Polecam artykuł:
http://prawicowyinternet.pl/zegar-zaglady-zbliza-sie-do-konca/

kilka uwag o obecnym stanie cywilizacji. "Zegar Zagłady (ang. Doomsday Clock) to symboliczny zegar prowadzony od 1947 roku przez zarząd Bulletin of the Atomic Scientists na Uniwersytecie Chicagowskim. Pokazuje zawsze x minut do północy, gdzie „północ” oznacza zagładę ludzkości. "

Uwagi o stanie cywilizacji ok. Kto nie śledzi ten wiem że na świecie nie panuje błogi spokój. Natomiast niektóre pytania są naiwne jak dla mnie. Np co jeśli Rosja wzorem sytuacji w Gruzji i na Ukrainie weźmie się za Estonię. Mimo wszystko nie jest to analogiczna sytuacja. Estonia jest w NATO i nie wystarcza mi argument w stylu " już widzę jak NATO broni małej Estonii" - wolę dowód że tak w istocie jest że NATO nie podejmie żadnych działań. Podobnie ze zbrojeniem się Polski, gdzie autor chyba nie zauważa że mu od dawna kupujemy,unowocześniamy, reformujemy. Można krytykować ilość, jakość, realne postępy, ale pisać tak jakbyśmy od 20 lat mieli ciągle to samo?
Zegar zagłady to przestroga. Putin to człowiek z którym trzeba się liczyć, ale i któremu trzeba postawić jasną granice. W świecie arabskim istnieje zagrożenie fundamentalizmem. Być może jednak tego nam w Europie brakowało - przebudzenia się. Jeśli mówimy że stara Europa upada moralnie, traci korzenie, przyjmuje masy emigrantów, to obecna sytuacja na świecie może wiele zmienić w podejściu.

Mam nadzieję, że Rosja nie podejmie w związku z Estonią żadnych działań ale odsetek Rosjan żyjących w Estonii nie napawa optymizmem - zawsze Rosjanie mogą używać argumentacji o łamaniu praw rosyjskiej mniejszości... o chęci "obrony" rosyjskiej ludności...
Jeśli NATO zareaguje zbrojnie... to wojna światowa...

Rosja czy też Putin moze sobie uzywac dowolnej retoryki. Kazdy rozumie że nie prawa ludności są celem. Jescze raz chcialbym zaznaczyc ze Estonia to nie samotna Gruzja czy rozbita Ukraina. Nie na darmo lataja tam NATOwskie myśliwce. Wojna swiatowa byla blizej w okresie zimnej wojny. Dzis oczywiscie wiele moze sie wydarzyc ale nie jest tu argumentem jakis zegar zagłady.

Wątpię by NATO wypowiedziało wojnę Rosji, gdyba ta zajęła kraje nadbałtyckie. Poza tym Rosja pewnie nie dokonałaby tego w wyniki jednorazowej napaści tylko stopniowo odrywałaby po kawałku terytorium, a NATO za każdym razem miałoby nadzieję, że to już koniec. A czy NATO pomogłoby Polsce? Jeżeli nawet, to zanim wojska zostałyby przerzucone w tą część Europy, to i tak byłoby za późno, bo Rosjanie już dawno stacjonowaliby przy naszej zachodniej granicy.

NATO ma ponad 10 przewagę w uzbrojeniu konwencjonalnym, więc kontrofensywa z obszaru Niemiec z pewnością przegoniłaby Rosjan. Nie wiadomo jednak co zrobiłby Putin przyparty do muru. Moim zdaniem nie mając nic do stracenia użyłby broni atomowej, a że większość wojsk NATO znajdowałaby się na terytorium polski, to z naszego kraju niewiele by pozostało. Rosja ma 8500 głowic. NATO ma ich podobną ilość. Wnioski są takie, że z naszej cywilizacji niewiele by zostały. Właśnie ta świadomość prawdopodobnie powstrzymałaby pomoc militarną Polsce w przypadku agresji rosyjskiej.

Tak czy inaczej w każdym przypadku mamy przechlapane. Jedyne co możemy zrobić, to się zbroić, aby Putinowi nie opłacało się nas zaatakować.

Rozumiem że Putinowi opłaca się starcie z NATO i jego bronia? Skad w ogole takie oceny że tylko Rosja zaatakuje, nikt jej nie powstrzyma i chętnie użyje broni atomowej? Ciągle pokutuje w nas syndrom kampanii wrzesniowej. Putin chce miec swoje imperium a nie zgliszcza. A Rosja nie jest potężna i musi się liczyć z tym, ze może tyle na ile jej zostanie pozwolone. Jakos nje wyobrazam sobie sytuacji że całe NATO nagle patrzy w inną stronę niz pierwszy zaatakowany.

Dlaczego miałby "nie mieć nic do stracenia"?

Do wybuchu wojny światowej potrzebne są przynajmniej dwa równorzędne bloki państw.

Zanim Rosja zacznie atakować kraje bałtyckie, Polskę, NATO i cały świat, najpierw niech sobie poradzi z Ukrainą. Jak na razie próba rozbicia słabo dowodzonej i nie najlepiej wyposażonej armii ukraińskiej z pewnością nie przejdzie do annałów wojny błyskawicznej.

Nie przejdzie, bo na razie Rosjanie nie zaangażowali równorzędnych sił ze swojej strony. Ale jak widać i tu racja, oni nigdy nie wchodzą tak po prostu. Gdy walczyli w Gruzji wykorzystali gruzińskie starania o podporządkowanie zbuntowanych regionów.

Estonia, zbyt mała zdobycz, żeby ryzykować, chyba że Putin poczuje się tak pewny, a raczej szalony. I tego trzeba się bać. Dyktatorzy szaleńcy to zagrożenie.

NATO z Japonią i Izraelem a naprzeciw Rosja, Chiny, Iran i może kraje arabskie... gdybać można długo, Chiny zbroją się na potęgę...

Putin nie musi bać się opinii publicznej tak jak rządy w krajach NATOwskich, jeśli wyśle na śmierć 10 tysięcy żołnierzy a ich żony będą protestować to żony będą marznąć na Syberii w obozie... O tyle ma łatwiej.

Chiny się zbroją na potęgę. Ale... celem jest przede wszystkim dorównanie potęgom. Niemiecka flota przed I wojną światową też się zbroiła na potęgę, ale i tak nigdy nie dorównała brytyjskiej. Co innego się zbroić, a co innego przewyższać. Co innego mieć wyższy wskaźnik niż np USA, a co innego realny potencjał w porównaniu z USA. Gdybać oczywiście można, ale jesteśmy w kontekście obecnych realnych wydarzeń i prognozowania zagłady. Czy w tym temacie możemy pozostać dla porządku i wzajemnego zrozumienia się?

NATO wygrałoby wojnę konwencjonalną z Rosją - innego scenariusza nie ma, bo przewaga militarna sojuszu jest zbyt duża. Putin pewnie byłby sądzony jako zbrodniarz wojenny i skończyłby jak Saddam Husajn. Dlatego gdyby wojska NATO zbliżały się do Moskwy jest wielce prawdopodobne, że Putin postąpiłby według zasady "po nas choćby potop". Jednak jak już napisałem - uważam taką wojnę za mało prawdopodobną, bo wszyscy zdają sobie sprawę ze skutków wojny atomowej. Jednak zawsze sytuacja może się wymknąć spod kontroli (np. zapłonem może być jakiś lokalny, pozornie mało znaczący konflikt) lub na czele jakiegoś mocarstwa może zasiąść jakiś szaleniec pokroju Adolfa Hitlera.

To prawda. Gdyby zaangażowano cały potencjał militarny rozbicie armii ukraińskiej nie zajęło by zbyt wiele czasu. Problem, w tym, że pokonanie regularniej armii nie oznacza jeszcze przejęcia kontroli nad krajem. To w zasadzie dopiero początek kosztów i ofiar, o czym boleśnie przekonali się Amerykanie w Iraku. Obecnie żaden prorosyjski rząd nie jest w stanie utrzymać się w Kijowie. Pacyfikacja i okupacja Ukrainy to operacja, która musiałaby angażować olbrzymie środki militarne i finansowe ze strony Rosji przez najbliższe lata. Trudno mi sobie wyobrazić jak w takiej sytuacji Rosja byłaby w stanie rozszerzać konflikt o nowe kraje, ryzykując do tego otwartą konfrontację z NATO.

Obecny kryzys na Ukrainie pokazuje wyraźnie, że Rosja jest całkowicie osamotniona na arenie międzynarodowej. Nawet najbliższe Moskwie kraje jak Białoruś czy Kazachstan wypowiadają się w tym temacie bardzo niechętnie i powściągliwie. Chiny natomiast nie mają żadnego interesu ryzykować dobrych stosunków z Zachodem w imię ratowania rosyjskich planów imperialnych.

Wszystko do czasu. Udział Rosji w pierwszej wojnie światowej skończył się krwawą rewolucją i egzekucją cara. Przedłużająca się interwencja w Afganistanie wydatnie przyczyniła się do rozpadu ZSRR.

Zatem - w jakim celu miałby tę wojnę w ogóle zaczynać...?

Mauger
Pytanie tylko o cel. Zwycięstwo militarne tak, możliwe i to szybko, ale poza sferą militarną są tez inne aspekty. Czy Rosjanie muszą wejść na Ukrainę i ją okupować? Mają już co chcieli - Krym i osłabienie sąsiada. Nikt im nie karze bawić się z partyzantami. Podobnie i angażowanie się na szeroką skalę w Europie Wschodniej - po co? Tak jak Afganistanu nikt nie podbił do końca, tak i tutaj wszelkie wysiłki okupacyjne okazywały się nieudane. Niemcy swojego czasu mieli jakiś cel, a Rosjanie dziś? Oni już okazali słabość, bo widocznie Ukraińców nie da się dłużej kontrolować, więc trzeba pacyfikować.