jest trochę inny problem, bo co innego jest biec na 100 metrów i maksymalnie wykorzystać swoje możliwości i oddać się temu zadaniu zupełnie, a co innego żyć wedle jakiegoś systemu religijnego.
Ty zostawiłaś instytucję. Znam osobę o identycznym podejściu do twojego, która jednak nie chce jej zostawić, a wręcz przeciwnie - na 100% oznacza nawet wybranie ścieżki osoby duchownej. Nasilenie poczucia winy z powodu pewnych dysonansów jest tak wielkie, że obawiam się, iż ta młoda osoba niedługo przejdzie poważny kryzys psychiczny, już widać początki. Szkoda.
Jednak problem tak naprawdę nie do końca tkwi w samej religii (jakiejkolwiek), czy systemie filozoficznym, a w podejściu. Być może jesteś skarbem dla pracodawcy, ale rzadko kiedy takie wymaganie od siebie maksimum daje poczucie szczęścia. To zupełnie normalne, że nie zawsze wychodzi i nie zawsze możemy sprostać wszystkiemu. WAŻNIEJSZE jednak co robimy potem - nie udało się, trudno, jesteś bogatsza o doświadczenia i wiedzę o sobie, być może następnym razem się uda. To jest droga i nauka na całe życie. Akceptacja faktu, że nie zawsze jesteśmy w stanie sprostać wymaganiom jest ważniejsza od sprostania ;) Przeprasza, że sadzę takie truizmy, ale czasami w biegu życia człowiek zdaje się o tym zapominać.
Wydaje mi się, że w związku z samą decyzją (odejście od instytucji) trochę Cię rozumiem - ja nie zrezygnowałam z KK, bo miałam dość kogoś, tylko czułam, że to totalnie bez sensu dla mnie. Czułam duży dysonans i miałam do wyboru - albo zrezygnować z siebie i się przemodelować, by nie być hipokrytką (nie lubię tej postawy), albo szczerze uznać, że muszę odpowiedzialnie się określić. Można oczywiście być w takim rozkroku i jak śpiewał Kazik "jestem grzesznikiem i o tym wiem, wiem o tym, że jestem grzesznikiem", ale w takiej sytuacji czułam się jak w kabarecie, skoro miałam podążać za wskazaniami z którymi się nie zgadzam. Kabaret jest fajny, ale nie w życiu codziennym ;) To, co osobiście sądzę o KK i jak patrzę na niego z zewnątrz to już zupełnie inna historia :twisted:

Co do idei Boga - cóż, ja osobiście jestem bardzo sceptyczna, jednak na własny użytek przyjęłam wersję, którą zwykle się ilustruje buddyjską opowieścią z metaforą "ugodzonego strzałą" ;) Okazało się, że faktycznie - jest tyle aspektów nad którymi powinnam się pochylić i popracować (nie tylko dla siebie, ale dla innych, dla świata), że rozważania w zakresie kwestii nierozwiązywalnej są marnowaniem szansy jaką jest moje życie. Ale to moja wersja ;)


Wt kwi 22, 2014 14:43
Post Re: od wielkiej wiary do agnostycyzmu, zagubienie
zagubiona8989 napisał(a):
"Więc wracając do czasów obecnych, co po nauczaniu księży skoro żyją inaczej".
Ale co Cię obchodzi jak żyją księża? To raz. Dwa - "nauczanie księży" zaiste nie ma żadnej wartości. Jeśli jednak ksiądz głosi Ewangelię, to nie głosi swojego nauczania. Przecież nie idziesz do Kościoła by usłyszeć prywatne opinie księdza, tylko aby spotkać się z Chrystusem.


Wt kwi 22, 2014 14:48

Dołączył(a): So sty 04, 2014 22:42
Posty: 396
Post Re: od wielkiej wiary do agnostycyzmu, zagubienie
Co mnie obchodzi jak żyją księża? Ano to, że oni sprzedają pewien sposób na życie. Kiedy w sposób tandetny reklamują swój produkt to co robię? Kupuję od nich czy porównuje oferty konkurencji. Akurat tak się składa, że mi osobiście żaden z produktów nie przypadł do gustu, w sumie nawet nie potrzebuję. Poza tym Chrystus jest produktem. Jak mogę iść do kościoła do Chrystusa skoro ja tego produktu nie kupiłem. To tak jakby telewizyjne sklepy wysłały mi swój tandetny produkt którego nawet nie zamawiałem (Chrzest) i do tego kazali mi jeszcze z niego korzystać.

Wybór nie ogranicza się do Wierzyć = katolik lub nie wierzyć = ateista.
Liczba różnych wiar jest przytłaczająca i kiedy już jakąś wybieramy to sugerujemy się tym jakie osoby to głoszą. Jeżeli jakość głosicieli wiary jest żałosna to jej nie wybieramy i szukamy dalej.


Wt kwi 22, 2014 14:56
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt kwi 22, 2014 12:33
Posty: 17
Post Re: od wielkiej wiary do agnostycyzmu, zagubienie
Dziękuję Breto po raz kolejny za świetną wypowiedź. Dałaś mi dużo do myślenia. A jeśli chodzi o Kościół to właśnie ja się z wieloma postulatami nie zgadzam, więc czuję rozłam, nie wiem co robić. Żebym czuła się dobrze ze sobą i swoimi poglądami musiałam przestać chodzić do Kościoła. Może to głupie ale nie umiałam inaczej postąpić. A jakbym Cię zapytała, jesteś wierząca czy nie? Jakbyś się określiła?


Wt kwi 22, 2014 14:57
Zobacz profil
Post Re: od wielkiej wiary do agnostycyzmu, zagubienie
Prawdziwie_nieprawdziwy napisał(a):
Ano to, że oni sprzedają pewien sposób na życie.
Co to znaczy "sprzedawać sposób na życie"? Mój ksiądz jest od tego, żeby mi udzielać sakramentów, a nie od "sprzedawania sposobu na życie".
Cytuj:
Kiedy w sposób tandetny reklamują swój produkt
A co ma do rzeczy jakiś ich produkt? Znam księdza dentystę, ale nie widzę jak sposób, w jaki reklamuje swoje usługi to ma się do tematu.
Cytuj:
Poza tym Chrystus jest produktem.
?
Cytuj:
Wybór nie ogranicza się do Wierzyć = katolik lub nie wierzyć = ateista.
A ktoś tak choćby zasugerował?


Wt kwi 22, 2014 14:59

Dołączył(a): Wt kwi 22, 2014 12:33
Posty: 17
Post Re: od wielkiej wiary do agnostycyzmu, zagubienie
Breto i jak się odnajdujesz w tych wszystkich wiarach na świecie? Jest ich tyle, więc która jest słuszna?
Już idę, ale jutro wejdę i przeczytam odpowiedź. Pozdrawiam.


Wt kwi 22, 2014 15:00
Zobacz profil
Post Re: od wielkiej wiary do agnostycyzmu, zagubienie
zagubiona8989 napisał(a):
A jakbym Cię zapytała, jesteś wierząca czy nie? Jakbyś się określiła?


A w co i jak?
Mam zawsze problem z taką konstrukcją pytania, bo kojarzy mi się z tym kawałem "czym się różni wróbelek? Tym, że ma jedną nóżkę bardziej". Albo jakby mnie ktoś zapytał czy liczba 35 jest żółta - niby pytanie jest, niby sens jest, ale jakoś odpowiedzieć ciężko:)
Dla mnie ta kwestia w pewnym sensie nie istnieje. Jeżeli pytasz o chrześcijaństwo - osobiście odrzucam.


Na szybko znalazłam kawałek, gdzie przytoczona jest ta historia ze strzałą, jednak to taki urywek pewnego tekstu i warto mieć świadomość, że funkconuje on w trochę szerszym kontekście w zakresie nauczania Buddy Siakjamuniego, nie chciałabym tworzyć tu jakiś nieporozumień:) Wyrwałam cytat z kontekstu i wiem, że to źle, przepraszam osoby dla których nauczanie Buddy jest bardzo ważne, robię to w ramach informacyjnych, więc jeśli ktoś chciałby wyciągnąć jakieś dalsze wnioski, proszę o lekturę całości i innych tekstów (bo kontekst też jest ważny), nie chciałabym, żeby przeze mnie coś się komuś pokićkało:)
Cytuj:
Gdy poszukujemy prawdy, pewne pytania są nieistotne. Z czego zbudowany jest wszechświat? Czy jest wieczny? Czy ma jakieś granice, czy też rozciąga się w nieskończoność? W jaki sposób jest zorganizowane społeczeństwo? Jaka jest idealna forma organizacji społeczeństwa? Gdyby ludzie odkładali poszukiwania i ćwiczenia służące Oświeceniu do czasu wyjaśnienia tych kwestii, umarliby, zanim by odnaleźli właściwą ścieżkę.
Wyobraźmy sobie człowieka, którego ugodziła zatruta strzała. Jego krewni i przyjaciele zebrali się i wezwali chirurga, aby wyjął strzałę i wyleczył ranę.
Gdyby zraniony człowiek sprzeciwiał się, mówiąc: „Poczekaj chwilę. Zanim usuniesz strzałę, chciałbym wiedzieć, kto ją wystrzelił: mężczyzna czy kobieta? Czy jest to ktoś szlachetnie urodzony, czy zwykły wieśniak?
Z czego był zrobiony łuk, który wystrzelił tę strzałę? Był duży czy mały? Drewniany czy bambusowy? A z czego była zrobiona cięciwa, z włókna czy z jelita? Czy strzała była trzcinowa, czy z drzewa palmowego? Jakie miała piórko? Wszystko to muszę wiedzieć, zanim wyjmiesz strzałę z mego ciała” — cóż by się wtedy stało?
Zanim zdobyto by te wszystkie informacje, trucizna niewątpliwie zdołałaby przeniknąć do całego organizmu i człowiek by zmarł. Pierwszą rzeczą jest usunięcie strzały i zapobieżenie w ten sposób rozprzestrzenieniu się trucizny.
Gdy światu zagraża pożar namiętności, budowa wszechświata niewielkie ma znaczenie, a idealna organizacja ludzkiej społeczności nie jest na tyle ważna, aby się nią zajmować.
Nauka Buddy mówi nam, co należy widzieć, a co jest nieważne. Naucza ludzi, że powinni poznać to, co poznać należy, usunąć to, co należy usunąć i ćwiczyć się w tym, w czym powinni być biegli.
http://mahajana.net/teksty/nauka_buddy/ ... ktyki.html


Dla mnie ta historia ma fundamentalne znaczenie, bo pozwoliła mi zrozumieć, że czasem warto odpuścić sobie pewne pytania i energię zużywaną na próby odpowiedzi skierować gdzieś indziej np. w stronę osób, które potrzebują mojej pomocy. Jak mam dojść w życiu do konkretnego przekonania to pewnie tak się kiedyś stanie (mam dociekliwość w naturze, więc pewnie niestety nie odpuszczę), muszę jednak znaleźć jakąś metodę, żeby nie zwariować:)
Akurat właściwym sensem tej historii nie do końca jest to co napisałam powyżej, zastrzegam, że to moja interpretacja, a nie ściśle buddyjska wykładnia.


Jak wolisz mniej zdeklarowane kierunkowo teksty, to może ten fragment z dezyderaty (wiem, że to wyeksploatowane i lukrowane, ale zawsze coś:) )

Cytuj:
Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu.
Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni. Wiele obaw rodzi się ze znużenia i samotności.
Obok zdrowej dyscypliny bądź dla siebie łagodny.
Jesteś dzieckiem wszechświata nie mniej niż drzewa i gwiazdy, masz prawo być tutaj.
I czy to jest dla ciebie jasne, czy nie - wszechświat bez wątpienia jest na dobrej drodze.

Tak więc żyj w zgodzie z Bogiem, czymkolwiek On ci się wydaje,
czymkolwiek się trudzisz i jakiekolwiek są twoje pragnienia, w zgiełkliwym pomieszaniu życia zachowaj spokój ze swą duszą.
Przy całej swej złudności, znoju i rozwianych marzeniach jest to piękny świat.
Bądź pogodny. Dąż do szczęścia.


Bez takiej podstawy spokoju nie ma co przystępować bądź występować z jakiejś struktury, bo jedyne co będziemy robić to się zadręczać, oskarżać, rozpaczliwie szukać co jest prawdą co nie, a zupełnie zignorujemy fakt, że przed nami miliony ludzi miało tak samo i jak na razie nie mamy jednej odpowiedzi, mamy wiele odpowiedzi, z których (niestety/stety?) większość pretenduje do Odpowiedzi Ostatecznych, co ciągnie za sobą dużo konsekwencji, które już na sobie odczułaś:)

Czy jestem buddystką? Nie. Nie wydaje mi się fair, gdybym nazywała się buddystką tylko dla tego, że akurat te nauki dużo mi dają i czuję, że robię postępy. Z szacunku do osób zgromadzonych w pewnych formalnych organizacjach, dla osób, które wychowane w miejscu, gdzie buddyzm jest częścią ich kultury i tradycji, nie czułabym się fair jeśli bym użyła tego akurat słowa. Tak jak nieco irytuje mnie, gdy ktoś określa się jako wegetarianin i np. je ryby. To wprowadza duży chaos semantyczny, a już wystarczająco mamy problemy z komunikacją w tym samym języku, żeby jeszcze się dokładać:)

Zwykle mówię, że nauki szkół buddyjskich są mi bliskie i dają mi dużo narzędzi w moim życiu, zwłaszcza zen, który jest specyficzną odnogą:) Jednak póki nie mam ochoty np. związać się z konkretną szkołą, to choć czuję bardzo dużo sympatii do np. Kwan Um, to o ile nie zdecyduję się przystąpić do sanghi, nie czuję się władna określać się. Być może dla niektórych jest to rodzaj asekuranctwa, tchórzostwa itd., dla mnie jest to wyraz szacunku dla osób już będących w danej strukturze. Nie chcę być "weganką, co lubi jajka od szczęśliwych kur". Tak naprawdę sprawy wiary czy podążania w jakimś kierunku to to co mamy w głowie, zaś deklaracje to semantyka. Ja nie chcę wprowadzać chaosu w i tak skomplikowaną sytuację. Bo słowa są źródłem nieporozumień, ale niestety (stety?:) to własnie słowami najczęściej się komunikujemy i ich muszę używać jak piszę:)

Z tego co wiem - nie jestem zaangażowana w żadną formalną drogę czy strukturę. Nie zaprzeczam pewnym ideom, ale raczej je odsuwam jako nierozwiązywalne czy mało prawdopodobne, więc równie dobrze mogłabym rozważać czy nasza rzeczywistość splata się z równoległą, gdzie żyją niewidzialne różowe słonie. Nie zajmuję się tropieniem słoni z takich samych powodów co nie zajmuję się tropieniem Boga i sprawdzaniem z dostępnej palety religioznawczej kto zacz:) Uwielbiam za to zdobywać wiedzę o świecie, o ludziach, wiedzę religioznawczą i antropologiczną (zwłaszcza w obrębie antropoligi kulturowej) - daje mi to wgląd w teorie i schematy, które ludzie dotychczas stworzyli. Bardzo dużo mi daje zagłębianie się to, co nam zostało sprzed monoteistycznie zdominowanych płaszczyzn:) Ostateczna odpowiedź tkwi jednak we mnie i podejrzewam, że nawet jeśli kiedyś np. się zdeklaruję w określonym systemie, nawet wtedy nie będę w 100% pewna czy ja mówię prawdę, nie dlatego, że nie będę pewna, tylko dlatego, że słowa są słowami. Dlatego też staram się bardziej probować rozumieć kogoś, kto deklarując wyznanie postępuje inaczej niż wytyczne, nawet jak mnie mierzi taka "hipokryzja", bo ja tak naprawdę nie wiem co kto ma w głowie (czy sercu, jak ktoś woli).
Nie wiem na ile można mnie pożenić z agnostycyzmem (skoro robię takie szpagaty:) ), a na ile z ateizmem (bo tu i teraz w mojej rzeczywistości jakikolwiek Bóg jest nieobecny kompletnie), dlatego też stawiam na odpowiedź opisową:) Zwykle jak przychodzi do głębszych dyskusji będę agnostyczką, zaś np. na tym forum, gdzie dominującym trendem będzie Bóg wg. chrześcijan - ateistką, gdyż raczej odrzucam tę opcję niż przychylam się do "nie wiem". We wszelkich rozważaniach bardziej zakładam,że nie, nie robię zakładów na "tak". W tej materii wolę nawet, żeby każdy mnie określił jak chce, nie ma potem problemów w dyskusji:)

zagubiona8989 napisał(a):
Breto i jak się odnajdujesz w tych wszystkich wiarach na świecie? Jest ich tyle, więc która jest słuszna?


Żadna?:) Wszystkie?:) Co druga w porządku encyklopedycznym?:)
A skąd ja mogę to wiedzieć? Przetrząsnęłam tony papierologii, przeprowadziłam setki rozmów, również z duchownymi wszelakimi, z wiernymi, staram się zawsze się czegoś dowiedzieć i rozmawiać. Nie zawsze szukałam Odpowiedzi, szukałam bodźców:) Bardzo dużo mi dały rozmowy z rozmaitymi Zenkami (lubię to okreslenie:) ), nie tyle ze wględu na treść (choć to też), co raczej na sposób ich prowadzenia i metodę:)
Wracamy do pytania czym się różni wróbelek. Słuszna będzie ta, którą będziesz podążać. Być może potem zmienisz zdanie, zmieni się Twoja rzeczywistość i słuszne będzie co innego.
Z dużą dozą rezerwy podchodzę zawsze do ludzi, prezentujących mi Ogólną Teorię Wszystkiego, bo niestety taka rzeczywistość, że jak się zacznie coś kombinować, to się sypią fundamenty. Wolę, gdy ktoś się wyraża w słowach "dla mnie, do mnie przemawia, w to wierzę" niż taki apodyktyczny ton Jedynej Prawdy, bo obiektywizm w tej kwestii jest ślepą pętelką nie tylko logiki ale i naszą.

Być może ktoś na forum będzie Ci w stanie odpowiedzieć na 100% na to pytanie, ale ja muszę przyznać, że nie posiadam takiej mocy, więc pozostaje mi tylko rozłożyć ręce i życzyć Ci powodzenia w odnalezieniu Twojej odpowiedzi. Może mi kiedyś o niej napiszesz albo opowiesz? Nie wiadomo czy nas los po wielu latach jakoś nie zetknie

Kolejna sprawa - wszystko tworzą ludzie. Przyglądam się ostatnio dyskusji na pewnym okołobuddyjskim forum dotyczącym sytuacji w Birmie, gdzie najogólniej mówiąc brak reżimu spowodował, że tłumione i zamrożone problemy wybuchnęły z wielką siłą, pisze się zupełnie wprost o konflikcie buddyjsko-muzułmańskim, choć to - jak zwykle w takich sprawach bywa - bardziej zlożony problem. Efekt jednak taki, że narasta atmosfera konfliktu, strachu i agresji, a wszyscy wiemy co się dzieje wtedy z ludźmi. Wielu buddystów w Polsce w bólem w sercu czyta o niektórych wydarzeniach, wypowiedziach mnichów (których niektórzy znają osobiście), jednak mają świadomość, że to nie świadczy o buddyzmie (bardzo złożonym, różnorakim i zmiennym historycznie systemie), ani nawet o konkretnym zgromadzeniu, tylko o tych konkretnych ludziach. Tak samo można być katolikiem czując duży konflikt wewnętrzny dot. Kościoła Katolickiego, jeśli tylko ma się tyle wiary w ludzi i siły by taką formę uczestniczenia podźwignąć. I dużo dobrej woli, zdolności wybaczania plus bycia mentalnym "taranem" - ja aż tak wyrozumiała nie byłam, a jak doszły te robierzności własne to odpowiedź była oczywista.


Wt kwi 22, 2014 16:47
Post Re: od wielkiej wiary do agnostycyzmu, zagubienie
zagubiona8989 napisał(a):
Prawdziwie nieprawdziwy- ująłeś dokładnie to, dlaczego nie wrócę do Kościoła "Więc wracając do czasów obecnych, co po nauczaniu księży skoro żyją inaczej".

Zagubiona8989
Nauczycielem jest Jezus Chrystus i to Pana Jezusa odsuwasz od siebie odchodząc od Kościoła a nie księży. Nie oddalasz się od księzy a od Jezusa.

Kapłani głoszą Ewangelię, ale nauczycielem i źródłem tego jest Jezus Chrystus. Czy nie otoczył się On słabymi ludzmi którzy też mówili że tak a okazywało się że inaczej robią ??
Czy tylko księża są od głoszenia Ewangelii, dawania przykładu itd ?? NIE. I Ty jesteś, byłaś do tego powołana.

Moim zdaniem podświadomie szukasz kozłów ofiarnych swoich decyzji. I zdecydowałaś że będą nimi księża. W nich szukasz usprawiedliwienia dla siebie i swoich decyzji co do których sama nie jesteś pewna i tak naprawdę trochę zwalasz swoją winę czy wybór na innych.

Widzę u Ciebie dobrze ukształtowane sumienie które jest czułe i wrażliwe na Słowo i Prawo Boga. To wielki dar od Boga. Tyle że szatan robi wszystko abyś ten dar odrzuciła bo jego celem jest aby stał się on dla Ciebie takim ciężarem, tak będzie kusił aż zniszczy w Tobie tą wrażliwość na grzech. I tak właśnie Cię zwodzi, przekonuje Cię żebyś widziała z jaką łatwością grzeszą inni i dobrze się z tym czują (co jest jego kłamstwem), pokazuje Ci że i Ty tak możesz i poczujesz wtedy ulgę. Efektem tego jest stan w którym jesteś.

Jeżli odejdziesz od Kościoła, a więc odsuniesz się od Jezusa nie zwalaj winy na kapłanów, ludzi...będzie to kłamstwo i swojej własnej winy nie zwalaj na innych próbując się usprawiedliwiać.

W którą stronę pojdziesz to zależy tylko od Ciebie. Życzę powodzenia :).


Wt kwi 22, 2014 18:34
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So mar 30, 2013 20:35
Posty: 2751
Post Re: od wielkiej wiary do agnostycyzmu, zagubienie
zagubiona8989 napisał(a):
Mój problem polega na tym, że jak już coś mam robić to na maksimum swoich możliwości. Ja nie dałam rady, bo robiłam coś co było sprzeczne z nauką Kościoła i dlatego czułam, że nie mogę tak żyć, z ciągłym poczuciem winy. Do Kościoła nigdy nie wrócę, jako instytucji ale do modlitw do Boga to nie wiem.
To jest typowy wynik kościelnej indoktrynacji, która dokonała sie wiele lat temu. Dopóki sie z tego nie wyzwolisz, wciaz będziesz mieć ten problem i nie będziesz szczęśliwa. Zasade życia tak, aby nie krzywdzic innych, uważam za słuszną. A przecież nikogo nie krzywdzisz. To Ciebie krzytwdzą ci, którzy zatruli Ci duszę.

_________________
Rozsądne, a nie pętające swej wolności umysły są lekkimi ciałami lotnymi, wybiegającymi zawsze naprzód i rozpoznającymi okolice, do których dostojnie kroczący, zwarty korpus ortodoksów w końcu także kiedyś dotrze.
G.C. Lichtenberg


Wt kwi 22, 2014 20:24
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 210 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5 ... 14  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL