Wg. polskiego prawa członkostwo w każdym jest dobrowolne, zatem procedury kościelne nie sa istotne - nie życząc sobie być członkiem KRK tym samym nim nie jesteś, zatem dotyczące tego, wydane przez Ciebie w jakiejkolwiek formie oświadczenie jest wystarczajacą przesłanką, by GIODO był zobowiązany chronić Twoje dane.

A czy GIODO może chronić moje dane łamiąc wolność wyznania proboszcza, który nie chce w księdze chrztu dokonać wpisu, że "wystąpiłem z Kościoła", gdyż nie wierzy w to, że z Kościoła można wystąpić?
Przecież chrzest jest niezmywalny, wymysł KEP-u o "procedurze apostazji" czyli ta szopka z dwoma świadkami, nie ma żadnego pokrycia w prawie kanonicznym, a poza tym, "raz katolik, na zawsze katolik"...

Przecież proboszcza nie zmusza się do napisania, że chrztu nie było, tylko że delikwent wystąpił z kościoła jako organizacji.
Sam też dojrzałem do apostazji, żeby uporządkować sobie papiery, ale z żadnymi świadkami nie będę się wygłupiał - wyślę list, choć kusi, żeby osobiście popatrzeć na reakcję księdza. Tylko nie mogę ustalić gdzie list mam wysłać - do parafii chrztu, zamieszkania czy zameldowania?

Acro! Na litość boską! Nie rób tego! Wyślij do proboszcza, najlepiej parafii chrztu, ale takie coś:



Jeśli złożysz oświadczenie, że występujesz, to masz jak w banku długą drogę przez sądy administracyjne i doktoryzowanie się nad "skutecznością aktu wystąpienia". Jeśli będziesz miał pecha, to trafisz na proboszcza, który powie, że wierzy w to, że nie wystąpiłeś, więc nie może w księdze chrztu poświadczyć nieprawdy i żadne sądy go do tego nie zmuszą.

A wpisanie adnotacji, że poinformowałeś Kościół lojalnie, że nie należysz, nie przeczy przekonaniom proboszcza, bo jedynie odzwierciedla stan faktyczny.

Ty informujesz Kościół, że nie należysz i jest po zawodach.
Kościół może sobie uważać, że należysz, tyle że kogo to obchodzi co sobie od tego momentu uważa Kościół...?

Rety, ale mi wszyscy mieszacie, juz nie wiem, co robić...
Chciałbym, żeby operacja była skuteczna - tzn np żeby wymazano informacje o mnie (które skądinąd wiem, ze są zbierane skrupulatnie, łącznie z miejscem pracy i zarobkami).
Myślałem o procedurze tzw. włoskiej, z wysłaniem stosownego żądania. Ale faktycznie, jeśli proboszcze nie zareaguje, oznacza to skargę do GIODO.

U nas numer z "oświadczeniem woli o wystąpieniu z Kościoła" ostatnio najczęściej nie przechodzi - proboszcz każe takiemu delikwentowi spadać na drzewo, bo uważa, że nie można z Kościoła wystąpić za pomocą świstka papieru przesłanego pocztą. I takiego proboszcza żadna siła nie zmusi, aby wbrew swojej woli do kościelnego dokumentu wpisał niezgodną z prawdą w jego rozeznaniu adnotację, że delikwent "wystąpił z Kościoła". Taka sprawa jest właściwie z góry przegrana - po kilku latach "bujania się" po sądach administracyjnych.
Sąd nie może złamać wolności wyznania proboszcza broniąc Twojej wolności wyznania.

To jest tak: Kościół od momentu Twojego chrztu ma prawo uważać, że należysz do Kościoła. No bo skąd miałby wiedzieć, że korzystasz z wolności wyznania i uznałeś, że nie należysz do Kościoła, jeśli Kościoła o tym nie poinformujesz?

Więc musisz Kościół o tym poinformować, że korzystając z wolności wyznania uważasz, że nie należysz i wnosisz o dokonanie takiej adnotacji w księdze chrztów.

Wolność wyznania obowiązuje obywateli - to Ty decydujesz o swoim wyznaniu, a nie Kościół. Sąd musi uszanować to, co Ty na ten temat sądzisz.

Natomiast jeśli składasz oświadczenie woli o wystąpieniu z Kościoła, to tak naprawdę jedynie przyznajesz się do tego, że... należysz do Kościoła.

Jeśli oświadczasz, że wychodzisz z Kościoła, to tym samym przyznajesz, że póki co w Kościele jesteś, prawda? A po co miałbyś przyznawać się Kościołowi, że jesteś w Kościele?

No a jeśli już przyznasz, że należysz do Kościoła (bo chcesz wyjść, czyli wystąpić z Kościoła), to sąd może stwierdzić, że powinieneś w takim razie konsekwentnie honorować zasady wychodzenia z Kościoła, które to Kościół uważa za słuszne. No i masz pozamiatane...

Ja bym ci sugerował bezpieczne "Oświadczam, że nie należę do Kościoła", natomiast zrobisz, jak uważasz.

Dzięki, przemyślę to sobie.

A czy to w ogóle warto umacniać proboszcza w przekonaniu, ze on coś może? Takie ich zachowanie swiadczy tylko o ich słabości. Czas działa a Twoja korzyść, za parę lat zapomną o Tobie, o lie, oczywiscie, nie bedziesz im się przypominał.

No więc dopóki mają zebrane o mnie informacje (bardzo szczegółowe, swoją drogą, raz zajrzałem do zeszytu... ) to trudniej zapomnieć. No i nie zaryzykuję, że po mojej śmierci będą swoje czary-mary nad moimi zwłokami wyczyniać. I może nie będą sobie mną gęby w statystykach wycierać...

Nie zapomną. I będą go wliczali do procenta owieczek, gdy prymas będzie tłumaczył premierowi, że trzeba wprowadzić jakiś kolejny bonus prawny dla katolików, bo to przecież 33 miliony obywateli.

Ja wystąpiłam drogą administracyjną (czerwiec 2014) - wysłałam pocztą "oświadczenie woli o wystąpieniu z KK" z potwierdzonym notarialnie podpisem. Nie dostałam odpowiedzi, więc po kilku tygodniach przejechałam pół Polski i odwiedziłam księdza dziekana. Okazało się, że dokonał aktualizacji w księdze chrztu właściwie bezzwłocznie (tuż po otrzymaniu mojego pisma), lecz nie wysłał mi odpisu (nie potrafił odpowiedzieć dlaczego). Dostałam odpis na miejscu i zobaczyłam na własne oczy wpis w księdze chrztu: "„Dnia........ formalnym aktem wystąpił(a) z Kościoła katolickiego”. Teraz zamierzamy przejechać pół Polski w drugim kierunku, do parafii w której był ochrzczony mój mąż, gdyż do dziś nie dostał nic.

No to miałaś szczęście, że ksiądz dziekan ignoruje kodeks prawa kanonicznego i świstek papieru niezgodnie z prawem i doktryną Kościoła uznał za formalne wystąpienie z Kościoła.

Ale nie każdy może mieć takie szczęście.
Jeśli wyślesz "oświadczenie woli o wystąpieniu z Kościoła" i trafisz na proboszcza - formalistę, to masz pozamiatane.

Cóż, raczej nie miał wyjścia. Żyjemy jednak w Polsce, nie Państwie Kościelnym.

A kiedy sobie wycierali? Proszę o przykłady.

Nie zgodzę się z Tobą, ponieważ ksiądz ma prawo wierzyć, że z Kościoła nie można wystąpić, albo że można jedynie poprzez "sakrament apostazji", czyli tą szopkę z dwoma świadkami na dywaniku u proboszcza.

Ustawa o gwarancjach wolności sumienia i wyznania mówi, że nikogo nie można zmuszać do uczestniczenia w czynnościach religijnych. Uznanie, że delikwent wystąpił z Kościoła (pozbawił się zbawienia) jest czynnością religijną, a proboszczowi wolno nie wierzyć w to, że można wystąpić z Kościoła za pomocą świstka przesłanego pocztą.
Więc gdyby sąd chciał nakazać takiemu proboszczowi odnotowanie w księdze chrztów, że delikwent wystąpił, bo przesłał do kancelarii świstek papieru, to byłoby to złamanie wolności wyznania księdza proboszcza.

Dlatego bezpieczniej proboszcza po prostu poinformować, że się do Kościoła nie należy, prosząc jednocześnie o adnotację w księdze chrztu "w dniu ... poinformował, że nie należy". (a nie: "od dnia ... nie należy" - zasadnicza różnica, prawda?)

Ta adnotacja nie przeszkadza proboszczowi wierzyć, że delikwent nadal należy.
Tyle że kogo to obchodzi, co sobie uważa na ten temat proboszcz, poza proboszczem oczywiście...

Obywatel nie należy i baza danych nie jest od tego momentu bazą osób wyłącznie należących do Kościoła. Z punktu widzenia prawa liczy się wolność wyznania obywatela - Kościół nie ma wolności decydowania wbrew wyznaniu obywatela, czy obywatel należy, czy nie należy.